Choć instalacje CCS, czyli wychwytywania i składowania dwutlenku węgla są drogie i niesprawdzone, to Komisja Europejska traktuje je jako warunek przetrwania elektrowni węglowych. Dla Polski to wielkie wyzwanie i koszty dla odbiorców energii.

Komisja Europejska dofinansowuje w Unii Europejskiej sześć pilotażowych projektów CCS, ale - jak przyznał w czasie ubiegłotygodniowej wizyty w Polsce komisarz UE ds. energii Guenther Oettinger - sukcesów w ich realizacji nie widać.

Mimo to Komisja Europejska forsuje je, uznając to za sposób na przetrwanie energetyki węglowej w długiej perspektywie w związku z realizacją polityki ochrony klimatu i planu redukcji emisji dwutlenku węgla o 80 proc. do 2050 roku. Komisarz Oettinger mówił w Warszawie, że "elektrownie spalające węgiel kamienny i brunatny mieszczą się w unijnym planie redukcji emisji, o ile na dużą skalę będą wykorzystywać instalacje CCS".

Komisarz zapowiedział także, że elektrownie pracujące na gazie również będą musiały takie instalacje posiadać.

Eksperci ostrzegają, że dla polskiej energetyki, która w ponad 90 proc. oparta jest na węglu kamiennym i brunatnym i ma w planach budowę bloków gazowych, nie tylko polityka klimatyczna Unii Europejskiej jest wyzwaniem, ale także instalacje CCS.

"Gdyby się okazało, że mamy realizować inwestycje tylko z CCS, to oznacza drogą energię, a wtedy powstaje pytanie, jak polska gospodarka będzie wyglądać i czy przemysł przetrwa" - powiedział PAP ekspert branży, profesor Politechniki Warszawskiej Krzysztof Żmijewski.

Tymczasem problemy są już z realizacją pierwszego w Polsce pilotażowego projektu w elektrowni Bełchatów i to pomimo że uzyskał częściowe dofinansowanie z Komisji Europejskiej. Bruksela zgodziła się przeznaczyć na ten cel 180 mln euro, podczas gdy cała inwestycja kosztuje ok. 600 mln euro. Za projekt w Bełchatowie odpowiada Polska Grupa Energetyczna, ale - jak powiedział PAP wiceprezes firmy Paweł Skowroński - "to przedsięwzięcie nie ma dziś ekonomicznego uzasadnienia, a jego realizacja zależy od funduszy pomocowych".

Jego zdaniem "skala wydatków jest taka, że nie stać na to PGE". "Obecnie dostępna jest technologia, w której koszt wychwytu i składowania jednej tony CO2 wynosi ponad 60 euro" - wyjaśnił Skowroński.

"Jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że pozwolenie na emisję jednej tony CO2 kosztuje teraz ok. 8 euro, to choć prognozy wskazują, iż w najbliższych latach cena wzrośnie, jednak na pewno nie do poziomu 60 euro. Dlatego jeśli nie będzie dodatkowego dofinansowania nie tylko na budowę, ale także na eksploatację tej instalacji, to trudno oczekiwać od nas, że zrealizujemy nierentowny projekt".

Należąca do PGE spółka, która bezpośrednio realizuje CCS w Bełchatowie, wystąpiła o dodatkowe fundusze do Brukseli, ale ich dotąd nie otrzymała. Według ekspertów tego typu inwestycję można traktować jako projekt badawczo-rozwojowy, więc dofinansowanie z UE powinno być wysokie. Chodzi nie tylko o wsparcie finansowe na etapie budowy i realizacji, ale także w czasie jej eksploatacji. Koszty produkcji energii w elektrowni z instalacją CCS będą dużo wyższe, na dodatek powoduje obniżenie sprawności elektrowni.

"Mamy do czynienia z kuriozalną sytuacją, że z jednej strony wymaga się podniesienia sprawności bloków w elektrowniach, a z drugiej każe instalować CCS, który obniża ją o kilka procent" - powiedział Żmijewski.

Jego zdaniem, gdyby uwzględnić koszty budowy i funkcjonowania CCS, to energia produkowana w takiej elektrowni powinna kosztować dwa razy tyle, co obecnie.