Czerwona mapa Europy i tylko jeden zielony punkt ze wzrostem gospodarczym – Polska. Dla niektórych ten oklepany obrazek jest przykładem taniego PR. Dla zwolenników rządu umiejętne chwalenie się sukcesami.
Niezależnie od tego Polska z zerojedynkowego sloganu ma pożytek. Przekaz: u nas dobrze i stabilnie, reszta Europy w recesji, urósł do rangi najbardziej udanego hasła promującego nas za granicą.
W pierwszym półroczu wartość inwestycji zagranicznych przekroczyła 5,5 mld euro. To dwa razy więcej niż w analogicznym okresie 2009 r. Udowodnić związku zielonej wyspy z tymi danymi nie sposób. Wystarczy jednak kilka rozmów z biznesmenami, którzy chcą w Polsce inwestować. Najlepiej z regionu, który wie o nas niewiele. Na inwestorze z Hongkongu zielona wyspa robi wrażenie. To samo w Tajpej. „Otwieram u was firmę, bo to doskonała baza wypadowa na całą Europę Środkową. Jesteście w Unii i zachowaliście wzrost. Pewnie można u was zarobić” – takie opinie powtarza się tam jak mantrę. Na początku wydawać by się mogło, że to tylko część azjatyckiego small talku. Ale tylko na początku. Na tych, którzy inwestują w Polsce – zielona wyspa działa.