Państwowe spółki zrzucają się, aby reklamować naszą gospodarkę za granicą. Chcą wspierać swój biznes, a nie walczyć z „polskimi obozami zagłady”.
– Nie oczekujemy żadnych szczególnych przywilejów, ale chcemy, by o Polsce mówiono prawdę, by nie tworzono i nie powielano stereotypów na temat Polski i Polaków. Chcemy traktowania na takich samych zasadach, na jakich traktuje się inne kraje europejskie – tłumaczy resort skarbu. To właśnie minister skarbu Dawid Jackiewicz firmuje powołanie Polskiej Fundacji Narodowej. Oficjalna wersja jest taka, że pomysł jej powołania powstał w „gronie przedstawicieli kilkunastu spółek Skarbu Państwa i obecnego ministra”. Z nieoficjalnych informacji wynika, że koncepcję już w lutym forsował prezes PZU Michał Krupiński.
– Nie było maczugi ani skoku na kasę spółek. Wręcz przeciwnie, chętni sami się zgłaszali – przyznaje menedżer jednego z koncernów energetycznych. Inicjatywa wykluwała się do końca maja. – Już na starcie zgłosiło się dziesięć spółek. Były i takie, które trzeba było odrzucić – zdradza nasz rozmówca.
Ostatecznie na stumilionowy roczny budżet fundacji zrzuci się 17 firm. Na razie nie wiadomo, jaki dokładnie będzie podział kosztów. – Teraz rozpoczynają się prace nad statutem, dlatego w tej chwili trudno mówić o konkretnym zaangażowaniu któregokolwiek z podmiotów – zauważa Rafał Pazura, rzecznik PGNiG. Gazowy koncern, który jest jednym z uczestników projektu, podkreśla, że zadaniem PFN będzie nie tylko promocja polskiej gospodarki, lecz także kształtowanie pozytywnego wizerunku spółek oraz prowadzonych przez nie inwestycji zagranicznych.
Część sygnatariuszy inwestuje poza Polską. KGHM uruchomił kopalnie Sierra Gorda w Chile, Grupa Azoty i Zakłady Chemiczne Police inwestują w Senegalu, PKO BP ma oddział w Niemczech i szykuje kolejny, w Czechach, a PGNiG posiada udziały w złożach surowców na trzech kontynentach.
– Dopilnujemy, żeby działalność fundacji miała biznesowy charakter, a nie koncentrowała się np. wokół walki z „polskimi obozami zagłady”. Z naszego punktu widzenia powołanie fundacji może przynieść wymierne korzyści. Doprawiono nam gębę truciciela Europy, ale nasi pracownicy nie mają czasu spotykać się z zagranicznymi dziennikarzami w Brukseli, przekonywać i pokazywać, co robimy np. w kwestii inwestycji w energię odnawialną – tłumaczy nasz rozmówca.
Resort skarbu przyznaje, że do zadań fundacji będzie należało akcentowanie interesów gospodarczych naszego kraju w ramach takich instytucji, jak Parlament Europejski czy Komisja Europejska. – Zakładamy również, że fundacja będzie współpracowała z zagranicznymi środowiskami opiniotwórczymi, mediami i instytucjami zagranicznymi oraz angażowała się w wyjaśnianie szkodliwych mitów czy stereotypów dotyczących Polski i polskiej gospodarki. Nie chodzi tu o kreowanie wyidealizowanego obrazu naszego kraju. Wystarczy, gdy świat będzie znał związane z naszym krajem fakty – tłumaczą przedstawiciele ministerstwa.
Statut fundacji dopiero powstaje, nie wiadomo jeszcze, kto stanie na jej czele. Zarząd wybierze nowo powstała rada, a do niej swoich przedstawicieli wysyłają spółki.
Opozycja krytykowała inicjatywę, twierdząc, że PiS tworzy kolejny organ propagandy rządowej. – To jest dziwny twór, który ma służyć temu, żeby kolejni pisowscy działacze mogli znaleźć dobrą posadę za dobre pieniądze – mówił Jakub Stefaniak, rzecznik PSL.
Nasi rozmówcy zauważają, że sprawa wizerunku Polski stała się dla rządu Beaty Szydło i dla PiS priorytetowa, bo w ostatnim czasie straciliśmy na tym polu. – Straty te wpływają na klimat wokół Polski, a to nie pozostaje bez wpływu np. na zachowania inwestorów czy nawet ocenę rządu przez polskiego wyborcę. Tym samym oczywiste jest, że każdy sukces zagraniczny będzie skrzętnie odnotowany i zaprezentowany w kraju, bo tego potrzebuje też rząd – mówi dr Krystian Dudek, prezes Polskiego Stowarzyszenia Public Relations. Jego zdaniem wokół fundacji pojawia się jednak więcej pytań niż odpowiedzi.
– Nie znamy konkretnych celów, wizji i strategii. Trudno też przewidzieć, jak będą zapadały decyzje – czy wpływ na nie będzie uzależniony od wkładu finansowego każdego podmiotu, czy taki sam bez względu na jego wysokość. Każdy z sygnatariuszy ma swoje partykularne interesy i naturalnie może dążyć do ich realizacji, by „zainwestowane” pieniądze przyniosły wymierną korzyść także jemu – zauważa Dudek.
Na razie nie wiadomo, kto w praktyce będzie pracował dla fundacji. Czy ściągani będą ludzie z rynku, pisowscy PR-owcy, czy też instytucje i eksperci, którzy do tej pory zajmowali się promocją Polski za granicą. A może, jak to miało miejsce przed ponad dekadą, kiedy misję stworzenia strategii promocji kraju powierzono założycielowi Saffronu i jednemu z najlepszych na świecie speców od budowy marek krajów, regionów i miast, Wally’emu Ollinsowi, fundacja będzie szukać pracowników za granicą.
– Ollins stworzył koncepcję, która ma sens, ale dyskusję rozpoczęto od niesławnej sprężynki jako logo Polski. Wtedy temat został spalony. Obecnie, opierając się na rzetelnych badaniach, które już istnieją, ale są rozrzucone po różnych instytucjach i resortach, trzeba najpierw opracować strategię marki „Polska”. A do logotypów można się zabrać na końcu – podnosi dr Sergiusz Trzeciak, który występuje w charakterze eksperta w międzyresortowym zespole ds. promocji naszego kraju powołanym w tym miesiącu przy premierze. Na czele zespołu stoi Adam Lipiński, wiceszefem jest zaś Jan Dziedziczak.
Zespół ma do końca roku przyjąć dokument, który opisze priorytety promocji Polski i ochrony dobrego imienia kraju na najbliższą dekadę. – Wyzwaniem jest skoordynowanie inicjatyw, których celem jest poprawa wizerunku kraju. Do tej pory własne działania prowadziły MSZ, Polska Organizacja Turystyczna, PAIiIZ czy poszczególne firmy. Konsekwencja, determinacja i spójność – do tej pory tego brakowało – podkreśla Trzeciak.
Resort skarbu zapewnia, że fundacja będzie uzupełnieniem i wsparciem agencji rządowych, firm, instytucji i służby dyplomatycznej. – Fundacja nie będzie konkurować ani dublować się z żadną inną organizacją – tłumaczą pracownicy ministerstwa. To zespół przy KPRM ma zapewnić uzyskanie efektu synergii i stać się koordynatorem wszystkich działań.
– Są takie tematy, które nie powinny być przedmiotem konfliktów politycznych. Koncepcja budowy silnej marki „Polska” wydaje się priorytetem obecnego rządu i to jest właściwy kierunek. Widać bowiem silny rozjazd między pozycją gospodarczą Polski a postrzeganiem naszego kraju. Pod względem parametrów gospodarczych jesteśmy na 23. miejscu, a jeśli chodzi o siłę i wartość marki kraju, to w rankingu Future Brand zajmujemy dopiero 45. miejsce – podkreśla Łukasz Goździor, szef fundacji Marka dla Polski, powołanej przez Konfederację Lewiatan, KIG, Pracodawców RP i SKM SAR
Goździor apeluje, by to z Polaków zrobić ambasadorów. – Sami Polacy nie mają wiedzy, że mamy się czym pochwalić, zwłaszcza jeśli chodzi o sektor gospodarczy. Wymienią Solaris czy „Wiedźmina”, ale na tym koniec – mówi.
Jest silny rozjazd między pozycją gospodarczą Polski a jej postrzeganiem