Chińczycy mogliby pomóc Polsce przełamać zachodnie monopole, wpuścić świeżą krew, technologie, w których są znacznie lepsi – np. w transporcie i infrastrukturze kolejowej - uważa Jacek Bartosiak, założyciel i właściciel think-tanku Strategy&Future, ekspert od spraw geopolityki i geostrategii.
Miliard dolarów osiągnęły inwestycje firm z Chin w Polsce w 2020 r. To trzy razy więcej niż w 2019 r. i mniej więcej tyle, ile w ciągu ostatnich 10 lat. Co się nagle wydarzyło – a może to kontynuacja jakiegoś zjawiska – że strumień pieniędzy płynie z Chin do Polski?
Chińczycy mają coraz więcej pieniędzy, coraz większą gospodarkę i naturalnym symptomem tego są inwestycje zagraniczne w kluczowe sektory, w sektory przyszłości, bądź to w kluczowe elementy globalnego łańcucha dostaw, które są ważne dla Chińczyków. Dotyczy to też miejsc na świecie, które mają znaczenie z punktu widzenia celów rozwojowych Chin. Chodzi o zabezpieczenia produkcji rolnej, surowce, rynki zbytu dla swojej produkcji itd. Oni myślą kompleksowo. Polska była na ich celowniku już od 2015-16 roku. Była też duża presja polityczna, żeby otworzyć się bardziej na chiński kapitał.
Coś się wydarzyło w latach 2015-16, kiedy najpierw prezydent Duda udał się do Pekinu a następnie, choć jeszcze nie minął rok, przywódca Chin lądował w Warszawie?
Tak, to był złoty czas. Dla Chińczyków byliśmy bardzo ważni, bo jesteśmy geograficzną bramą do Europy przez Nizinę Środkowoeuropejską. Jest tu infrastruktura do wybudowania, a Chińczycy zawsze będą zainteresowani infrastrukturą, która umożliwia przesyłanie towarów z Chin np. do Polski i do Europy. Polska ma korzystne położenie geograficzne, które bardzo Chińczyków interesowało oraz jest w Unii Europejskiej, co umożliwia zdobycie przyczółka na tym rynku. A to jest oczywiście celem Chińczyków. Z tych powodów Polska i cała Europa Środkowo-Wschodnia były bardzo ważne, jako region przez długi czas zapomniany. Z deficytami inwestycyjnymi w infrastrukturę, region, który jest skomunikowany jako podwykonawca z Europą Zachodnią, a nie samodzielny. Wydawało się, że mamy wspólne interesy.
Ale to się skończyło, bowiem okazało się, że weszliśmy w nowy etap rozwoju świata – rywalizację chińsko-amerykańską o dominację w świecie, o przepływy strategiczne, inwestycje kapitałowe, z którymi się wiążą cykle technologiczne, dominacja wpływów politycznych, które idą za inwestycjami kapitałowymi z Zachodu jak i Wschodu. Powstały wtedy napięcia . Zobaczymy jak teraz będzie. Konfrontacja między Chinami i USA się zaostrza, ale jednocześnie Chińczycy budują sobie przyczółki w Europie – i na południu, i w relacjach z Niemcami, i z Francją. Europejczycy z Zachodu wcale nie chcą stanąć po stronie Ameryki w tym sporze. My byśmy może chcieli nadal stać po stronie Ameryki, by nam nadal gwarantowała bezpieczeństwo, ale nie mamy na to wpływu i będziemy musieli podążyć za tym co robią Europejczycy.
Czy to nie jest tak, że my nie tyle jesteśmy ważni, co staliśmy się polem walki?
Pomimo pięknych haseł o współpracy, współzależności, miłości międzyludzkiej polityka polega na wykorzystywaniu innych ludzi, innych zasobów, żeby budować własną siłę. Dlatego wielu z nas polityka tak denerwuje.
Czy chińskie inwestycje powinny nas cieszyć? Czy jest to coś, co powoduje, że jesteśmy w grze? Czy raczej jest to ostrzeżenie dla nas, że jesteśmy nieproporcjonalnie słabi w stosunku do tych wielkich, w tym przypadku Chin. I że trzeba uważać, zastanawiać się gdzie Chiny dopuszczać, a gdzie nie?
Tu są trzy szkoły postępowania w polskiej polityce. Pierwsza to szkoła totalna: nie, bo Chińczycy to komuniści, łamią Zachód i łamią Amerykę, a my Zachód kochamy i dzięki niemu żyjemy, modernizujemy się. W tej grupie totalnej są zarówno konserwatyści jak lewicowcy. Entuzjaści – Chiny są super, bo Chińczycy budują, szybko to robią, to jest przyszłość świata, trzeba ich wpuścić wszędzie, a będziemy na nowym Jedwabnym Szlaku. Nie widać ich na razie w Polsce, ale jest taka grupa, która natychmiast się ujawni, gdy się okaże, że Chińczycy wygrali. I natychmiast się okaże, że połowa polityków była w tej grupie. Jest też szkoła pośrednia, którą ja reprezentuję. Uważam, że wszystko jest kwestią równowagi w polityce i w strategii. Polska w niektórych sektorach jest niewydolna i w niektórych zbyt uzależniona od łańcuchów wartości i dostaw Zachodu, zwłaszcza Niemiec i Francji. Oni penetrują nasz rynek i zbierają rentę wynikającą z dominacji kapitałowo-organizacyjnej. A już w szczególności nasza infrastruktura jest niedorozwinięta. Rozwijana jest głównie pod kątem centrum rdzeniowego w Europie Zachodniej. I tu Chińczycy mogliby przełamać monopole, wpuścić świeżą krew, technologie, w których są znacznie lepsi – np. w technologii transportu kolejowego, infrastrukturze kolejowej.
Dużo się mówi ostatnio o elementach, które wydają się strategiczne: właśnie transport kolejowy, w tym Centralny Port Komunikacyjny, którego był pan przez pewien czas prezesem. Energetyka jądrowa, choć tu się mówi głównie o Niemczech i Francji, ale o Chinach też można usłyszeć. I wreszcie 5G, które wraca i w końcu jakieś decyzje trzeba będzie podjąć...
Każdy z tych sektorów jest zupełnie inny. Energetyka jądrowa jest zbyt polityczną i wojskową sprawą, żebyśmy brali ją od Chińczyków. Tu rozumiem argumenty stronnictwa totalnego. Ale jednocześnie i tak rozwój energetyki jądrowej w Polsce będzie trudny, bo Polska ma status państwa nie do końca podmiotowego i będzie problem, by wielcy tego świata ostatecznie w ten czy inny sposób nie blokowali nam nuklearnych planów cywilnej energetyki. W sprawie CPK, czyli skomunikowania kraju, Chińczycy mają po prostu najlepszą technologię, najlepiej budują infrastrukturę drogowo-kolejową, najwięcej tego robią. Inne zdanie jest propagandą tych, którzy chcą blokować Chiny. Byłem zdania, że gdybyśmy zawczasu, gdy jeszcze Chińczycy nie byli tak silni w świecie, wpuścili ich do Polski i stworzyli regulacje prawne, które decydują o naszej kontroli ich poczynań , wtedy to my byśmy ostatecznie decydowali co robią, a czego nie. Wtedy kapitał chiński i technologia wchodziłyby na naszych zasadach, w sektorach, które my chcemy zdemonopolizować, wzmocnić. Na przykład właśnie budowa infrastruktury kolejowej, która – jak widzimy – się wlecze. Teraz obawiam się, że Niemcy dogadają się z Chińczykami i z czasem podpiszą traktat handlowy wynegocjowany w grudniu 2020 r. i to chińsko-niemiecki kapitał będzie u nas inwestował, bez naszych regulacyjnych mechanizmów kontroli, bo to zostanie nam narzucone z zewnątrz.
Czyli chiński kapitał przyjdzie do nas przez Niemcy?
Przyjdzie do nas, ale by korzystać z owoców pracy, naszej przestrzeni, a my nie będziemy gospodarzami tego kapitału, tak jak byśmy byli gdybyśmy zawczasu to ustalili i wynegocjowali z pozycji względnej siły politycznej, która wynikała z określonej kilka lat temu koniunktury międzynarodowej.
Trzecim ważnym wątkiem jest 5G?
Być może 5G będzie czymś takim jak maszyna parowa dla nowoczesnego przemysłu i komunikowania się. Ludzie chcą mieć wynalazki, które skokowo zwiększają ich skomunikowanie się – telefon komórkowy, internet, kolej, samochód. Chcą mieć pięć firm w różnych miastach, robić jedno tu, drugie tam, coraz więcej zarabiać. I 5G im to umożliwia. Tojest pierwszy wynalazek od 200 lat, który nie został wdrożony na Zachodzie. A kto będzie pierwszy, ten będzie ustanawiać reguły gry - zarówno regulacyjne, jak i normy inżynieryjne, za tym pójdzie akumulacja kapitału i cykle innowacyjno-kapitałowe Do tej pory Zachód był na szczycie systemu i dlatego Amerykanie tak bardzo napierają na swoich sojuszników, którzy są zależni w zakresie bezpieczeństwa, żeby nie było u nich 5G. Zobaczymy, jak Polska sobie z tym poradzi, ale też i Niemcy, i Francja, i Włochy… Historia dowodzi, że jeszcze nigdy nie powstrzymano siłą wynalazku skokowo zwiększającego przepływy strategiczne - skomunikowanie świata. Wiec Amerykanie są raczej skazani na klęskę w tej konkretnej sprawie. W światowej skali, bo Polsce może zabronią.
Niemcy stały się trochę przykładem, jak może wyglądać ryzyko wpuszczenia dużego gracza i uzależnienia się od niego. Dotyczy to eksportu, importu i wpuszczenia kapitału. Chińczycy przejęli dużą niemiecka firmę Kuke produkującą roboty przemysłowe, Volkswagen już chyba 40 proc. swojej produkcji wysyła do Chin…
Tak, to są ryzyka oczywiste i uniwersalne. To trochę chichot historii, bo teraz Niemcy się boją Chin, a jeszcze niedawno w Berlinie i Brukseli kazano otwierać nam wszystkie sektory, wkraczał tam kapitał zachodni i przejmował je. Okazuje się jednak, że nie ma swawolnej wolności gospodarczej w inwestycjach kapitałowych. Kontrola łańcucha dostaw, łańcucha wartości jest fundamentem strategii, a nam mówiono od lat 90-tych, że to nie istnieje. Może się nasi decydenci wreszcie tego nauczą. Im wyższe miejsce zajmujemy w podziale wartości, tym mamy więcej pieniędzy dla obywateli, większa jest konsumpcja, oszczędności, lepsze życie, więcej czasu wolnego. Trzeba chronić takie cudeńka rodowe jak Kuke, która jest na szczycie łańcucha wartości pracy i Niemcy to będą robić.
I tutaj wracamy do tematu Chin sprzed kilku lat. Z Polską Chiny by zrobiły bezwzględnie tak samo, ale gdybyśmy zawczasu o tym pomyśleli, to pomimo ogromnej nierównowagi potęgi między naszymi krajami, oni by zaakceptowali nasze reguły gry, bo im zależało by wejść do Europy. Polityka równoważyłaby ekonomikę. Moglibyśmy lewarować to na wyższej marży, kapitalizować się i jeszcze kontrolować, gdzie są inwestycje, bo im politycznie zależało. Bo i moglibyśmy wyjść z na rynki Azji i Afryki z lepszą marżą, nawet jako podwykonawcy, ale na nowe rynki.
Mielibyśmy lepszą pozycje negocjacyjną?
Tak jest. A teraz Niemcy przekonali Chińczyków, że są gospodarzem Europy Środkowo-Wschodniej i to oni rozstrzygną co można, a czego nie można robić w naszym regionie. Jeśli ostatecznie dogadają się z Unią Europejską, to będą chcieli regulować na jakich zasadach można nasz rynek penetrować. Walka dokładnie o takie rzeczy to jest polityka w najściślejszym rozumieniu. Właściwie to jest prawdziwa polityka, a nie ten teatr, jaki widzimy i słyszymy. O to należało zadbać, bo teraz będzie dużo trudniej.
Jak powinniśmy budować tę politykę z polskiej perspektywy? Czy możemy grać sami, czy musimy szukać partnerów w ramach Unii, trójkąta weimarskiego, w stosunkach bilateralnych ze Stanami Zjednoczonymi?
Za każdym razem należy działać pragmatycznie, w zależności od sprawy do załatwienia. Ale dbać o kontrolowanie zasad na jakich odbywają się strategiczne przepływy. Ruch ludzi, towarów, wiedzy, technologii, kapitału. Mieć jak najwięcej punktów kontrolnych, tzw. lewarów, dzięki którym uzyskujemy sprawczość wobec naszych partnerów.
Czy nie ma tu miejsca na sentymenty i moralność?
W polityce krajowej jest. Po to ma się swój kraj, jakiś cel, kim chcemy być i co robić i chronimy w ten sposób rozwój naszego społeczeństwa i dajemy możliwości rozwoju. Ale system międzynarodowy jest anarchiczny, państwa realizują swoje interesy. Przy wykorzystaniu różnych przestrzeni, mechanizmów, technologii. Niemcy nie oddadzą swojego bogactwa, dlatego że nas kochają. Dzięki niemu mogą mniej pracować bo mają przewagę nad nami. Taka jest natura człowieka, o której pisał już Arystoteles. I tak naprawdę wszyscy to wiemy, ale publicznie tego nie powiemy…
Rozmawiał: Robert Bohdanowicz