Poczta Polska walczy o utrzymanie pozycji inkasenta opłaty audiowizualnej. Straszy zwolnieniami i podwyżkami cennika, jeśli straci ten łakomy kąsek. Ale jej szanse na sukces w tym zakresie są znikome
„Na skutek nowych rozwiązań dotyczących poboru opłat za RTV Poczta Polska straci przychody rzędu kilkudziesięciu milionów złotych rocznie, niezależnie od konieczności redukcji zatrudnienia na poziomie kilkuset etatów. To będzie skutkowało pogorszeniem rentowności placówek pocztowych, a tym samym wpłynie na koszt netto usług powszechnych, prowadząc nawet do wygenerowania strat na usługach, która obciąży również budżet państwa” – czytamy w piśmie p.o. prezesa Poczty Polskiej, Marka Chibowskiego do szefowej sejmowej komisji kultury Elżbiety Kruk. Komisja pracuje nad pakietem trzech ustaw medialnych, w tym o składce audiowizualnej. Poczta, która do tej pory zajmowała się ściąganiem abonamentu, nie brała udziału w tworzeniu projektu, a traci wszystkie dotychczasowe kompetencje. Jej obowiązki przejąć mają firmy energetyczne.
W uproszczeniu nowy system ma działać tak: dostawcy prądu informują swoich klientów o nowym obowiązku, pobierają od nich opłatę i przekazują pieniądze fiskusowi. Przy okazji raportują, kto się od tego obowiązku uchyla. Audiowizualnymi dłużnikami ma się zająć już urząd skarbowy. A do samorządów należeć będzie zbieranie deklaracji od osób, które z nowego obowiązku zostaną zwolnione (np. seniorów czy inwalidów). Według pocztowców „spowoduje to znaczne utrudnienie dla obywateli oraz zbędne generowanie kosztów administracyjnych”.
Twórcy reformy finansowania mediów publicznych przekonują, że nowy system ma być prostszy, tańszy, a nade wszystko skuteczny, bo poprzedni zawiódł. Abonament płaci regularnie zaledwie 8 proc. gospodarstw domowych (w 2015 r. zebrano 743 mln zł). Zaś wpływy z opłaty, przy założeniu ściągalności na poziomie 80 proc., wyniosą aż 2,1 mld zł. Z czego wynagrodzenie dla inkasentów pochłonie 63 mln zł w pierwszym roku funkcjonowania systemu i 42 mln zł w kolejnych. To odpowiednio 3 proc. i 2 proc. całej kwoty. Tymczasem Poczta z tytułu realizacji abonamentowych obowiązków pobiera aż 6 proc. od zainkasowanych opłat i odsetek oraz połowę wpływów z kar za używanie niezarejestrowanych odbiorników. W zeszłym roku było to 47,2 mln zł.
Poczta zwraca jednak uwagę, że nowy system ani tańszy, ani skuteczniejszy nie będzie. Jest zdecentralizowany i wymaga zatrudnienia nowych ludzi. Anna Kępczyńska w czasie wysłuchania publicznego w Sejmie wskazywała też, że Poczta posiada już ogólnopolską bazę abonentów, również tych zwolnionych z opłat. – Teraz mają być wprowadzone trzy rejestry, a co z dotychczasową bazą, umrze śmiercią naturalną? – pytała.
Poczta przekonuje, że w nowym systemie powinna zachować rolę inkasenta, i proponuje konkretne zapisy. W praktyce wynika z nich, że spółka miałaby zbierać od firm energetycznych dane na temat liczników i odbiorców końcowych, stworzyć w oparciu o te informacje nową bazę abonentów i pobierać opłatę na media narodowe – bądź to poprzez swoje placówki oraz listonoszy albo też na konto bankowe, a potem przekazywać je dalej. O wysokości prowizji w swoim piśmie nie wspomina.
Postulaty Poczty wychodzą naprzeciw wątpliwościom przedsiębiorstw energetycznych, które do nowych obowiązków się nie garną, wskazując przede wszystkim na wysokie koszty i nowe obciążenia. Wojciech Tabiś z Polskiego Towarzystwa Przesyłu i Rozdziału Energii Elektrycznej podał, że tylko sześciu jego największych członków oszacowało wydatki na modernizację systemów IT pod potrzeby poboru składki na 9,5 mln zł. Towarzystwo Obrotu Energią wyliczyło z kolei, że w przypadku członków tej organizacji wartość niezbędnych inwestycji sięgnie 65 mln zł. Takich nakładów nie pokryje wynagrodzenie dla inkasentów (30 groszy od licznika w pierwszym roku obowiązywania ustawy i 20 groszy w kolejnych latach). Obie organizacje domagają się dwukrotnie wyższych opłat.
Szanse Poczty na włączenie jej do nowego systemu posłanka PiS Joanna Lichocka ocenia jednak nisko. – Dotychczasowy system zawiódł, poczta się nie sprawdziła – ocenia. Wątpliwości budzi też pocztowa baza, która jest niepełna, bo opiera się na liczbie zarejestrowanych odbiorników. W styczniu 2016 r. liczba zarejestrowanych abonentów wynosiła zaledwie 6,9 mln, z czego niemal połowa to osoby ustawowo zwolnione od opłat.
Konkurencja PP słabnie
Największy konkurent Poczty Polskiej – InPost – drugi dzień z rzędu mocno tracił wczoraj na giełdzie, po tym jak ogłosił ograniczenie obsługi listów do dużych miast (w zasięgu pozostanie 70 proc. adresów) oraz wypowiedzenie nierentownych umów. W I kw. strata na działalności listowej spółki wyniosła 12 mln zł, co pogrążyło cały wynik i w rezultacie strata netto wyniosła 8,5 mln zł. Rok wcześniej firma miała 5,8 mln zł zysku. Fatalne wyniki InPostu wystraszyły inwestorów. Wczoraj giełdowy kurs akcji był już na poziomie 12 zł, podczas gdy jeszcze w poniedziałek wyceniano je na ponad 17 zł.
InPost żali się na politykę dumpingową Poczty i zapowiada, że skupi się na rynku e-commerce oraz segmencie kurierskim. – Ten segment jest perspektywiczny i dynamicznie rośnie. Nasze przychody z działalności e-commerce wzrosły w pierwszym kwartale o 381 proc. – powiedział DGP Wojciech Kądziołka, rzecznik InPostu.