Wielkim przegranym kataklizmu w Japonii może być energetyka jądrowa. Także w Polsce.
Pokazywane przez telewizję obrazy dymiącej elektrowni Fukushima I i ewakuowanych w pośpiechu 200 tys. okolicznych mieszkańców mogą wywołać podobny skutek, jak zdjęcia poparzonej napalmem dziewięcioletniej Kim Phuc sprzed około 35 lat. Te ostatnie wpłynęły na zmianę nastawienia Amerykanów do wojny w Wietnamie. Teraz możemy być pewni, że na całym świecie uaktywnią się przeciwnicy atomu. Będą demonstracje, blokowanie elektrowni i placów budów, jak w 1990 roku w Żarnowcu. Emocji nie zabraknie.
Przedsmak mieliśmy już w sobotę w programie TVN 24. Zaproszeni do studia eksperci przez chwilę wymieniali poglądy, czy energetyka jądrowa jest bezpieczna. Potem zaczęli sobie ubliżać, w końcu wyszli ze studia.
Branża energetyki jądrowej znalazła się już na widelcu polityków. Kanclerz Niemiec Angela Merkel zapowiedziała kontrolę 17 tamtejszych reaktorów, uznając, że „nie można po prostu powiedzieć, że są bezpieczne”.
To wszystko dzieje się, gdy po prawie dwóch dekadach kryzysu wywołanego katastrofą w Czarnobylu w 1986 roku branża atomowa wraca do łask. Niemcy niedawno przeforsowali wydłużenie życia swoich elektrowni, które miały być zamknięte w 2020 roku. Z energetyką jądrową przeprosili się Włosi i Szwedzi. Do 2024 roku na świecie powinno powstać nawet 370 bloków energetycznych, podczas gdy w ciągu ostatnich 15 lat oddano ich do użytku tylko 70. Otworzył się rynek inwestycji wartych do 2030 roku nawet 1 bln dolarów.
Powodów renesansu atomu jest kilka. Ceny ropy oszalały, pojawiły się problemy z dostawami gazu, związane m.in. z konfliktami o rozliczenia Rosji z krajami tranzytowymi. Nadzwyczaj wysokie okazały się też koszty alternatywnych źródeł energii. Tymczasem szybko rośnie zapotrzebowanie na energię elektryczną. W Polsce może zacząć jej brakować już w 2013 roku i trzeba się będzie ratować kosztownym importem.Ten koszt może wzrosnąć, jeśli okaże się, że z powodu katastrofy w elektrowni Fukushima I są ofiary i nic nie powstrzyma rozlewającej się po świecie fali niechęci do energii z atomu. Dotyczy to również Polski, gdzie planowana budowa dwóch elektrowni jest i tak już mocno opóźniona. Po kataklizmie w Japonii nawet wymieniana ostatnio kolejna już data 2020 wydaje się nieaktualna.