Odkąd powstały spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe, trwa ich cicha wojna z bankami. Nic dziwnego, w końcu dla bankowców każda instytucja, która może przyjmować depozyty oraz udzielać pożyczek, stanowi konkurencję.
Na dodatek grającą według innych reguł, więc nie ma możliwości ewentualnych sporów załagodzić dzięki np. pośrednictwu potężnego Związku Banków Polskich.
SKOK-i nie są bez winy. Zaczęły próbować wejść na poletko zarezerwowane przez banki. Najwyraźniej zapomniały, że ich funkcja jest trochę inna niż banków.
Poddanie SKOK-ów kontroli ze strony KNF to dobre posunięcie. I pomysł, aby wycofać zastrzeżenia prezydenta do tej części ustawy o SKOK-ach, jest dobry. Wejście nadzoru wyjaśni, jaka jest sytuacja finansowa tych instytucji, jaką rolę pełni w nich Kasa Krajowa i jak bardzo szczelny bądź dziurawy jest system gwarancji dla depozytów w nich składanych. KNF będzie mogła stwierdzić, czy konieczne jest zwiększenie funduszy kas, czy żadnych dodatkowych pieniędzy nie potrzebują.
Boję się jednak, że urzędnicy komisji będą – tak jak bankowcy i szefowie SKOK – postrzegać kasy jako banki, narzucą im dodatkowe wymogi kapitałowe, regulacje dotyczące ryzyka itd. I wówczas okaże się, że instytucje stworzone, aby pomagać drobnym przedsiębiorcom oraz udzielać pomocowych pożyczek na rynku lokalnym, przestaną tą rolę spełniać. Pojawi się znowu luka na rynku, którą wypełniać zaczną mniej lub bardziej szemrani pożyczkodawcy lub firmy, które stosują lichwiarskie oprocentowanie.