Najtrudniej go znaleźć. Trochę mi zajęło i zapewne bez podpowiedzi znajomych znacznie dłużej trwałoby szukanie. Najpierw wchodzimy na stronę kancelarii premiera, potem klikamy BIP (Biuletyn Informacji Publicznej), następnie BIP Rady Ministrów (na górze, po lewej), a potem zakładkę Inne Dokumenty. I to właśnie w tych Innych Dokumentach znajduje się wieloletni plan finansowy państwa 2010 – 2013.
FELIETON
Sam plan jest optymistyczny w założeniach, ale bardzo szczery. Rząd przewiduje, że w latach 2010 – 2013 dług publiczny w stosunku do PKB będzie oscylował na granicy wymaganego progu 55 proc. I to w każdym z poszczególnych lat. Innymi słowy jest jasne, że plan jest na styk. Prześlizgnięcie się pod wymogami ustawowymi długu bazuje na dość optymistycznych założeniach makroekonomicznych i kontynuacji strategii osiągania wysokich przychodów z prywatyzacji.
Zaczynając od danych makro – zakładane wysokie dynamiki wzrostu gospodarczego na lata 2012 i 2013 opierają się na założeniu wysokiego przyrostu inwestycji publicznych oraz wysokiej dynamice popytu konsumpcyjnego. Zakłada się, że w tych dwóch latach realny wzrost płac wyniesie ok. 4 proc. rocznie, a przyrost zatrudnienia ukształtuje się na poziomie 3 proc. i 2 proc. Tak wysokie dynamiki płac i zatrudnienia występowały ostatnio w Polsce w okresie przedkryzysowego boomu w 2006 roku, przy doskonałej koniunkturze zewnętrznej. Założenia te wydają się zbyt optymistyczne. Bezrobocie ma spaść z obecnych 12,3 proc. do 7,3 proc. w roku 2013... Byłby to najniższy wskaźnik bezrobocia w całej historii III RP. Jest możliwy do osiągnięcia, aleprzydałyby się reformy rynku pracy, wzrost aktywności zawodowej ludności i lepsze niż obecnie perspektywy koniunktury globalnej. W planie nie ma jednak propozycji działań istotnie zmieniających reguły gry na rynku pracy.
Wiele propozycji zawartych w planie, niezwiązanych wprost z finansami publicznymi, jest godnych wsparcia. Również niektóre rozwiązania fiskalne, jak elastyczne podejście do wydatków na obronę, zobowiązanie rządu do wprowadzenia reformy emerytur mundurowych od 2012 r. czy nowego sposobu naliczania rent. Działania te są potrzebne, ale dalece niewystarczające. Stąd kontrowersyjna podwyżka VAT o 1 punkt procentowy, aby w 2011 roku limitu 55 proc. nie przekroczyć.
Debata publiczna, a raczej medialna, skupiła się głównie na podwyżce VAT, choć podwyżka o 1 punkt procentowy znacznie inflacji nie podbije, wzrostu istotnie nie zwolni, a i znacznych dochodów budżetowych nie przyniesie. To raczej symbol tymczasowości, poszukiwania najmniej bolesnego rozwiązania na rok. Problem polega na kierunku działania. Podwyższając podatki, ogranicza się tempo wzrostu gospodarczego. To dziś jeden z głównych problemów Węgier, które łatały deficyt, podnosząc podatki.
Reformy strukturalne nie dają znacznych oszczędności od razu, ale wprowadzone raz generują oszczędności na następne lata. Tak jest z podwyżką wieku emerytalnego czy reformą KRUS. Może działania po stronie wydatkowej nie wystarczą – wtedy niezbędne może być podniesienie podatków. Ale dopiero wtedy.
Czytając wieloletni plan, odnosi się wrażenie, że jest to plan na rok. Za rok dług do PKB będzie wyższy niż dziś, co widać też w planie. Nie sądzę, by rząd czuł się wtedy komfortowo. Będzie musiał znowu działać. Trzeba przekonywać opinię publiczną i rządzących, aby nie były to znów podatki.
Ryszard Petru jest głównym ekonomistą, dyrektorem banku ds. strategii, BRE Bank SA