Jeszcze kilka lat temu nasze rodzime spółki paliwowe i chemiczne były uzależnione od zewnętrznych dostawców. Dziś szukają surowców na własną rękę. I to na prawie wszystkich kontynentach.
Polska gospodarka wchodzi w nowy etap. Pierwsze dwie dekady transformacji były oczekiwaniem na napływ kapitału zagranicznego. Obecnie nasze firmy coraz chętniej same inwestują za granicą. Szczególnie wyraźnie widać to w przypadku spółek surowcowych.
Gdzie polskie firmy szukają surowców / Inne
Jako pierwszy zagraniczne szlaki zaczął przecierać KGHM, który jeszcze w latach 90. skusił się na złoża miedzi w Kongo. Do eksploatacji jednak wówczas nie doszło. Fiasko tego projektu nieco zniechęciło rodzime firmy do inwestycji zagranicznych. Ale nie na długo. Już w 2002 r. spółka zależna miedziowego koncernu KGHM International kupiła kanadyjską kopalnię Morrison, w której pięć lat później uruchomiła wydobycie, osiągając poziom 20 tys. t miedzi rocznie.
Po kilku pomniejszych transakcjach na przełomie 2011 i 2012 r. koncern zdecydował się na megatransakcję – zakup spółki FNX Quadra za prawie 9,5 mld zł. Dzięki temu przejęciu pozyskał kilka projektów wydobywczych w Kanadzie i USA, ale za najcenniejsze uznawano 55 proc. udziałów w chilijskiej kopalni odkrywkowej Sierra Gorda.
Ale na skutek spadku cen surowców ta inwestycja jest dzisiaj powodem bólu głowy dla władz spółki – odpisy wartości chilijskiej kopalni wyniosły już prawie 3,5 mld zł. Z podobnymi problemami borykają się i globalne koncerny surowcowe. – Nie można oceniać tego projektu tylko przez pryzmat dzisiejszych wyników finansowych. Uważam, że decyzja o tej inwestycji była racjonalna – twierdzi Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki. Argumenty „za” to znacznie niższe niż w Polsce koszty wydobycia oraz – co nie mniej ważne – brak obciążenia podatkiem miedziowym.
Spadek cen surowców wpływa również na ocenę inwestycji Azoty Police, które w 2013 r. za 28,5 mln dol. kupiły większość udziałów w spółce wydobywczej Afrig dysponującej dwoma złożami fosforytów. Spadek cen tego surowca o 30 proc. znacznie wydłużył okres zwrotu z tej inwestycji i spowodował opóźnienie w jej kontynuacji. Koszty uruchomienia kopalni na złożu Kebemer szacowane są na 60–80 mln dol., a na start wydobycia trzeba by czekać dwa, trzy lata. Nie zmienia to faktu, że Azoty nieco zmniejszyły na pewien czas uzależnienie od dostawców fosforytów. I jest szansa, że kontynuowanie tego projektu przyniesie bardziej wymierne korzyści.
Falstart nie ze swojej winy zaliczył na początku swojej zagranicznej drogi gdański Lotos. Przez problemy z platformą wiertniczą nie wypalił projekt wydobywczy na złożach Yme. Koncern szybko to sobie zrekompensował, kupując udziały w złożach Sleipner i Heimdall. Ostatnio władze spółki zapowiadają powrót do projektu Yme i nowe projekty. – Analizujemy możliwości zakupu udziałów w kolejnych złożach. Jeśli znajdziemy projekt, który spełni nasze wymagania, nie wykluczamy, że nastąpi to jeszcze w tym roku – mówił w sierpniu Marcin Jastrzębski, wiceprezes Grupy Lotos.
Większych problemów ze swoimi inwestycjami nie mają natomiast PKN Orlen i PGNiG. Płocki koncern w 2013 r. kupił za pół miliarda złotych kanadyjską firmę naftową TriOil Resources Ltd. Pół roku później doszły do tego złoża (także w Kanadzie) przejęte wraz ze spółką Birchill Exploration. Pod koniec ubiegłego roku za miliard złotych przejął kanadyjską spółkę Kicking Horse Energy i docelowo chce tam wydobywać sześć milionów baryłek ropy rocznie.
PGNiG bez kompleksów poczyna sobie na Morzu Norweskim i Północnym, gdzie ma już ponad 60 koncesji. Z powodzeniem szuka węglowodorów również w Pakistanie. Kluczowe są jednak aktywa norweskie. Budowa gazociągu przez Danię, który połączyłby norweskie złoża PGNiG z Polską, zapewniłaby realną dywersyfikację zaopatrzenia w gaz. Dziś wydobycie ze złóż norweskich to ok. 0,5 mld m sześc. Ale prezes spółki Piotr Woźniak zapowiada, że do 2022 r. (gdy wygaśnie kontrakt z Gazpromem) będzie to ok. 2,5 mld m sześc. – Gdyby te plany zostały zrealizowane, zwiększyłoby się bezpieczeństwo energetyczne kraju, ale też wzmocniłaby się pozycja konkurencyjna samej spółki na rynku gazu – komentuje Janusz Steinhoff. – Nie wszystkie surowce są dostępne w kraju, nie zawsze ich wydobycie jest opłacalne. Nie widzę zatem żadnych przeszkód, by polskie firmy surowcowe inwestowały w złoża za granicą. To korzystne i dla spółek, i dla gospodarki – podkreśla były wicepremier.