Kompania Węglowa twierdzi, że węgiel dla energetyki już sprzedaje poniżej kosztów produkcji. Tańszego prądu nie będzie, a w dodatku węgiel dla klientów indywidualnych znacznie zdrożeje.
Nie ma żadnych podstaw ekonomicznych, żeby obniżyć ceny węgla energetycznego. Sprzedajemy go energetyce zawodowej po cenie o 4,4 proc. mniejszej od naszych kosztów produkcji - mówi Mirosław Kugiel, prezes Kompanii Węglowej (KW), największej polskiej firmy górniczej, która ma ponad 60-proc. udział w produkcji węgla energetycznego w kraju.
Krajowy węgiel energetyczny zdrożał w tym roku o 40-50 proc. Energetycy zgodzili się na podwyżki w grudniu, potem podnieśli ceny energii dla przemysłu - też o co najmniej 40 proc. Krytykowani przez odbiorców zapowiedzieli, że prąd stanieje, dopiero gdy stanieje węgiel, który stanowi 50-60 proc. kosztów produkcji energii. Zaapelowali do górników o redukcję cen węgla.
Ponieważ na obniżkę cen surowca nie ma co liczyć, nie należy też oczekiwać, że spadną ceny prądu. Co gorsza, Kompania Węglowa zamierza powetować sobie straty ponoszone - jej zdaniem - na sprzedaży węgla do elektrowni, podnosząc ceny węgla dla innych odbiorców. Przykładowo, ceny dla indywidualnych odbiorców zostały ustalone na poziomie sięgającym 186 proc. kosztów produkcji, a ceny węgla koksowego - 118 proc. kosztów produkcji.
Kopalnie nie zdradzają cen dla energetyki na ten rok. Elektrownie twierdzą, że węgiel zdrożał z około 8 zł za GJ, do 11,5-12 zł za GJ. Przy takich cenach polskie kopalnie nie muszą się bać importu. Mimo że ceny światowe tego surowca spadły, to słaby złoty i silny dolar powodują, że import nie jest opłacalny.
- Węgiel z importu jest oferowany po około 80 dolarów za tonę z odbiorem na granicy wschodniej lub w portach, a po około 100 dolarów z dostawą do elektrowni. To drożej niż możemy kupić w polskich kopalniach. Granicą opłacalności importu jest cena około 100 dolarów z dostawą do elektrowni, ale przy kursie około 3 zł za dol. - ocenia Edward Siurnicki, prezes Energa Elektrownia Ostrołęka.
Sytuacja na rynku węgla może się jednak jeszcze w tym roku zmienić. Zależy to od kursu złotego, światowych cen węgla i popytu na energię warunkującego zużycie węgla. Na razie spadek popytu na energię utrzymuje się, a zapasy węgla w elektrowniach rosną.
- Od początku roku do 16 lutego zużycie energii w Polsce było o 3,8 proc. mniejsze niż w analogicznym okresie roku ubiegłego. Spadek produkcji energii spowodował istotną poprawę stanu zapasów węgla - mówi Dariusz Chomka, rzecznik PSE Operator.
Jeśli spadek zużycia prądu będzie trwał, to elektrownie mogą zacząć ograniczać odbiór węgla i wymusić rabaty cenowe. Mniej prawdopodobne jest zrywanie umów z kopalniami, bo to dużo kosztuje.
- Standartowo okresy wypowiedzeń umów spółkom górniczym wynoszą trzy, sześć miesięcy, a kary za zerwanie umów 10 proc. i więcej wartości nieodebranego węgla - wyjaśnia przedstawiciel firmy energetycznej.
Przy umowach wieloletnich sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana. Okresy wypowiedzenia sięgają 12 miesięcy, a jeden z odbiorców wyliczył, że zerwanie takiej umowy mogłoby kosztować około 26 mln zł za 1 mln ton nieodebranego węgla.