Premier mówi jedno, a jego minister finansów drugie. Poszło znowu o OFE i sposób odliczania przez Brukselę kosztów reformy emerytalnej od deficytu i długu. Ileż to w ciągu ostatnich miesięcy było słychać w tej sprawie deklaracji i zapewnień. Że sprawa jest na dobrej drodze, że kompromis tuż-tuż, że Komisja Europejska mięknie.
Wczoraj nastąpiła swego rodzaju kulminacja: Donald Tusk znów stwierdził, iż nadchodzi szybki kompromis. Parę godzin później Jacek Rostowski: w gruncie rzeczy dla Polski sprawa OFE nie jest priorytetowa i w razie czego może sobie poczekać aż do marca przyszłego roku, do kolejnego, a nie najbliższego szczytu Unii. Paradoks polega na tym, że mówiąc te różne rzeczy, obaj panowie mają rację. Polska ma święte prawo domagać się od Brukseli korzystniejszego traktowania, gdyż – w przeciwieństwie do wielu innych państw UE – przeprowadziła reformę emerytalną. Prawdą jest, że komisja przedstawiła kompromis w tej sprawie. Prawdą jest też, że ten kompromis Polski nie satysfakcjonuje. I jest jeszcze jedna prawda: najbliższy, grudniowy szczyt Unii będzie poświęcony sprawie dla nas superważnej, czyli budżetowi Wspólnoty.
Jest zatem dużo prawd. Tylko nie składają się one w jedną całość. Jaką właściwie rząd ma strategię? Spieszymy się z OFE czy nie? Jeżeli to nie jest już dla nas priorytetem, po co te miesiące przekonywania i zapewnień - to my mamy rację i Bruksela nas doceni. A twarde fakty są inne. Belgijska prezydencja zdążyła już zapewnić, że dyskusji w sprawie liczenia długu w grudniu nie będzie. I znowu chcieliśmy dobrze, a wyszedł informacyjny szum i po prostu bałagan.