Drażni mnie pytanie, czy zdążymy z organizacją Euro 2012 na czas. Otóż mogę z dużym przekonaniem stwierdzić - zdążymy.
To, co najważniejsze, czyli stadiony, powstanie, więc będzie gdzie grać. Z organizacją całej imprezy też sobie jakoś poradzimy. Nie od dziś wiadomo, że Polacy w ważnych momentach potrafią się zmobilizować i staną na głowie, żeby wstydu przed zagranicznymi gośćmi nie było. Obawiam się tylko prowizorki. Nietrudno sobie wyobrazić, że zamiast brakujących pokoi hotelowych gościnni Polacy zorganizują w swoich mieszkaniach hostele. Wzorem Pekinu można też wyodrębnić na naszych i tak już wąskich drogach dodatkowy cieniutki pas tylko dla uczestników imprezy, a jeśli władze zaapelują w mediach, w razie potrzeby w czasie mistrzostw rodacy pozostawią samochody pod domami, żeby nie kor- kować dróg i mostów. Na otwarciu pięknie zatańczy zespół Mazowsze, w świat pójdą komentarze o gościnności Polaków, pochwali nas pewnie też Michel Platini. Ale czy o to chodzi? Impreza będzie trwała przecież tylko dwa czy trzy tygodnie. Nie mniej ważne jest, co po niej poza dobrym wrażeniem - o czym jestem przekonany - pozostanie. By po Euro 2012 pozostały nie tylko piękne stadiony, lecz także nowe autostrady, mosty, obwodnice, lotniska czy hotele. Druga taka szansa na szybki skok cywilizacyjny może się długo nie powtórzyć.