Akurat na naszą prezydencję w UE przypada początek debaty na temat unijnego budżetu na lata 2014 – 2020. Na pewno będzie gorąco, bo już teraz bogate państwa zapowiadają walkę o obniżenie wydatków
W czasie naszej prezydencji w UE atmosfera w Europie zapowiada się fatalna – rządy będą oszczędzać, i to nie na żarty. Zapowiada się rok, w którym wszystkie frustracje Unii Europejskiej wyleją się na zewnątrz. Całkiem możliwe, że z pierwszych rzędów będziemy oglądać imponującą katastrofę.
Akurat na naszą prezydencję przypada początek debaty na temat budżetu UE na lata 2014 – 2020. Zgodnie z unijnymi przepisami dyskusja ruszy w połowie 2011 r., gdy projekt przedstawi Komisja Europejska. Mniej więcej w tym samym czasie pojawi się jeszcze jedna intrygująca propozycja, która na pewno rozpali emocje: europodatek. Jose Manuel Barroso ma ją złożyć w czerwcu 2011 r. A my zaczynamy prezydencję w lipcu.
Będzie gorąco. Już teraz Brytyjczycy montują koalicję, która zapowiada walkę o obniżkę unijnej kasy. Chodzi o spore pieniądze, bo plan Londynu zakłada redukcję budżetu do 0,85 proc. unijnego PKB, czyli aż o 250 mld euro w ciągu siedmiu lat. Bogatym państwom może się to politycznie opłacić. Eurosceptycyzm nie odstrasza, ale napędza wyborców.
Debata o unijnym budżecie jeszcze mocniej nakręci spiralę nieufności. Czym może to grozić, przekonali się Irlandczycy. Kiedy rząd za wszelką cenę chciał uspokoić sytuację, UE i MFW przekonywały cały świat o słabości Dublina. Komu uwierzyli Irlandczycy? Oczywiście Brukseli. W rezultacie z irlandzkich banków odpłynęły dziesiątki miliardów euro: Allied Irish Banks stracił od czerwca do 19 listopada 13 mld euro depozytów, czyli 17 proc. środków zgromadzonych na jego kontach. Rząd stracił w oczach Irlandczyków wiarygodność.
O nią toczy się teraz walka we wszystkich stolicach europejskich. Frustracja klasy politycznej będzie coraz większa, bo w 2011 r. okaże się, jak bardzo europejska kołdra jest krótka.
W przyszłym roku oszczędności nie będą już martwym zapisem w ustawach budżetowych, ale bolesną rzeczywistością. Wydatki tnie Hiszpania. Portugalski parlament zatwierdził już oszczędnościowy budżet na 2011 r. Lizbona obniży płace w sektorze publicznym, podniesie VAT do 23 proc., zetnie świadczenia socjalne. Oszczędzają Niemcy. Budżet resortu pracy i spraw socjalnych będzie o 15,5 mld mniejszy niż w tym roku. Fala zwolnień już przetacza się przez Wielką Brytanię. Pakiet cięć zmusi ok. 490 tys. osób z budżetówki, czyli co dwunastego pracownika tego sektora, do zmiany miejsca pracy, redukcje w niemal wszystkich resortach rządowych sięgną średnio 25 proc.
Nasz region nie zostaje w tyle. W przyszłym roku Węgrzy będą musiały nauczyć się żyć nie tylko z mocno okrojonym budżetem, ale również bez prywatnego systemu emerytalnego i prawdopodobnie z obniżonymi ocenami wiarygodności kredytowej. Już od 20 grudnia będzie obowiązywał przez trzy lata tzw. podatek kryzysowy. Pasa zaciska rząd Słowacji – w przyszłym roku chce oszczędzić na wydatkach około 900 mln euro, a dodatkowe 800 mln uzyskać z podatków. Ostre cięcia szykują Czesi. O 10 proc. spadną wynagrodzenia pracowników sektora budżetowego, zostaną zlikwidowane świadczenia, w tym dodatki za wysługę lat.
Trudno sobie wyobrazić, by Europejczycy przełknęli bezboleśnie gorzką pigułkę, jaką zaserwowali im politycy. Czy w tej sytuacji bogaci będą chcieli ratować maruderów, pomagać słabszym, ciąć jeszcze bardziej swoje budżety, by wyciągać z tarapatów Irlandię, Grecję, Portugalię, a potem może Hiszpanię? Solidarność europejska zostanie wystawiona na ciężką próbę, i to już w przyszłym roku.
Dobrze będzie, jeśli nam przypadnie tylko rola widza tego pasjonującego spektaklu.