Największe kłopoty mają mniejsze sieci, liczące mniej niż 300 placówek. Eksperci spodziewają się rychłej fali konsolidacji w tej branży. Kłopoty MarcPolu, najstarszej polskiej sieci supermarketów, to nie wyjątek. W Krajowym Rejestrze Długów na początku czerwca zgłoszone były zobowiązania firm handlowych na kwotę 239,3 mln zł.
Handel ma się gorzej / Dziennik Gazeta Prawna
Oznacza to wzrost o ponad 62 proc. w skali ostatniego roku i o ponad 90 proc. w porównaniu z 2014 r. A oprócz KRD działają u nas jeszcze trzy inne biura informacji gospodarczej.
Rośnie też liczba dłużników. W ciągu ostatniego roku przybyło ich dwa razy tyle, ile w poprzednim – 1,6 tys. Z płatnościami zalega ponad 11,6 tys. firm. Wzrosła liczba zobowiązań – o 9,5 tys. w ciągu ostatniego roku do 49 tys. – wynika z danych KRD.
Z drugiej strony – jak zauważa Tomasz Starzyk z Bisnode Polska – ponad 80 proc. sieci spożywczych jest w dobrej i bardzo dobrej kondycji, gdy w 2015 r. odsetek takich firm wynosił 77 proc.
Skąd zatem długi branży handlowej? Halina Kochalska z BIG Info Monitora przypisuje to rosnącej popularności BIG-ów, jako narzędzia skłaniającego kontrahentów do płacenia na czas.
Na słabnącą kondycję niektórych sieci wpływa deflacja (a więc niskie ceny) oraz nasycenie rynku. – Duża konkurencja wymusza stałe obniżanie cen, a to znacznie zaniża rentowność sprzedaży – podpowiada Mirosław Sędłak, prezes Rzetelnej Firmy. A koszty prowadzenia biznesu nie spadają.
Podobnie uważa Tomasz Starus, członek zarządu odpowiedzialny za ocenę ryzyka w Euler Hermes, który zauważa, że aby odnosić sukcesy w handlu, należy stale inwestować, zarówno we wzrost wielkości sieci, jak i w jej jakość i wizerunek. W tym kontekście mniejsze sieci, a taką był MarcPol, mają utrudnione zadanie: ich siła zakupowa, zarówno jeśli chodzi o ceny, jak i warunki płatności, wyraźnie odbiega od tego, czego żądać mogą najwięksi gracze na rynku. A ograniczona skala utrudnia generowanie przepływów wystarczających do finansowania inwestycji. W przypadku mniejszych sieci wyższe jest też ryzyko straty z tytułu nietrafionej lokalizacji sklepu. Jest ona łatwiejsza do przeżycia, jeśli nie wypala jedna lokalizacja na kilkadziesiąt. Gorzej, gdy jedna na kilkanaście.
Dlatego problem z przetrwaniem mogą mieć wszystkie sieci poniżej 300 sklepów. – Na rynku radzą sobie ci, którzy mogą żonglować asortymentem i ceną. Których stać na wejście w marki własne, a do tego na wsparcie sprzedaży – zauważa Andrzej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.
Ostatnio na rynku było głośno o Almie Market, gdzie półki zaczęły świecić pustkami, tak jak wcześniej w Bomi i MarcPolu. Wyniki sieci za I kw. nie były dobre. Skonsolidowane przychody ze sprzedaży sięgnęły 367,8 mln zł, wobec 398,01 mln zł rok wcześniej. Sieć odnotowała stratę na poziomie 985 tys. zł. Pojawiła się informacja, że Alma Market wyzbywa się nieruchomości – za 27 mln zł w I kw. tego roku – oraz zamyka sklepy – trzy w 2015 r. i kolejne w 2016 r. Od spółki usłyszeliśmy jednak, że nic złego się nie dzieje.
– Pustki to efekt przechodzenia na dostawy z magazynu centralnego. Jesteśmy w trakcie negocjacji z dostawcami i stąd mogą wynikać braki – komentuje Monika Moskwa, menedżer PR.
Także hipermarkety mają kłopoty. Średnia rentowność to 0,2 proc. W dużej mierze to zasługa E.Leclerca i Carrefoura, bo wśród dużych sklepów są i takie, które mają rentowność zerową lub są pod kreską.
Tomasz Starus uważa, że trudności powinny zwiększyć skłonność do konsolidacji. Część mniejszych przedsiębiorstw trafi w ręce branżowych liderów. – Ten trend jest już widoczny. Eurocash zaanonsował chęć przejęcia sieci Eko Holding – mówi.
Są też inne powody. Podatek bankowy już powoduje wzrost kosztów finansowania, podatek handlowy wywoła falę renegocjacji umów z producentami, silni na tym skorzystają i staną się jeszcze silniejsi, słabsi zaś w konsekwencji osłabną jeszcze bardziej.
Z rynku zniknie najstarsza polska sieć
W zeszłym tygodniu Sąd Rejonowy w Warszawie ogłosił upadłość MarcPolu. Audyt ujawnił, że zamiast przewidywanych kilku milionów złotych zysku MarcPol ma ponad 80 mln zł straty. A jeszcze w 2014 r. miał przychód na poziomie 559 mln zł i 11 mln zł zysku.
Sąd wezwał wierzycieli do zgłaszania kwot, jakie jest im winna firma. Obecny zarząd szacuje, że jest ich ok. 900, a kwota, którą mają do odzyskania, przekracza 200 mln zł. Eksperci uważają, że wierzyciele nie odzyskają szybko pieniędzy, najszybciej w przyszłym roku. Lista wierzycieli będzie wnikliwie poddawana ocenie, szczególnie że wśród nich znajdą się podmioty zależne od Marka Mikuśkiewicza, założyciela sieci, a dziś mniejszościowego jej akcjonariusza.
Ustalenie rzeczywistego majątku spółki też stanowi wyzwanie. Jeszcze pod koniec ubiegłego roku sieć liczyła 60 sklepów. Dziś jest ich o połowę mniej (były systematycznie zamykane). Do tego spośród tych, które przetrwały, tylko jeden – w Częstochowie – jest własnością sieci. Skąd zatem będą pochodziły pieniądze na zaspokojenie roszczeń wierzycieli? Jednym ze źródeł będzie sprzedaż wyposażenia, które pozostało po likwidowanych marketach. Drugim sprzedaż towaru, który zalega w magazynach. Mowa o produktach nieżywnościowych i tych z długą datą przydatności do spożycia. Utworzona na początku kwietnia spółka MarcPol Bis była odpowiedzialna za dostawy w ramach komisu produktów szybko rotujących. Tym sposobem starała się utrzymać sieć na rynku oraz pozyskać pieniądze dla dostawców.