Przeciwnicy CETA obawiają się zbyt daleko idących przywilejów dla korporacji międzynarodowych. Wiceminister rozwoju Radosław Domagalski zapowiedział, że mimo ryzyka, jakie może stanowić mechanizm sądów arbitrażowych (ICS), Polska opowie się za ratyfikacją umowy pomiędzy UE a Kanadą.
– Będziemy zwracać na ICS szczególną uwagę, ale zanegować CETA nie możemy. Prawdopodobnie nie zrobią tego również inne kraje członkowskie UE – mówi Domagalski. Marcin Wojtalik z Instytutu Globalnej Odpowiedzialności podkreśla, że rząd jakby nie wierzył, że może przeciwstawić się korporacjom. – Odnoszę wrażenie, że gdyby inne kraje były przeciwko CETA, wtedy i Polska nie szłaby tak chętnie w „nieuchronne procesy globalizacji”, którymi często tłumaczy stanowisko rządu w sprawie umów handlowych Ministerstwo Rozwoju – mówi.
Ostateczne przyjęcie CETA będzie zależało od jej ratyfikacji przez Parlament Europejski i być może parlamenty narodowe. Komisja Europejska już jednak zaproponowała, by tymczasowe wdrożenie umowy nastąpiło przed wynikami głosowań. Jak twierdzi minister Domagalski, wyłączeniu podlegałby jednak mechanizm Investment Court System (ICS), czyli inwestor przeciwko państwu, który budzi szczególne kontrowersje. – ICS rodzi ryzyko, że w przypadku pozwania przez zagraniczne korporacje państwa polskiego sprawy będą procedowane bez naszego udziału – przyznaje Domagalski. I z tym zdaniem można by się zgodzić, gdyby nie jedna kwestia. Według Marcina Wojtalika wyłączenie ICS z tymczasowego wdrożenia wcale nie zostało przesądzone. – Takie rozwiązanie jest spodziewane, ale na razie faktem nie jest. I nie wiadomo, czy będzie – twierdzi nasz rozmówca. Rząd deklaruje zaś, że zrobi wszystko, by niwelować szkodliwe skutki ICS. Obiecuje m.in. zabiegać na forach europejskich, by docelowo jednym z arbitrów został Polak.
– Jeżeli jedynym postulatem Polski w kwestii mechanizmu ICS jest to, by załatwić tam posadę jakiemuś prawnikowi, to zapewniam, że nie ochroni to naszego budżetu przed wypłacaniem kolejnych miliardów wielkiemu biznesowi – kwituje pomysł Maria Świetlik z Akcji Demokracja. – Decyzja o poparciu CETA to całkowita kapitulacja partii, która zapewnia, że uprawia suwerenną politykę. Od roku mamy sprzeczne sygnały na temat opinii o transatlantyckich umowach o wolnym handlu. Z jednej strony PiS twierdzi, że będzie bronił polskich przedsiębiorców, w tym producentów rolnych, i że nie zgadza się na system arbitrażu ICS. Z drugiej – popiera propozycję KE. Nie sprzeciwia się nawet tymczasowemu wdrożeniu umowy przed ratyfikacją przez Sejm, chociaż nie ma ono żadnego ekonomicznego ani prawnego uzasadnienia, poza tym, że KE nie chce czekać do końca procesu ratyfikacji, bo może on trwać kilka lat – dodaje Maria Świetlik.
Ministerstwo Rozwoju zapewnia, że CETA pozwoli znieść umowy dwustronne zawarte z Kanadą przez państwa UE i pozytywnie wpłynie na polską gospodarkę. – CETA nie stanowi zagrożenia dla polskiego rolnictwa. Najbardziej wrażliwe towary są wyłączone z liberalizacji lub objęte częściową liberalizacją w postaci kontyngentów taryfowych. Mamy dodatnie saldo w handlu towarami rolnymi z Kanadą i liczymy, że umowa jeszcze ten stan poprawi – zapewnia Domagalski. – Co do bezpieczeństwa żywności CETA nie wprowadza zmian w porównaniu z obecną sytuacją, ponieważ włączona do niej zostanie umowa weterynaryjna, która funkcjonuje w relacjach UE – Kanada od lat – dodaje wiceminister.
Polska nie przyłączy się natomiast do krajów, które wezwały KE do przyspieszenia procesu negocjacyjnego w sprawie TTIP, czyli podobną umową, o której Bruksela rozmawia z Waszyngtonem. – Ryzyko w przypadku CETA jest zdecydowanie mniejsze niż w przypadku umowy pomiędzy UE a USA – twierdzi wiceminister Domagalski. – To gigantyczne korporacje amerykańskie mogą być groźne dla firm, ale one nie będą mogły wykorzystać CETA do wchodzenia na rynek europejski. Umowa ma jasno określać, jak należy rozumieć kraj pochodzenia inwestora – zapewnia wiceminister rozwoju. – Nie ma istotnego ryzyka, że towary amerykańskie mogłyby być eksportowane przez Kanadę. Zapobiega temu tzw. system reguł pochodzenia towarów, który powoduje, że preferencje handlowe wynikające z CETA są dostępne tylko dla producentów kanadyjskich – dodaje.
Inaczej widzi tę kwestię Maria Świetlik. – W CETA mowa o tym, że firma musi mieć tzw. substantial business activities w danym kraju, by być objęta systemem ICS. Definicja takiej aktywności jest tak szeroka, że z pewnością obejmuje działalność spółek zależnych ponadnarodowych firm działających w Kanadzie. Będą miały więc prawo pozywania nas za zmiany w prawie – mówi.
W piątek 23 października w Bratysławie ma się odbyć nieformalne spotkanie przedstawicieli krajów UE, poświęcone CETA i TTIP.
W przypadku CETA ryzyko jest mniejsze niż przy umowie UE–USA