Raz na jakiś czas czołówki gazet informują nas o kolejnych pomysłach rozwiązania problemu otwartych funduszy emerytalnych (OFE). Słowo „problem” zostało użyte nieprzypadkowo. Głównym bowiem argumentem za propozycjami zmian jest założenie, że z oszczędzaniem na przyszłe emerytury nie tylko w ZUS, ale również w znacznie mniej zależnych od działań polityków prywatnych funduszach jest coś nie tak.
FELIETON
Trudno inaczej zrozumieć przyczyny coraz bardziej radykalnych pomysłów. O ile wcześniejsze propozycje zmian zasad systemu emerytalnego były tłumaczone zbyt wysokimi kosztami funkcjonowania OFE, o tyle ostatnie pozbawione są już tak wyrafinowanej argumentacji. Dziś argumenty są jaśniejsze i bardziej bezpośrednie. Im mniej przekażemy do OFE, tym lepiej dla budżetu, czyli niby dla nas wszystkich.
Nie mogę pojąć, skąd te ciągłe próby wywrócenia do góry nogami systemu emerytalnego. Oprócz zawieszania na jakiś czas przekazywania składek do OFE padają inne, ciekawsze pomysły. Na przykład wprowadzenie dobrowolności uczestnictwa w systemie kapitałowym czy też możliwość jednorazowej wypłaty całości zgromadzonych w funduszu emerytalnym oszczędności. To groźne pomysły. Brzmią z pozoru atrakcyjnie, pachną liberalną wolnością wyboru. Jednak za atrakcyjnym opakowaniem kryje się rzeczywisty powrót do dominacji ZUS.
Na świecie wprowadzano różne rozwiązania emerytalne. Polski system, działający od 1999 roku, bazował na doświadczeniach wielu krajów, w tym również takich, którym się nie udało. Jednym z ważnych doświadczeń niektórych krajów Ameryki Łacińskiej była na przykład zgoda na możliwość wypłaty wszystkich zgromadzonych środków w formie jednorazowej wypłaty. Rozwiązanie to było znane z wielu europejskich dobrowolnych prywatnych systemów emerytalnych. Problem polega na tym, że czym innym jest wypłata jednorazowa dodatkowo zbieranych do podstawowej emerytury środków, a czym innym wypłata jednorazowa części podstawowej emerytury. W tym drugim wypadku, po tym jak skończą się wybrane pieniądze, trzeba żyć z połowy emerytury podstawowej. I to w okresie, kiedy człowiek jest jeszcze starszy niż wówczas, gdy tę emeryturę w formie jednorazowej wypłaty pobierał. Nie ma się co łudzić, że ludzie będą przezorni i wszystkich pieniędzy na raz nie wydadzą. Po pierwsze dlatego, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć swojej dalszej długości życia. Po drugie – im jesteśmy biedniejsi, tym większą mamy presję na to, aby wydawać tu i teraz. A to przecież o najbiedniejszych chodzi. Osoby bogatsze, bardziej przezorne będą w stanie w inny sposób zabezpieczyć swoją przyszłość. Dla nich rozwiązanie jednorazowej wypłaty mogłoby być nawet korzystne. Natomiast osoby biedniejsze będą musiały prędzej czy później wrócić na garnuszek państwa. A jedyna emerytura, jaką będą otrzymywać, będzie wyjątkowo marna, bo będzie to emerytura z ZUS, w połowie już skonsumowana.
Z kolei pachnąca wolnością propozycja wyboru pomiędzy ZUS i OFE spowodowałaby, że osoby bardziej dynamiczne i pewne przyszłości wybrałyby OFE, a osoby o gorszych perspektywach i mniej optymistyczne wybrałyby ZUS. Czyli OFE dla bardziej przedsiębiorczych, a ZUS dla mniej. Prędzej czy później stworzyłby się podział na biednych w ZUS i bogatych w OFE.
Szkoda, że dyskusja o najnowszych propozycjach dotyczących OFE spadła z porządku obrad zeszłotygodniowego Komitetu Stałego Rady Ministrów. Dyskusja ta przebiega obok zasadniczych problemów, takich jak potrzeba podwyższania wieku emerytalnego czy też potrzeby szybkiego rozpoczęcia reformy KRUS. Czas przerwać ją raz a dobrze.