Branża tytoniowa wydaje miliardy na stworzenie alternatywy dla tradycyjnych papierosów. Nowe produkty mają szansę zastąpić te klasyczne, najbardziej toksyczne.
Philip Morris, Japan Tobacco i British American Tobacco – wszystkie trzy przewodnie firmy tytoniowe przestawiają się na nowe tory. Cel: zadbać o zdrowie konsumentów. Jak? Nowym asortymentem, w wewnętrznym żargonie noszącym miano „produktów z potencjałem obniżonego ryzyka”. W zamierzeniu mają łączyć wodę z ogniem – zapewnić palaczom przyjemność z dymka przy jednoczesnym obniżeniu ryzyka wystąpienia chorób będących efektem palenia.
Po ponad dekadzie prac badawczo-rozwojowych, które pochłonęły 2 mld dol., koncern tytoniowy Philip Morris dysponuje już urządzeniem, które wkrótce będzie dostępne na rynku. – Naszym celem jest zachęcenie wszystkich palaczy do przestawienia się na nowe produkty – zapowiada André Calantzopoulos, prezes Philip Morris.
Firma pracuje jednocześnie nad czterema produktami, ale ciężar sprawdzenia nowej strategii spoczywa na urządzeniu zwanym iQOS. Przypomina ono gruby długopis, w którym umieszcza się wkłady tytoniowe o długości połówki zwykłego papierosa. Urządzenie nie spala tytoniu, ale go podgrzewa, wytwarzając aerozol zawierający nikotynę. Wkład wystarczy na 14 zaciągnięć, po czym urządzenie trzeba doładować. Sprzęt to wydatek 70 euro; paczka wkładów kosztuje tyle co paczka papierosów. Koncern tylko w tym roku planuje zainwestować w nowe zdrowsze produkty 1,2 mld dol.
Ponieważ iQOS nie spala tytoniu, nie produkuje też dymu zawierającego szkodliwe substancje. Firma przekonuje, że w wytwarzanym przez iQOS aerozolu jest ich do 95 proc. mniej. Zapewnia też, że wartość ta jest poparta dowodami naukowymi pod postacią badań przeprowadzonych specjalnie przez powołany do tego celu zespół 300 specjalistów pracujących w centrum badawczo-rozwojowym firmy w Neuchâtel i w Singapurze. Ponieważ dowody na obniżoną szkodliwość są kluczowe dla powodzenia tego produktu, wyniki prac naukowców publikowane są w recenzowanych czasopismach naukowych (m.in. w „Toxicology” i „Oxford Journals – Nicotine and Tobacco Research”).
Urządzenie do końca roku ma być dostępne na 20 rynkach (w tym w Japonii, Szwajcarii i we Włoszech), a w przyszłym roku na 35. Z marketingowego punktu widzenia przestawienie się dotychczasowych palaczy na iQOSa to olbrzymie wyzwanie. Bo jak przekonać klientów, którzy są przyzwyczajeni do pewnego rytuału i konkretnego smaku do produktu zupełnie nowego, a przy okazji udowodnić, że jest pozbawiony wad starego? – Przed opracowaniem finalnej wersji iQOSa stworzyliśmy wiele prototypów – mówi Mirosław Zieliński, wiceprezydent Philip Morris odpowiedzialny za produkty o obniżonym ryzyku.
Inne firmy też wchodzą w ten segment. Japan Tobacco od roku sprzedaje w Japonii Ploom Tech, przypominające e-papierosa urządzenie, które najpierw wytwarza ciepły aerozol, a potem przepuszcza go przez komorę z rozdrobnionym tytoniem. Technologię tę koncern nabył od niewielkiej, kalifornijskiej firmy, która dzisiaj skupiła się na rozwoju e-papierosów. Podobną drogą poszli inżynierowie z British American Tobacco, które w ub.r. testowo wprowadziło na rynek rumuński urządzenie glo ifuse. Także w tym wypadku ciepły aerozol przepuszczany jest przez pojemnik z tytoniem, z tą różnicą, że aerozol już zawiera nikotynę, a tytoń jest dla smaku. Firma pracuje także nad innymi rozwiązaniami. Z największych graczy zainteresowania technologią „heat not burn” nie wykazuje tylko Imperial Tobacco. Firma poinformowała inwestorów w ub.r., że woli skoncentrować się na e-papierosach.
Koncerny tytoniowe uważają, że nowe produkty doskonale wpisują się w filozofię „harm reduction” (z ang. redukcja krzywdy). Pod tym pojęciem kryją się wszelkie działania, które – nie zakazując danego produktu – starają się ograniczyć jego szkodliwe efekty. – Jeśli celem globalnej polityki zdrowotnej jest redukcja liczby palaczy, to w podobnym stopniu jesteśmy w stanie ograniczyć krzywdę, przenosząc ich na znacznie mniej szkodliwy produkt – argumentuje Calantzopoulos.
To niejedyna zmiana, która czeka rynek tytoniowy. Od 1 stycznia przyszłego roku ze stoisk z wyrobami tytoniowymi we Francji znikną kolory. Tego dnia sprzedawcy będą musieli usunąć ze sklepowych witryn ostatnie egzemplarze dotychczasowych opakowań papierosów. Zastąpią je jednolite opakowania (z ang. plain packaging): w zielonym kolorze, z dużym ostrzeżeniem przed efektami palenia; nazwy marek stracą charakterystyczne cechy i będą zapisane taką samą, białą czcionką.
Podobne regulacje dla producentów papierosów wprowadza rząd brytyjski, z tą różnicą, że tamtejsi sprzedawcy na pozbycie się papierosów w starych opakowaniach mają czas do końca maja przyszłego roku. Politycy nad Sekwaną i Tamizą podążają śladem Australii, która wprowadziła takie rozwiązanie w grudniu 2012 r. Rząd w Canberze zwrócił się nawet do zewnętrznej firmy, aby pomogła wybrać odpowiednio odpychający kolor dla opakowań. Z badań konsumenckich wyszło, że jest nim Pantone 448C, zwany również „opaque couché”.