To było tak. Dwadzieścia lat temu byłem początkującym felietonistą w „Parkiecie”. W jednym z pierwszych swoich tekstów rozmarzyłem się, że na warszawskiej giełdzie pojawią się akcje klubów piłkarskich.
Że zrobią to wzorem swoich zagranicznych odpowiedników, takich jak Manchester United, który ma kapitalizację 550 mln euro, Borussia Dortmund – 500 mln euro, czy Juventus – 300 mln euro.
Przez 20 lat klubów sportowych na rynku doczekaliśmy się dwóch. Na NewConnect notowane są GKS GieKSa Katowice SA, gdzie głównym udziałowcem jest miasto Katowice posiadające 77 proc. akcji, oraz Ruch Chorzów SA, w którym udziałowcem również jest miasto – Chorzów kontrolujący 20 proc. Kapitalizacje tych spółek to odpowiednio 4 mln euro i 1,5 mln euro. Nie piszę o tym, aby deprecjonować te kluby poprzez porównanie ich z wielkimi tego świata. Cieszę się, że są one notowane na giełdzie, i mam nadzieję, że ich kapitalizacja będzie rosła. Oraz że klubów będzie więcej.
Kiedy analizujemy kariery biznesowe polskich przedsiębiorców, którzy osiągnęli sukces, co jakiś czas natrafiamy na informację, że zostali oni właścicielami klubu sportowego. I to najczęściej piłkarskiego. Z perspektywy lat sądzę, że w wielu przypadkach jest to forma radzenia sobie z... kryzysem wieku średniego. Jedni kupują motor, inni nowy samochód, jeszcze inni jacht. A ci, którzy już wszystko mają? Część z nich realizuje młodzieńcze marzenia i kupuje piłkarski klub. Choć jeden z nich zaczął wyczynowo jeździć w rajdach samochodowych, a inny uprawiać wyczynowe nurkowanie.
Giełda pomaga w odniesieniu sukcesu, więc „współczynnik uklubowienia” wśród inwestorów giełdowy jest większy. Lista? Proszę bardzo. Janusz Filipiak, założyciel i główny udziałowiec Comarchu, kupił Cracovię. O jego przygodach z tym klubem rozpisywała się prasa, a najbardziej spektakularne było aresztowanie go na lotnisku w związku z podejrzeniami o „pomocnictwo w antydatowaniu kontraktu jednego z piłkarzy”.
Główny akcjonariusz Groclinu, Andrzej Drzymała, postanowił kupić klub Groclin-Dyskobolia i inwestował weń przez kilka lat. Dzięki wpompowanym pieniądzom udało się awansować do ekstraklasy. W tym miejscu inwestor „zamknął pozycję”, czyli sprzedał firmę innemu giełdowemu inwestorowi. W 2008 r. zgromadzenie wspólników zmieniło nazwę sportowej spółki akcyjnej na Polonia Warszawa, a siedzibę przeniosło do Warszawy. Aktywa tej spółki stanowiła licencja na grę w ekstraklasie. Nabywcą był Janusz Wojciechowski, który jest głównym udziałowcem deweloperskiej spółki JW Construction.
Przedłużający się kryzys na rynku nieruchomości zmusił go do sprzedaży Polonii. W 2012 r. kupił ją Ireneusz Król, prezes i główny akcjonariusz kolejnej spółki giełdowej, Ideon, która wówczas nazywała się jeszcze Centrozap. Ideon znajduje się teraz w bardzo trudniej sytuacji finansowej i walczy w sądach o umorzenie kolejnych postępowań upadłościowych, zaś notowania jego akcji są od końca czerwca zawieszone. Nic dziwnego, że wcześniej zabrakło pieniędzy na Polonię i ta wypadła z rozgrywek.
Podobny do Groclinu ruch wykonał wcześniej Jacek Rutkowski, właściciel klubu Amica Wronki, który był jednocześnie głównym akcjonariuszem spółki giełdowej o tej samej nazwie. Z tym że tu w piłkę inwestowała bezpośrednio sama spółka, traktując sport jako marketing swojej marki handlowej. Tu połączono mały klub z Wronek z... Lechem Poznań. I Jacek Rutkowski pozostaje teraz właścicielem Lecha. Mam nadzieję, że klub jest teraz dochodowy, choć podobno ratują się sprzedażą zawodników. Podobno, bo w piłce nożnej nic nie jest oczywiste.
Na koniec Legia Warszawa. Właścicielami klubu od 2004 r. był koncern ITI, do którego należała również notowana na giełdzie spółka TVN. Koncern postanowił wyprzedać część aktywa w Polsce, sprzedał już TVN, sprzedał Legię. Dla lata temu przeczytałem, że mniejszościowym udziałowcem Legii został znany giełdowy inwestor – Maciej Wandzel. Jego aktywność przed laty była skoncentrowana na żonglowaniu akcjami i co lepszymi aktywami giełdowych spółek, w tym narodowych funduszy inwestycyjnych. NFI – to dopiero były historie. Trójkąt funduszy przypisywany Grzegorzowi Wieczerzakowi, Janusz L., który ukrywa się gdzieś w RPA, a który ścigany jest za zlecenie zabójstwa inwestora giełdowego, ludzie ze służb specjalnych w tle...
Z połączenia dwóch funduszy: NFI Progress oraz zaliczanego do „trójkąta” Zachodniego NFI, po późniejszym przyłączeniu spółki PZO Investment, która to z kolei przejęła nieruchomości należące do Polskich Zakładów Optycznych, spółki parterowej (kto jeszcze pamięta to określenie) powstała spółka o nazwie Soho Development. Maciej Wandzel jest jej prezesem i znaczącym akcjonariuszem. Sądziłem, że prowadzi on teraz spokojne i stateczne życie dewelopera. Pierwszy raz zdziwiłem się dwa lata temu, gdy zainwestował w Legię. Teraz czytam o jakichś rozłamach we władzach tego klubu z jego osobą w tle. I nie wiem, czy mam się temu dziwić, czy nie.ⒸⓅ