Ani to news, ani przełom. Dzisiejsze spotkanie komisarza ds. gospodarczo-walutowych Ollego Rehna z premierem Tuskiem jedynie potwierdzi niepokój Europy stanem polskich finansów publicznych. W ostatnich tygodniach słyszeliśmy to już kilka razy.
I kilka razy jeszcze usłyszymy, bo Polska pod obecnymi rządami nie sprosta wymogom strefy euro. W kilkanaście miesięcy nie zredukujemy deficytu finansów publicznych do poziomu 3 proc. PKB. Komisja Europejska będzie dalej narzekała, a my dalej będziemy udawali, że bierzemy to sobie do serca. I szkoda nawet naszego pisania, gdyby nie moment, w którym komisja odziera Polskę z mitu zielonej wyspy.
Równolegle z rozmowami w Warszawie trwają przygotowania do marcowego szczytu państw członkowskich. W Brukseli ostatecznie potwierdzona zostanie Europa dwóch prędkości. Państw strefy euro z jedną walutą, jedną polityką gospodarczą, podobnymi standardami – tak naprawdę jedno państwo. I druga prędkość to te wszystkie ślimaki, które nie spełniają minimum. Bez prawa głosu, bez preferencji kredytowych, poza orbitą wpływów.
Rehn powiedział wczoraj, że nie widzi powodu wydłużenia Polsce okresu dostosowawczego. Nam w „DGP” też trudno go wypatrzeć. Wielokrotnie pisaliśmy, co rząd musi zrobić, żeby ratować finanse państwa. Teraz moglibyśmy powtórzyć wszystko to samo, dodając jeszcze – żeby ratować Polskę przed euromarginalizacją. Ciekawe, jak premier będzie dziś przekonywał unijnego komisarza. Czy powie mu, że nie zamierza słuchać ekonomistów wariatów?