Wpłata zysku z NBP zapewniła ponad 4 mld zł nadwyżki. Ale czas łatwych dochodów się skończył.
Blisko unijnego limitu / Dziennik Gazeta Prawna
Ministerstwo Finansów opublikowało wczoraj informacje o wykonaniu budżetu po siedmiu miesiącach i najważniejsze założenia do projektu ustawy budżetowej na 2017 r.
Te pierwsze są bardzo dobre: deficyt na koniec lipca wyniósł niespełna 14,4 mld zł – czyli spadł w porównaniu z końcem czerwca, kiedy to wynosił 18,7 mld zł. To przede wszystkim zasługa rekordowo wysokich dochodów niepodatkowych: na koniec lipca wyniosły one 30,6 mld zł, co jest wynikiem jak dotąd nienotowanym na tym etapie realizacji budżetu. W sumie całoroczny plan w tej części został już zrealizowany w 85 procentach i jest to najlepszy wynik w całym zestawieniu dochodów.
Tyle, że to to zasługa jednorazowych „strzałów”, trudnych do powtórzenia w kolejnych latach. Lipcowy wynik to rezultat wpłaty około 7,8 mld zł z zysku banku centralnego za 2015 r. Ostatnią tak dużą wpłatę NBP zrobił w 2012 r., wtedy przekazał ponad 8,1 mld zł. Ale Ministerstwo Finansów czerpie też korzyść z ubiegłorocznych opóźnień w aukcji częstotliwości LTE – opłaty z tego tytułu to łącznie ponad 9 mld zł. Te dwie pozycje gwarantują stabilną sytuację budżetu mimo dużego obciążenia po stronie wydatków, jakim jest uruchomienie programu „Rodzina 500 plus”.
– Są szanse na to, żeby deficyt w całym roku był niższy od planowanej kwoty 54,7 mld zł. Przy jednorazowych dochodach i kontroli wydatków to bardzo prawdopodobne – mówi Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium.
O ile w tym roku pewnie sobie poradzi (wpływy z VAT przyśpieszyły, w samym lipcu były o blisko 5 proc. większe niż rok temu, dobrze wypadają też dochody z PIT i CIT), o tyle dużym wyzwaniem będzie zwłaszcza przyszłoroczny budżet. Od wczoraj znamy jego najważniejsze założenia (jako pierwszy podał je Puls Biznesu). Deficyt budżetu ma wynieść maksymalnie 59,3 mld zł. To o 4,6 mld zł więcej niż plan na ten rok. Wydatki Ministerstwo Finansów planuje na poziomie 383,4 mld zł, o niemal 15 mld zł większym niż w tym roku. Limit ma pomieścić całoroczne finansowanie programu „Rodzina 500 plus”, wypłatę jednorazowych dodatków do emerytur, większe nakłady na obronę narodową, podwyżki płac w budżetówce, dofinansowanie do bezpłatnych leków dla seniorów czy większe dotowanie ubezpieczeń upraw rolnych. Ministerstwo Finansów deklaruje, że limit uwzględnia również skutki obniżenia wieku emerytalnego – co będzie generować większy deficyt w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. FUS ma być finansowany w całości z dotacji budżetowej zwiększającej wydatki, resort odchodzi od udzielania pożyczek dla FUS. To metoda wymyślona przez pierwszy rząd PO–PSL w czasie kryzysu: udzielanie pożyczek zamiast dotacji zmniejszało deficyt budżetu centralnego, ale nie miało wpływu na wielkość potrzeb pożyczkowych czy deficyt sektora finansów.
Ministerstwo zaplanowało 324,1 mld zł dochodów. Skorygowało jednocześnie wcześniejsze prognozy wzrostu gospodarczego. Niższe od spodziewanego tempo wzrostu mamy mieć już w tym roku (3,4 proc. zamiast 3,8 proc.). W przyszłym PKB wzrośnie o 3,6 proc., a nie 3,9 proc., jak szacował wcześniej.
Ekonomiści są podzieleni w ocenach nowych założeń makro. – Na ten rok zakładamy 3,4 proc. wzrostu, choć trzeba przyznać, że po danych za pierwsze dwa kwartały jest ryzyko niezrealizowania tej prognozy. Na przyszły zakładaliśmy lekkie przyspieszenie i wydaje się, że prognozy ministerstwa są do zrealizowania – mówi Tomasz Regulski, analityk Raiffeisen Polbanku. Według Grzegorza Maliszewskiego rewizja jest jednak zbyt płytka, jeśli wziąć pod uwagę najnowsze dane z gospodarki. – Jeśli przyszłoroczny budżet będzie oparty na tych założeniach, to mogą występować napięcia. Patrząc na ostatnie dane czy wyniki badań koniunktury podstaw do optymizmu w sprawie przyszłego roku nie ma – mówi.
Resort liczy na to, że we wzroście dochodów pomoże zmiana struktury wzrostu PKB. Większy udział ma mieć popyt krajowy, w tym inwestycje. MF nie stwierdza tego wprost, ale chodzi prawdopodobnie o projekty publiczne finansowane pieniędzmi z UE, które mają pociągnąć za sobą również te prywatne. Niskie nakłady inwestycyjne to główny hamulcowy wzrostu PKB w tym roku. Dodatkowym czynnikiem ma być inflacja, średniorocznie wyniesie ona 1,3 proc., co powinno przełożyć się na zwiększenie tzw. bazy podatkowej w VAT.
MF nie zrezygnowało z głównej obietnicy – poprawy ściągalności podatków. Głównym narzędziem ma być stosowanie klauzuli obejścia prawa, uszczelnianie VAT i bardziej efektywna kontrola.
Ministerstwo podtrzymało też najważniejszą deklarację: przyszłoroczny deficyt sektorów centralnego i samorządowego wyniesie 2,9 proc. PKB, a więc zmieści się w unijnym limicie 3 proc. PKB. Taki wynik będzie oznaczał zwiększenie deficytu; w 2014 r. wynosił on bowiem 2,5 proc. PKB, w tym ma wynieść 2,6 proc. PKB.