Portale walczą z kryzysem na rynku reklamy, rozwijają więc oferty dla reklamodawców. Na przykład, proponując możliwość wyświetlenia reklamy tylko tym użytkownikom, których dana oferta może zainteresować.
Po co 30-letni mężczyzna nieposiadający rodziny i interesujący się sportem ma oglądać reklamy damskich kosmetyków?
Jednak, by mężczyzna nie musiał oglądać reklam dla kobiet (i odwrotnie), portal musi wiedzieć, co dany użytkownik lubi, jakie strony ogląda, ile czasu spędza w sieci, a nawet gdzie mieszka. By zdobyć taką wiedzę, portal musi śledzić nasze zachowania, gromadzić dane na ten temat, a potem przeanalizować je i stworzyć na tej podstawie konkretne profile. I tu pojawia się problem.
Firmy internetowe mogą wkrótce napotkać poważną barierę, która może utrudnić im rozwój oferty targetowania behawioralnego. Będzie nią Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych. Uważa on, że w takiej sprawie targetowania behawioralnego internauci powinni być pytani o zgodę, i szykuje wraz ze swoimi unijnymi odpowiednikami propozycje prawne w tej sprawie. Branża internetowa podkreśla natomiast, że nie gromadzi danych osobowych, lecz jedynie informacje o zachowaniu w sieci konkretnych numerów IP. Dzięki temu niektórzy nie muszą oglądać reklam pieluch dla dzieci.