Dopóki nie zmieni się podejście spółek notowanych na GPW do akcjonariuszy, nie ma większego sensu zachęcanie do inwestycji długoterminowych.
Wyobraźmy sobie, że - idąc za radami wielu analityków i zwolenników metody kup i trzymaj - wybrałem na podstawie starannie wykonanej analizy fundamentalnej akcje jakiegoś przedsiębiorstwa. Ponadto zgodnie z regułami sztuki nie dokonałem zakupu akcji natychmiast po skończonej analizie, tylko poczekałem na odpowiednie sygnały z analizy wykresu.
Mój plan jest wyjątkowo długoterminowy. Zamierzam skorzystać ze wzrostu ceny akcji (jak również rozwoju firmy, której akcje kupiłem) za 10, 15, a może nawet więcej lat. Nie mam też czasu na ciągłe śledzenie notowań. Chciałbym być jak jeden z tych mitycznych inwestorów, którzy kupili akcje jakiejś spółki (lub częściej - odziedziczyli), by za kilkanaście lat okazało się, że są warte majątek.
Teoretycznie wszystko jest w porządku. Niestety, jest jedno małe ale. Jakość spółek publicznych w Polsce, jeśli chodzi o ich stosunek do akcjonariuszy. Po pierwsze: polityka dywidend. W tej chwili około 30 proc. spółek notowanych na GPW wypłaca dywidendy - oczywiście tylko raz do roku. Jej wielkość często nie jest konkurencyjna w stosunku do lokat bankowych. Co więcej, trudno jest znaleźć firmy, które wprost i jednoznacznie zadeklarują jasną i przejrzystą długoterminową politykę dywidend.
Nie mam również gwarancji, że spółka nie wyda zarobionych pieniędzy (lub pozyskanych z niedawnej emisji) na skup własnych akcji. Teoretycznie ma to zapobiec spadkom kursu. W praktyce robi się taki manewr przeciwko obowiązującemu trendowi (spadkowemu) i może mieć mizerne efekty. A jest wyłącznie niepotrzebnym wydawaniem pieniędzy na działalność spekulacyjną. O wiele większym kłopotem są nowe emisje z prawem poboru. Jako bierny inwestor długoterminowy nie mam gwarancji, że spółka nie wpadnie na pomysł wyemitowania nowej ogromnej emisji po cenie kilkadziesiąt procent niższej niż obecny kurs. Dla dotychczasowych akcjonariuszy teoretycznie to możliwość kupna tanich akcji. W praktyce jednak może wiązać się ze znaczną korektą kursu o wartość prawa poboru i niewykorzystanie tego prawa. Moda na dyskonto sięgające kilkudziesięciu procent to jedna z przyczyn zapaści wielu spółek na GPW.
Wiele mówi się o tym, by inwestorzy podchodzili do swoich inwestycji długoterminowo. Dopóki nie zmieni się podejście spółek notowanych na GPW, nie ma to większego sensu.