Coraz lepiej widać, że strategią Berlina w jego dążeniach do ukończenia bałtyckiego gazociągu staje się malowanie go na zielono. Najpierw jeden z landów powołał Fundację Klimatu i Środowiska, której głównym celem jest ominięcie amerykańskich sankcji na Nord Stream 2.

Firmująca inicjatywę szefowa regionalnego rządu, socjaldemokratka Manuela Schwesig przekonuje, że gazociąg sprzyja zielonej transformacji Niemiec, zapewniając dostęp do „paliwa pomostowego”. Przeciwnicy projektu opowiadają się w istocie za gazem amerykańskim – przekonuje. Ciosem w jej narrację były dokumenty ujawnione niedawno przez niemieckich ekologów, dokumentujące propozycję Berlina, by w zamian za uchylenie amerykańskich sankcji dofinansować niemiecką infrastrukturę do odbioru LNG. Świadczy ona, że Niemcy nie mają nic przeciwko temu, by do Europy napływało więcej gazu zarówno z Rosji, jak i z USA. Podpis pod ofertą złożył wicekanclerz Niemiec i jeden z liderów SPD Olaf Scholz.
Jest zupełnie odwrotnie niż twierdzi Schwesig: nowa trasa przesyłu gazu ziemnego o wielkiej przepustowości jest z punktu widzenia celów klimatycznych nie tylko zbędna, ona zagraża ich osiągnięciu. Kilkadziesiąt lat, na jakie obliczony jest rurociąg, to emisje mierzone w miliardach ton. Wszystko to w czasie, kiedy – z punktu widzenia neutralności klimatycznej – należy paliwa kopalne wygaszać.
Kolejna odnoga „zielonego PR-u” wokół NS2 jest budowana wokół wodoru. Najnowsza odsłona nastąpiła w zeszłym tygodniu. Minister gospodarki Peter Altmaier zapowiedział pogłębioną współpracę z Moskwą w sprawie zielonego wodoru, a jego rosyjski odpowiednik Denis Manturow zapewnił o gotowości, by stawiać na ten kierunek. Gdy cele klimatyczne będą tego wymagały, NS2 zmieni zastosowanie i posłuży do przesyłu wodoru – sugerują politycy.
Takie deklaracje kosztują niewiele, a przy tym są bez pokrycia. Rosja jest dużym producentem wodoru, ale tzw. szarego, wytwarzanego na bazie paliw kopalnych, czemu towarzyszą emisje CO2. Wodór zielony wymaga mocy OZE, które są piętą achillesową Moskwy – stanowią ułamek procenta jej miksu energetycznego. Ich rozbudowa jest oczywiście możliwa, ale to kwestia dekad (istnieją zresztą przesłanki, że priorytet dla zielonego wodoru opóźniłby bardziej palące z punktu widzenia klimatu zmiany). Do tego czasu NS2 tłoczyć będzie do Europy gaz ziemny w ilościach, które mogą zaprzepaścić jej ambicje klimatyczne. Sugerowanie, że jest inaczej, i budowanie wokół największej europejskiej inwestycji związanej z paliwami kopalnymi ekologicznej otoczki ma swoją nazwę. To greenwashing, zielona ściema.
Ta strategia świadczy jednak o tym, że to perspektywa klimatyczna staje się dziś dla twórców NS2 największym bólem głowy. To te argumenty najsilniej przemawiają do europejskiej opinii publicznej. Nadzieje, że bałtycki gazociąg uda się zatrzymać, odżyły dzięki amerykańskim sankcjom. Dziś wydaje się, że administracja Joego Bidena w imię poprawy stosunków z Niemcami zmiękczy politykę wobec bałtyckiego gazociągu. Najważniejszym sojusznikiem w wysiłkach na rzecz jego zatrzymania stają się ekolodzy. To oni skutecznie blokują wznowienie budowy gazociągu na wodach niemieckich i kontestują rejestrację kontrowersyjnej fundacji.
Język ekologii będzie zresztą skuteczniejszym narzędziem przekonywania amerykańskich demokratów niż stosowana dotąd perspektywa geopolityki i interesów rejonu Trójmorza. Zielona narracja może stanowić też fundament szerszego niż dotąd europejskiego frontu przeciwko NS2. Zgodnie z najbardziej prawdopodobnym scenariuszem po wrześniowych wyborach do niemieckiego rządu federalnego wejdą Zieloni, jedyna siła polityczna konsekwentnie krytyczna wobec gazociągu. To największa od lat szansa na zmianę stanowiska Berlina w sprawie NS2.
Pytanie brzmi, czy to okno możliwości wykorzysta Polska – wciąż najważniejszy w UE przeciwnik projektu. Na razie, niestety, wskazuje na to niewiele. Warszawa ciężko pracuje na opinię klimatycznego „hamulcowego”, choć stosunkowo niewielkim wysiłkiem mogłaby ją skorygować. Szczególne zasługi ma tu Solidarna Polska, która wyłapuje każdy sygnał „zmiękczenia” retoryki rządu i obraca przeciwko konkurentom z obozu Mateusza Morawieckiego. Tak długo, jak rząd będzie poddawał się szantażowi rodzimych lobbystów paliw kopalnych (nie mylić z górnikami i innymi pracownikami branży, których los powinien być w centrum sprawiedliwej transformacji), podnoszenie przez niego argumentów ekologicznych w sprawie NS2 będzie niewiarygodne. A Polsce pozostanie tylko nadzieja, że obrońcy klimatu zablokują gazociąg bez naszego udziału. ©℗