Jeśli przyjrzeć się ostatnim europejskim szczytom, widać, że sprawy całej Unii są na nich coraz mniej ważne. Teraz liczą się najbardziej problemy mniejszego, ale ważniejszego klubu, czyli strefy euro
Na kilka dni przed piątkowym szczytem UE niemiecki „Spiegel” pisze o pakiecie Merkel dla ratowania Europy, karaniu państw za nieodpowiedzialną politykę budżetową i konieczności wzmocnienia konkurencyjności w UE. W konkluzji dodaje, że dzień przyjęcia pakietu Merkel będzie dniem faktycznego oderwania się Eurolandu od reszty Unii i usankcjonowania integracji dwóch prędkości. Warto się przyjrzeć, co z tego wynika dla Polski.
Do analizy idealnie nadaje się rok 2010. To przedsmak funkcjonowania Europy na nowych zasadach. Z sześciu regularnych szczytów 27 państw UE wszystkie poświęcone były problemom Eurolandu, czyli 16, a nie 27 państw (od 2011 r. strefa po przyjęciu Estonii powiększyła się do 17). Przypieczętowaniem był szczyt z 16 – 17 grudnia 2010 r., gdy mówiono o „ograniczonej” zmianie w unijnych traktatach. Oczywiście dotyczą one tylko państw posługujących się wspólną walutą i pragnących ustanowienia stałego mechanizmu gwarantującego finansowanie ewentualnych unijnych bankrutów. Na piątkowym szczycie UE będzie podobnie. Tematem przewodnim jest co prawda energetyka, w rzeczywistości najważniejsza będzie prezentacja planu ratunkowego dla euro Merkel.
Trend dotyczy również spotkań na niższym szczeblu. Choćby Ecofinu, czyli rozmów ministrów finansów „27”. Właściwie Ecofin straciło znaczenie na rzecz eurogrupy, czyli zgromadzenia ministrów finansów 17 państw strefy euro. To na nich zapadają realne decyzje dotyczące Europy.
Monotematyczności szczytów towarzyszy pełzająca rewolucja w instytucjach UE określająca zakres ich kompetencji. Tradycyjna biurokracja – Komisja Europejska i Parlament Europejski czy ustanowiony Lizboną prezydent Europy – w tym układzie wypada średnio. Na znaczeniu zyskuje za to np. wprowadzona bez większego rozgłosu agenda wypłacająca bailout dla bankrutów – European Financial Stability Facility (EFSF). Niemiec Klaus Regling, który kieruje EFSF, nazywany jest strażnikiem Europy. W rzeczywistości jest strażnikiem strefy euro.
Do tego dochodzi specyficzny sposób decydowania o budżecie UE po 2013 r. Głos rozstrzygający zyskują płatnicy netto – Niemcy, Francja, Wielka Brytania i Holandia. Rola Komisji Europejskiej i – w jeszcze większym stopniu – Parlamentu Europejskiego jest marginalizowana (mimo że Lizbona przyznaje PE kompetencje budżetowe).
Dla Polski ten trend jest niekorzystny. Dotychczasowy model biurokracji unijnej pozwalał forsować interesy poszczególnych państw z zachowaniem proporcji. W rezultacie podejmowane decyzje były wypadkową interesów całej UE. Polska z biegiem lat coraz sprawniej radziła sobie w forsowaniu swojego punktu widzenia i osiąganiu swoich celów.
Rząd gospodarczy, który powstaje w UE pod patronatem Berlina i Paryża, na taki komfort nie pozwoli. Powstaje bez naszego udziału. I bez naszego udziału będzie decydował o sprawach europejskich.