Zdaniem ekonomistów w 2009 roku gospodarka może rozwijać się w tempie niższym niż 3 proc. Zapisane w budżecie dochody z prywatyzacji w wysokości 12 mld zł są całkowicie nierealne. Analitycy obawiają się, że trzeba będzie podwyższać podatki.
Ministerstwo Finansów zapowiada, że może obniżyć zapisane w przyszłorocznym budżecie tempo wzrostu gospodarczego do 3,5- 4,5 proc. z obecnych 4,8 proc. Jednak większość pytanych przez nas ekonomistów uważa, że w przyszłym roku wzrost gospodarczy spadnie do 3 proc.
- Jeśli minister finansów w budżecie założy, że nasza gospodarka będzie się rozwijała w tempie co najmniej 3,5 proc., to ryzyko, że w ciągu roku trzeba będzie nowelizować budżet, będzie spore - uważa Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Bank Polska.
Większym pesymistą jest Marcin Mrowiec z Banku Pekao.
- Żeby przyszłoroczny budżet był bezpieczny, trzeba by zapisać w nim wzrost gospodarczy w wysokości 2-3 proc. - mówi.
Mniejszy wzrost PKB oznacza oczywiście niższe dochody budżetu państwa i prawdopodobnie także konieczność zwiększenia wydatków socjalnych.
- W przyszłorocznym budżecie w stosunku do obecnych założeń może zabraknąć nawet kilkunastu miliardów złotych - szacuje Jacek Wiśniewski.
Bardziej konkretny jest Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów i główny ekonomista BCC.
- W przyszłym roku dochody budżetu państwa będą sporo niższe od założeń, nawet o 10 do 15 mld zł - szacuje.
Spowolnienie najszybciej da się zauważyć we wpływach z podatków dochodowych.
- Spadną wyraźnie dochody firm, a tym samym obniżą się wpływy państwa z podatku od firm. Nie spodziewam się za to wyraźnego spadku dochodów z podatku VAT, bo konsumpcja raczej nie spadnie - uważa Alfred Adamiec z Noble Bank.

Deficyt budżetowy wzrośnie

Najprostszym rozwiązaniem w sytuacji kryzysowej jest zwiększenie deficytu budżetowego. Większość analityków uważa, że minister finansów nie powinien jednak do tego dopuścić.
- Podwyższenie deficytu powyżej 18 mld zł mogłoby doprowadzić do spadku popytu na obligacje, a tym samym do wzrostu ich oprocentowania i wzrostu kosztów obsługi zadłużenia zagranicznego - twierdzi ekonomista Raiffeisen Bank.
- Nie jest tak źle, aby rewidować deficyt. Można przesunąć wydatki z przyszłego roku na bieżący np. przez zwiększenie dotacji dla jednostek samorządowych - proponuje Rafał Benecki z ING BSK.
Na możliwość przesunięcia budżetowych pieniędzy na przyszły rok zwracają uwagę wszyscy.
- Trzeba to zrobić, bo w tym roku nie wykorzystamy deficytu. Chodzi o 5-7 mld zł, które można przekazać choćby w formie dotacji do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych - proponuje Łukasz Tarnawa z PKO BP.
W ten sposób dotacja do FUS mogłaby być niższa. Wtedy budżet miałby tzw. zakładkę i zwiększenie innych wydatków nie powiększyłoby deficytu. Niektórzy jednak twierdzą, że wzrost deficytu - czy przy okazji zmian w projekcie czy w trakcie roku - jest nie do uniknięcia.
- Trzymam kciuki, aby deficyt nie wzrósł zbyt mocno, ale jestem pewny, że on wzrośnie. Sądzę - a to jest ostrożny szacunek - że wyniesie on około 30 mld - mówi Marcin Mrowiec.
Jednak część ekonomistów uważa, że dzięki przejściowemu wzrostowi deficytu możliwe będzie zwiększenie wzrostu PKB.
- Jeżeli mamy pobudzić gospodarkę, powinniśmy to zrobić w przyszłym roku, bo w 2010 może być już za późno. Dlatego proponuję wzrost deficytu do 20 mld zł, przy czym w 2010 roku deficyt musiałby spaść do 10-11 mld zł, abyśmy weszli do strefy euro - mówi Alfred Adamiec z Noble Banku.

Cięcia wydatków

Nie należy się spodziewać cięć w wydatkach socjalnych, bo są to najczęściej wydatki sztywne i ich wysokość określają ustawy. Niewykluczone jest ograniczenie inwestycji.
- W budżecie państwa jak zawsze są założone zaskórniaki wynikające z przeszacowania wydatków inwestycyjnych. Moim zdaniem, wartość przeszacowanych wydatków w przyszłym roku to 3-5 mld zł. Jeśli do tego dodamy środki przechodzące z tego roku, to powinno wystarczyć na pokrycie dziury budżetowej - uważa Łukasz Tarnawa.
Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu, proponuje jednak zmniejszenie wszystkich wydatków poszczególnych ministerstw o 20 proc. Według niego może to dać oszczędności rzędu 6 mld zł. Te pieniądze na pewno się przydadzą, bo całkowicie nierealne są zapisane w przyszłorocznym budżecie dochody z prywatyzacji. Państwo chce w ten sposób zarobić 12 mld zł.
- Te 12 mld zł z prywatyzacji to bajka - dosadnie mówi Rafał Benecki.
- Biorąc pod uwagę, że wyceny spółek spadły, to nawet gdyby udało się sprzedać wszystkie przeznaczone do prywatyzacji firmy, otrzymamy maksymalnie 7-8 mld zł. Pytanie, czy rząd będzie gotowy sprzedawać po takich niskich cenach, czy też poczeka na poprawę sytuacji. Najprostsze jest podniesienie podatków i obawiam się, że na tym może się skończyć - dodaje Marcin Mrowiec.
SŁABY WZROST PRODUKCJI
W październiku produkcja przemysłowa rok do roku wzrosła tylko o 0,2 proc. - poinformował GUS. Żaden ekonomista nie prognozował aż tak złych wyników. Jeszcze miesiąc wcześniej mieliśmy prawie 7-proc. wzrost produkcji przemysłowej. Znaczny spadek, prawie 10-proc., odnotowano w produkcji energii elektrycznej i górnictwie. Sporym zaskoczeniem był natomiast nadal duży, 10-proc. wzrost produkcji budowlanej.
OPINIA
RAFAŁ ANTCZAK
ekspert Deloitte
Jest wysokie prawdopodobieństwo, że dynamika wzrostu gospodarczego w Polsce w 2009 roku będzie oscylować na poziomie 2-3 proc. Jeśli konsumenci potraktują pogarszającą się koniunkturę jako zjawisko przejściowe i nie obniżą wydatków, to mamy szansę na około 3-proc. wzrost. Jeśli natomiast konsumenci pod wpływem szoku z rynków finansowych zaczną drastycznie zmniejszać wydatki, to wówczas wzrost gospodarczy spadnie do około 2 proc. Czynnikiem bardzo silnie stabilizującym zachowanie krajowych konsumentów będzie wejście Polski do ERM2 w połowie 2009 r. Przekładanie czy odkładanie tej daty spowodować może kolejne fale osłabienia kursu złotego i rosnącą niepewność konsumentów i przedsiębiorców.
DGP
Budżet i wskaźniki w prognozach ekonomistów / DGP