Debata „DGP” o nowych przepisach emerytalnych dla osób aktywnych zawodowo. – Państwo, które stworzyło chory system, teraz wszczepia w niego by-pass – uważa Robert Gwiazdowski.
Podpisana przez pana prezydenta Komorowskiego nowelizacja ustawy o finansach publicznych zakładająca, że osoby, które po przejściu na wcześniejszą emeryturę pozostały na etacie w dotychczasowej firmie bez rozwiązania umowy, będą musiały teraz wybrać pomiędzy emeryturą a pensją, ma – jak mawiał pan prezydent Wałęsa – plusy dodatnie i plusy ujemne.
Plus dodatni jest taki, że pracownicy – chronieni przepisami kodeksu pracy i innych ustaw – których pracodawca chciałby zwolnić, a de facto nie może, gdyż nie pozwalają mu przepisy, nie będą mogli pobierać jeszcze dodatkowo świadczenia emerytalnego – bo często już ich pensje nie przypominają „wynagrodzenia za pracę”, tylko „świadczenie za nic-nierobienie”.
Jest to jednak klasyczny dowód na trafność spostrzeżenia Kisiela, że „socjalizm to taki ustrój, który bohatersko walczy z problemami nieznanymi w żadnym innym ustroju”. To państwo stworzyło takie przepisy prawa pracy, które często chronią „nierobów”. To państwo stworzyło im nie tylko możliwość „przechodzenia” na wcześniejsze emerytury, ale wręcz „dodatkowego pobierania” wcześniejszej emerytury. I teraz państwo wszczepia w ten chory system by-pass nakazującego uprzywilejowanym, żeby się na jeden dzień z pracy sami zwolnili – wtedy będzie można ich nie przyjąć z powrotem. Cyrk!
Ale jest też plus ujemny, który pojawia się zawsze przy okazji pracy emerytów. Otóż, podobno, emerytura jest „świadczeniem ubezpieczeniowym”. Podobno płacimy „składkę na ubezpieczenie emerytalne”. Więc powinniśmy otrzymać świadczenie ubezpieczeniowe na warunkach zawartej umowy. A zawieraliśmy ją... podejmując po raz pierwszy zatrudnienie. Wyobraźmy sobie bowiem, że płacimy za ubezpieczenie OC. I wjechaliśmy komuś – jak się mówi w żargonie kierowców – „w d...”. A ubezpieczyciel nam komunikuje, że jak poszkodowany chce pobrać „świadczenie odszkodowawcze”, to niech się zwolni z pracy, bo pensja, którą pobiera, starczy mu na wyklepanie blachy. Różnica między „ubezpieczonym” kierowcą a „ubezpieczonym” emerytem jakaś taka niewielka.
Więc może z okazji Świąt Bożego Narodzenia powinniśmy sobie przypomnieć, co powiada Pismo: „Poznacie prawdę i prawda was wyzwoli”. Czas więc poznać prawdę o naturze „ubezpieczenia emerytalnego” i płaconej przez nas „składki ubezpieczeniowej”. To nie jest żadna „składka”, tylko podatek. Jest to podatek celowy, z którego pokrywane są wypłaty dzisiejszych emerytur. Nasza emerytura w przyszłości zależeć będzie od „kondycji finansowej zakładu ubezpieczeniowego”, jakim jest państwo. A jako że państwo to specyficzny „zakład ubezpieczeniowy”, który posiada możliwość legalnego stosowania przymusu, zrobi z naszym „świadczeniem” emerytalnym, co mu będzie zrobić wygodniej z punktu widzenia relacji: ekonomia/polityka. A dokładniej: finanse publiczne/polityka. Jak pisał Alexis de Tocqueville „Nie ma takiej podłości, której nie dopuściłby się nawet najbardziej liberalny rząd, gdy mu zabraknie pieniędzy”. A co dopiero wówczas, gdy rząd jest „liberalny” jedynie w ustach premiera.
Ciekawe jest też to, że pan prezydent Komorowski idzie w ślady pana prezydenta Wałęsy, bo jest już „za, a nawet przeciw”. Ustawę co prawda podpisał, ale wsłuchał się w głos ludu „ze zdecydowaną dezaprobatą społeczną, czego wyrazem są kierowane do prezydenta apele i wystąpienia”. Dlatego doszedł do wniosku, że „brak jest jednoznacznych przesłanek uzasadniających odstąpienie od wcześniejszej koncepcji”. Więc należy się spodziewać, że wkrótce posłowie będą „pracować” nad kolejną wersją nowelizacji ustawy. Aczkolwiek moim zdaniem lepiej byłoby ich wysłać na... wcześniejsze emerytury. Bo co ustawa, to gorsza.