Polska w ciągu ostatnich 20 lat osiągnęła sukces gospodarczy. Płace Polaków wzrosną wtedy, kiedy wzrośnie ich produktywność, a to wymaga inwestycji i odpowiednich kwalifikacji - podkreśla w rozmowie z PAP szef OECD Angel Gurria. Krytycznie patrzy też na plany obniżenia wieku emerytalnego.



PAP: Polska przystąpiła do OECD 20 lat temu. Co w tym czasie się zmieniło?

Angel Gurria: Dane OECD pokazują jasno, że w tym czasie polska gospodarka rozwijała się szybciej niż średnio wszystkie w OECD. Jeszcze nie tak dawno, pokolenie temu, w Polsce funkcjonowała gospodarka centralnie planowana. Po jej upadku doszło do niebywałej eksplozji kreatywności i entuzjazmu ludzi, którzy stali się motorem postępu. W 2008 r. nagle wybuchł światowy kryzys, którego skutki do dziś odczuwamy w wielu aspektach. Poziom wzrostu na świecie jest niski, bezrobocie wysokie, a nierówności społeczne rosną. Pomimo tego ogólnoświatowego trendu Polska ma się coraz lepiej. Polska może podzielić się więc z innymi krajami swoim doświadczeniem, jak dobrze radzić sobie w trudnych czasach.

Podczas spotkania z premier Beatą Szydło przekazałem jej zaproszenie do siedziby organizacji w Paryżu, ponieważ uważam, że historia Polski powinna być słyszana na świecie. Nie wszyscy myślą o Polsce cały czas. Tymczasem jest to historia 20 lat praktycznie nieprzerwanego postępu, relatywnie wysokiego poziomu rozwoju, zmniejszających się nierówności, coraz lepiej wyedukowanych obywateli, zwłaszcza młodych, oraz rosnących kwalifikacji pracowników.

Dzisiaj jednak warto postawić pytanie o to, jak utrzymać postęp na obecnym poziomie. Wyzwaniem w Polsce jest starzenie się społeczeństwa oraz finansowe aspekty niektórych programów wsparcia, które być może są niezbędną zachętą do zakładania większych rodzin.

Musimy umieścić wszystkich na pokładzie. Kobiety muszą być aktywne na rynku pracy. To oznacza, że musimy zadbać o tworzenie centrów opieki dziennej dla dzieci, które tam z kolei będą się rozwijać lepiej niż gdyby miały pozostać w domach. Te ośrodki dla dzieci wymagają inwestycji publicznych i oznaczają wydatki, które jednak musimy ponieść, by zwiększyć aktywność zawodową kobiet i uczynić gospodarkę bardziej konkurencyjną. Inwestycje są więc konieczne do osiągnięcia lepszych rezultatów.

PAP: Politycy na całym świecie powtarzają, że kluczem do sukcesu jest innowacyjność. Czy rzeczywiście tak jest?

A.G.: Uważa się dziś, że innowacyjność jest lekiem na wszystko, sposobem, który rozwiąże problemy. Zastanówmy się jednak, co to takiego jest. Nie chodzi tu tylko o gospodarkę cyfrową, o to, by każde dziecko w szkole miało tablet i dostęp do szybkiego internetu, ale o wynalazczość, o znajdowanie nowych sposobów radzenia sobie z różnymi rzeczami, to także innowacje w medycynie, które pomogą w leczeniu raka.

Innowacyjność może mieć też ponurą stronę. Jeżeli nie będziemy podnosić kwalifikacji pracowników, istnieje obawa o to, że zostaną oni zastąpieni, wyparci przez innowacje.

Innowacyjność nie może się więc stać celem samym w sobie. Ona nie zapewni szczęścia czy dobrobytu. To narzędzie, które, podobnie jak podatki, może być używane z korzyścią dla społeczeństwa, które może posłużyć właśnie do podnoszenia kwalifikacji pracowników, zagrożonych w innym przypadku przez innowacje, ale może też stanowić zagrożenie.

PAP: W swoim raporcie na temat perspektyw polskiej gospodarki OECD jest krytyczne wobec planów polskich władz dotyczących obniżenia wieku emerytalnego. Dlaczego OECD jest temu pomysłowi przeciwna?

A.G.: Nie mówimy Polakom, co mają robić z Polską, ponieważ jesteśmy przekonani, że sami wiecie to najlepiej. Ale stawiamy przed wami wielkie lustro i mówimy: "Spójrzcie na siebie. Czy podoba wam się to, co widzicie?". Porównajcie siebie do innych, do sąsiadów Słowaków, Czechów, Słoweńców, Węgrów, Niemców, ale też Finów, Włochów, Amerykanów, Meksykanów i Turków, całego świata, który dziś jest zglobalizowany. Czy teraz naprawdę lubicie swoje odbicie w lustrze? Prawdopodobnie podoba wam się ono mniej, bo zaczynacie dostrzegać, że Polska w pewnych kwestiach takich jak użycie węgla zaczyna odstawać od reszty.

Pytacie o wiek emerytalny. Nie mówimy Polakom, co mają z tym zrobić, pokazujemy tylko, co robią inni. Na świecie obserwujemy tendencję do podnoszenia wieku emerytalnego. Polska zdecydowała już o podniesieniu wieku emerytalnego do 67 roku życia, co miało zająć trochę czasu, zwłaszcza w przypadku kobiet. Ostatecznie doszłoby do wyrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn, co jest w naszej ocenie właściwe.

40 lat temu, gdy ustalano wiek emerytalny, ludzie umierali w wieku 65 lat, według prognoz dzisiaj będą żyć średnio 82 lata, kobiety nawet dłużej. Długość życia wydłuża się i dobrą praktyką jest dostosowywanie do tego wieku emerytalnego. W innych krajach nie dyskutuje się dziś o liczbach, wiek emerytalny powinien być dostosowywany automatycznie, w zależności od spodziewanej długości życia.

Wy już tam byliście (podwyższyliście wiek emerytalny - PAP). Przywracanie starych rozwiązań jest pójściem w przeciwnym kierunku do dobrych praktyk. To oczywiście zależy od was, waszych powodów, okoliczności, polityki. Gdy zapytacie związki zawodowe, one na pewno powiedzą, że im krócej, tym lepiej, ale są też finansowe realia i oczekiwania wobec poziomu życia. Ludzie mogą pracować dziś dłużej i wieść godne życie. Wiek emerytalny to sprawa ruchoma, do której należy się dostosowywać. To rekomendacja oparta na badaniach, nie krytyka. To wy decydujecie.

PAP.: Mówi Pan, że ostatnie 25 lat to okres ogromnego sukcesu gospodarczego Polski. Jednakże pomimo znacznego wzrostu PKB per capita, spadku bezrobocia, przyciągnięcia zagranicznych inwestycji, Polacy wciąż zarabiają relatywnie mało w porównaniu do zachodniej Europy. Dlaczego tak jest?

A.G.: O tym decyduje jeden czynnik - produktywność. Co to jest produktywność? To miara tego, ile przeciętny pracownik jest w stanie wyprodukować w ciągu jednej godziny, jednego dnia, czy jednego tygodnia. To przekłada się na to, jak dużo zarabia. Jeśli nie wzrośnie twoja produktywność, nie może wzrosnąć też twoja pensja, bo wtedy wynagrodzenie będzie pozarynkowe. Jeśli firma będzie płacić dużo pracownikowi, który kosztujesz firmę więcej, niż wartość wyprodukowanych przez niego dóbr, to ta firma zbankrutuje. Reguła jest bardzo prosta - wzrost płac musi być proporcjonalny do wzrostu produktywności.

Jak zwiększyć produktywność? Poprzez zwiększenie inwestycji i umiejętności pracowników. Oba czynniki są niezbędne. Możesz mieć wykfalifikowaną kadrę, ale bez inwestycji nie powstanie nowy zakład wyposażony w odpowiedni sprzęt. Jednocześnie można mieć inwestycje i niewykfalifikowaną kadrę, która nie będzie potrafiła pracować i wtedy produktywność też nie wzrośnie.

PAP.: Jakie jest zatem największe zagrożenie dla rozwoju gospodarczego Polski?

A.G.: To nie zagrożenie, ale wyzwanie. Polska musi przyciągać inwestycje w tych sektorach, w których może zyskać przewagę nad konkurencją. Jeśli będzie miała wykfalifikowaną kadrę, te inwestycje same przyjdą. Ostatnie, nie mniej ważne, to kwestia właściwej dystrybucji korzyści wynikających ze wzrostu. Nie mówię, że wszystkim należy się po równo, bo to nierealistyczne, a nawet niemożliwe, ale trzeba ograniczać nierówności społeczne.

PAP.: Czego OECD oczekuje od polityki gospodarczej nowej administracji amerykańskiej?

A.G.: Za politykę monetarną odpowiada oczywiście System Rezerwy Federalnej (Fed), który ma według mnie czytelną ścieżkę działań. Prawdopodobnie w grudniu albo na początku przyszłego roku stopniowo podniosą stopy procentowe, ponieważ gospodarka amerykańska jest dziś silna jeśli chodzi o tworzenie nowych miejsc pracy. Gospodarka amerykańska ma też stabilne perspektywy wzrostu. Pojawiało się też wiele sygnałów świadczących o tym, że w USA pojawi się więcej inwestycji w infrastrukturę. To może prowadzić do większego wzrostu.

Co może zrobić rząd - a co nie będzie związane z polityka monetarną - to kwestia polityki podatkowej. Usłyszeliśmy zapowiedzi, że podatki będą obniżane, a gdy je obniżasz i zwiększasz inwestycje w długoterminowe projekty infrastrukturalne, gospodarka rośnie i tak się dzieje teraz. Rośnie giełda, notując historyczne poziomy. Istnieje oczekiwanie, że nowa administracja będzie bardziej aktywna w stawianiu na wzrost gospodarczy. Trzeba jednak pamiętać, że od zwycięstwa Trumpa minęło tylko kilka tygodnie. Wszyscy staramy się przewidzieć, co się stanie, na podstawie wystąpień z czasu kampanii wyborczej, ale te wystąpienia nie stają się automatycznie polityką nowej administracji.

PAP.: Wzrost gospodarczy w innych regionach świata jest jednak ciągle niezadowalający. Unia Europejska szuka nowych źródeł wzrostu i jej gospodarki nie radzą sobie tak, jak amerykańska. Gdzie szukać tych źródeł?

A.G.: Obawiamy się o wymianę handlową, które teraz stoi, a inwestycje wzrastają bardzo skromnie. W przeszłości mieliśmy te wspaniałe motory wzrostu, jak Chiny, Indie, Brazylia, Rosja, Indonezja. Dziś Brazylia przeżywa drugi rok recesji, podobnie Rosja. Gospodarka chińska już nie wzrasta o 12 proc. rocznie, nawet już nie o 8-9 proc., ale o ok. 6 - 6,5 proc., co jest niezłym wynikiem jeśli porównany to z innym krajami, ale jest to wzrost o połowę mniejszy, niż kilka lat temu.

Nie jest więc niespodzianką, że nie rośniemy tak szybko. Jednak rekomendujemy krajom OECD, żeby wydawały więcej na inwestycje, ponieważ nie płacą tak wielkich odsetek, gdy się zadłużają - stopy procentowe są na historycznych minimach. Te kraje mogę inwestować więcej w projekty infrastrukturalne, żeby przełamać zastój, a potem zwiększyć produktywność. Nie każdy może to zrobić, ale wiele krajów może. Osiem lat po kryzysie mamy sprawdzone mechanizmy konsolidacji finansów publicznych, oszczędnościowe, ale obecnie, w kontrolowany sposób, można wybierać projekty, w które warto inwestować i w rezultacie osiągnąć lepszy wzrost. W efekcie relacja długu do PKB może nawet się zmniejszać.