Przedstawiciele najważniejszych banków centralnych sugerują, że programy skupu obligacji nie będą już zwiększane, na horyzoncie pojawiła się za to perspektywa wrześniowej podwyżki stóp procentowych w USA.

psav linki wyróżnione

Akcje i obligacje w dół / Dziennik Gazeta Prawna
Już w czwartek inwestorów rozczarował szef Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi, który po posiedzeniu rady prezesów zaznaczył, że wydłużenie lub powiększenie programu skupu obligacji nie było nawet brane pod uwagę. Wskazał jednocześnie, że skuteczność tego rodzaju narzędzi może być już na wyczerpaniu, a ciężar wspomagania znajdującej się w słabej kondycji gospodarki strefy euro powinna wziąć na siebie polityka fiskalna. W piątek oliwy do ognia dolał szef oddziału Rezerwy Federalnej w Bostonie Eric Rosenberg. Jego zdaniem amerykańskiej gospodarce grozi przegrzanie, jeśli Federalny Komitet Otwartego Rynku, odpowiednik polskiej Rady Polityki Pieniężnej, w dalszym ciągu będzie zwlekał z podwyżkami stóp procentowych.
W efekcie przez rynki akcji przetoczyła się największa wyprzedaż, odkąd w czerwcu Brytyjczycy zagłosowali za opuszczeniem Unii Europejskiej. Na rynku amerykańskim indeks S&P 500 stracił ponad 2 proc. i znalazł się na najniższym poziomie od dwóch miesięcy. Początek poniedziałkowej sesji przyniósł nieznaczną tylko poprawę nastrojów. Podobnie było w strefie euro – w ciągu dwóch dni wartość indeksu Euro Stoxx 600 obniżyła się o ponad 2 proc. Kursy akcji w Niemczech znalazły się na najniższym poziomie od ponad miesiąca. Łącznie w ciągu dwóch sesji wartość rynkowa notowanych na rynkach akcji firm zmniejszyła się o 2,2 bln dol., do około 65 bln dol. w poniedziałek.
– Nerwowa reakcja rynku to efekt zderzenia wypowiedzi przedstawicieli banków centralnych z oczekiwaniami inwestorów. W przypadku Europejskiego Banku Centralnego liczyli na wydłużenie programu skupu obligacji, w przypadku FED na odroczenie w czasie terminu podwyżki stóp procentowych – uważa Piotr Kalisz, główny ekonomista Banku Handlowego.
Po wypowiedziach Rosenberga, który uchodził dotychczas za jednego z czołowych „gołębi” (czyli zwolenników niskich stóp) w Fed, prawdopodobieństwo podwyżki stóp procentowych we wrześniu wzrosło o jedną czwartą, ale w dalszym ciągu wynosi tylko 30 proc. Mimo tego dość gwałtownie zareagował także rynek obligacji – notowania papierów skarbowych spadły o prawie 1 proc. zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w strefie euro. Wartość globalnego rynku obligacji obniżyła się o ponad 500 mld dol. Rentowność 10-letnich obligacji amerykańskich podskoczyła do 1,68 proc. i jest najwyższa od dwóch miesięcy. W przypadku papierów europejskich spadek cen oznacza, że większość państw może przynajmniej na razie zapomnieć o pożyczaniu pieniędzy bez oferowania inwestorom żadnego dochodu. Rentowność 10-letnich papierów wyemitowanych przez rząd Niemiec podskoczyła do 0,035 proc., choć jeszcze na początku lipca wynosiła -0,18 proc. Papiery o krótszych terminach zapadalności w dalszym ciągu mają ujemną rentowność. Gwałtowniejsza reakcja inwestorów w przypadku papierów długoterminowych wynika z tego, że nie tylko ich podaż pod wpływem zakupów banku centralnego nie będzie kurczyła się tak szybko, jak tego oczekiwali, ale może nawet wzrosnąć, jeśli zgodnie z sugestią Maria Draghiego rządy strefy euro zdecydują się zwiększyć wydatki fiskalne.
– Nie sądzę, żeby przynajmniej w przypadku EBC zbliżał się koniec operacji luzowania ilościowego. Na grudniowym posiedzeniu pomysł wydłużenia programu skupu obligacji powróci – ocenia Piotr Kalisz.
EBC, który każdego miesiąca skupuje z rynku papiery dłużne rządów i korporacji o wartości 80 mld euro, na razie zamierza zakończyć operację w marcu 2017 r.
Ale powrót do hossy na rynku obligacji wydaje się mało prawdopodobny, bo ich ceny wzrosły do nieracjonalnie wysokich poziomów, a wypuszczanie powietrza ze spekulacyjnego balonu to proces rozłożony w czasie. Najdalej posunął się na rynku japońskim, na którym trwa największa wyprzedaż od 13 lat. Rentowność 10-letnich obligacji japońskiego rządu wzrosła z -0,29 proc. pod koniec lipca do -0,007 w poniedziałek. Powód wyprzedaży jest ten sam co w przypadku strefy euro – inwestorzy nie są pewni, czy program luzowania ilościowego realizowany przez Bank Japonii (BoJ) od 2013 r. będzie kontynuowany. Do końca września BoJ ma dokonać przeglądu stosowanych dotychczas narzędzi i ocenić ich skuteczność.
Z punku widzenia krajowego rynku akcji najistotniejsze jest to, co na wrześniowym posiedzeniu zrobi Fed. Stopy procentowe to jedno z podstawowych narzędzi, za pomocą którego amerykańskie władze monetarne sterują przepływem kapitału. Ich wzrost z reguły prowadzi do spadku notowań na rynkach wschodzących, do których zalicza się Polska, bo rośnie wtedy opłacalność inwestycji w amerykańskie instrumenty dłużne i kapitał płynie do USA. Jednocześnie dla zadłużonych w dolarach rynków wschodzących oznacza to wyższy koszt obsługi swoich zobowiązań. Choć akurat ten ostatni czynnik w niewielkim tylko stopniu dotyczy Polski, to jednak warszawska giełda należała w ostatnich dniach do najsłabszych rynków akcji na świecie. W ciągu dwóch sesji indeks WIG20 skupiający największe notowane na GPW spółki, którymi interesują się inwestorzy zagraniczni, stracił ponad 3 proc. i niebezpiecznie zbliżył się do najniższych wartości od sześciu lat.
– Większość wskaźników, które bierze pod uwagę Fed, decydując o poziomie stóp procentowych, pokazuje, że powinny one wzrosnąć. Ostatnie wypowiedzi można traktować jako przygotowanie rynków do podwyżki – uważa Daniel Zegadło, zarządzający aktywami z Noble Funds TFI.
W mniejszym stopniu ucierpiały krajowe obligacje, których kursy, tak jak na rynkach globalnych, spadły ok. 1 proc. w ciągu dwóch sesji. W poniedziałek po południu negatywny trend wyhamował i ceny zaczęły rosnąć – rentowność 10-letnich obligacji obniżyła się do 2,88 proc.