W przezwyciężeniu kryzysu branży ma pomóc m.in. zapewnienie sąsiadom elektrowni udziałów w zyskach.

Zgodnie z przepisami przyjętymi w Meklemburgii-Pomorzu Przednim 20 proc. udziałów w nowych farmach wiatrowych ma być oferowane okolicznym mieszkańcom i samorządom. To pomysł landu na rozwiązanie trawiącego niemiecką branżę wiatrakową impasu. Jest on związany z oporem, jaki wobec rozbudowy naziemnej infrastruktury wiatrowej stawiają społeczności lokalne. Włączanie sąsiadów nowych instalacji do udziału w zyskach od teraz będzie tam obowiązkowe.
Podstawę dała nowelizacja ustawy o OZE. Jej celem było wprowadzenie Niemiec na ścieżkę zbieżną z podniesionymi unijnymi celami klimatycznymi, co wymaga przyspieszenia ekspansji źródeł odnawialnych. Ustawa zakłada, że do 2030 r. moce wiatrowe na lądzie wzrosną o prawie jedną trzecią, by na koniec dekady przekroczyć próg 70 GW. Wysiłek, by zrealizować ten cel, będzie tym większy, że ok. 16 GW z istniejących dziś turbin będzie musiało zostać wycofanych z użytku do 2025 r. ze względu na wiek.
Według obliczeń analityków Aurora Energy Research przyjęte w ustawie założenia to – biorąc pod uwagę wzrost zapotrzebowania na prąd związany m.in. z elektryfikacją transportu – za mało, by zrealizować przyjęty na 2030 r. cel 65 proc. udziału OZE w jego wytwarzaniu, nie mówiąc o zwiększonym do 75, a nawet 80 proc., o czym mówi szefowa resortu środowiska Svenja Schulze. Presję zwiększa konieczność wygaszania mocy energetycznych w atomie (ostatni reaktor ma zostać wyłączony już w przyszłym roku) i węglu (przyjęty harmonogram zakłada odejście od niego do 2038 r.).
Aby podnieść notowania energetyki z wiatru i przyspieszyć jej ekspansję, lokalne społeczności przez 20 lat mają dostawać od operatorów 0,2 eurocenta za każdą kilowatogodzinę produkowanego w ich sąsiedztwie prądu, można to będzie zastąpić upustami opłat dla mieszkańców. Zobligowano też elektrownie do odprowadzania większości podatków w gminach, gdzie są ulokowane, a nie, jak dotąd, zgodnie z adresami centrali firm. Meklemburgia-Pomorze Przednie to pierwszy niemiecki kraj związkowy, który wprowadza w życie zapisy o „udziałach sąsiedzkich”. Niewykluczone, że przyjęty przez nią model obowiązkowego parytetu przyjmą także inne landy.
Problemy, z jakimi zmaga się energetyka wiatrowa, są poważne – to głównie zastój rozwojowy w tym sektorze spowodował, że niewiele brakowało, by Niemcy, kraj o aspiracjach do przewodzenia Europie i światu w dziedzinie ochrony klimatu, rozpoczynający trzecią dekadę swojej Energiewende, nie spełniły celu OZE na 2020 r. Ostatecznie psim swędem przekroczyli założony próg odnawialnych źródeł w miksie, ale stało się to ze względu na obniżone na skutek pandemii zużycie prądu. Po najgorszym dla rozwoju infrastruktury wiatrowej roku 2019, kiedy zbudowano mniej niż 1000 MW nowych mocy, kolejny przyniósł odbicie o mniej niż połowę – dane branżowe mówią o nieco ponad 1400 MW, co oznacza ekspansję w tempie ok. 1,8 proc. W przyszłym roku szacuje się, że mogą sięgnąć 2–2,5 tys. MW. Ale spełnienie celów na 2030 r. wymaga aby przybywało 5–6 tys. MW z nowych wiatraków każdego roku. Mniej nowych instalacji, niż zakładano, uzyskało też w 2020 r. wsparcie w ramach systemu aukcyjnego – rozdysponowano 2700 MW z prawie 3900 MW oferowanych. Zapowiada się, że i w tym roku problemy nie znikną – skala zaplanowanej na 1 lutego aukcji mocowej musiała zostać ograniczona o połowę – z 1500 do 750 MW ze względu na małą liczbę zatwierdzonych projektów. W odwrotnej sytuacji jest fotowoltaika – zgłoszono projekty o mocy prawie czterokrotnie większej, niż wynosił wolumen aukcyjny. Już pod koniec 2020 r. niemieckie stowarzyszenie energetyki wiatrowej alarmowało, że konieczne jest szybkie zwiększenie liczby nowych budów. Branża powtórzyła swój apel wczoraj.
Według części ekspertów kluczem do społecznej akceptacji jest struktura własnościowa. Dopóki główną rolę w sektorze OZE grały lokalne spółdzielnie, dbające o sprawiedliwą dystrybucję korzyści i niedogodności związanych z wiatrakami, problem protestów nie istniał. Pojawił się wraz z rosnącą konsolidacją sektora, centralizacją zarządzania i dominacją logiki zysku nad interesem społeczności. Pojawiła się polaryzacja pomiędzy beneficjentami i poszkodowanymi. Główny wpływ na strukturę własnościową sektora ma zaś system aukcyjny, który premiuje wyspecjalizowane koncerny. Tezy zwolenników energetyki obywatelskiej potwierdzili niemieccy badacze, którzy obliczyli, że tego samego formatu instalacja wiatrowa znajdująca się pod kontrolą społeczności zapewnia lokalnej gospodarce ponadośmiokrotnie większe przychody niż analogiczna elektrownia znajdująca się w rękach komercyjnego operatora, w przypadku której dochodzi do wyprowadzania zysków, podatków i miejsc pracy poza region. Argumentów za tym stanowiskiem dostarcza też imponująca na tle sektora wiatrowego ekspansja znacznie bardziej rozproszonej fotowoltaiki. Jest jednak i druga strona medalu: na centralizację rynków energii wpływa przyspieszenie zielonej transformacji. Trudno wyobrazić sobie osiągnięcie neutralności klimatycznej w perspektywie trzech dekad bez udziału wielkich koncernów i wnoszonego przez nie efektu skali. Na korzyść dużych firm działa także coraz większa rentowność zielonych technologii i stopniowe wycofywanie się państwa z ich subsydiowania.