Równo rok temu, 21 kwietnia 201 5 r ., ubiegający się wówczas o drugą kadencję prezydent Bronisław Komorowski ogłosił: „Rząd podjął decyzję, aby kwestię realizacji programu »Wisła« rozstrzygnąć poprzez bezpośrednie negocjacje z rządem Stanów Zjednoczonych”.
Tego samego dnia Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało, że „w postępowaniu na śmigłowce wielozadaniowe dla Sił Zbrojnych RP, po przeanalizowaniu złożonych ofert, Ministerstwo Obrony Narodowej zakwalifikowało do sprawdzeń weryfikacyjnych śmigłowiec oferowany przez konsorcjum »Program EC-72 5 C ARACAL-Polska«”. Pamiętam to wszystko dosyć dobrze, bo dzień był bardzo urozmaicony, urodziła mi się wtedy córka.
I o ile ona przez ten rok zrobiła niesamowity postęp, rośnie, waży ponad dwa razy więcej niż tuż po porodzie, powoli zaczyna chodzić, pięknie się uśmiecha i znakomicie śpi, to niestety o innych ważkich sprawach zaczętych przed rokiem nie mogę mówić z takim optymizmem.
Negocjacje dotyczące tarczy antyrakietowej są wciąż na etapie wręcz przedwstępnym. Z jednej strony cieszy to, że nowy minister obrony Antoni Macierewicz walnął pięścią w stół i powiedział, że „kontrakt na Wisłę nie istnieje”, oraz że rozmawia już nie tylko z koncernem Raytheon, ale także z jego konkurentami z MEADS. MON pod wodzą Tomasza Siemoniaka z niezrozumiałych przyczyn ograniczyło rozmowy tylko do jednego dostawcy. Większa ich liczba poprawia naszą sytuację negocjacyjną.
Ale już fakt, że minęło pięć miesięcy, odkąd nowa ekipa przejęła resort obrony, a dalej nie ma koncepcji, jak ma wyglądać obrona polskiego nieba, nie wiemy, czy chcemy kupić baterie patriotów, czy jednak skupić się na tarczy średniego zasięgu – Narwi, przywołuje niebezpieczne skojarzenia z postawą byłego wiceministra obrony Czesława Mroczka. W branży słynął on z zapowiedzi terminów dotyczących ogłoszenia decyzji o kolejnych zakupach. Problem w tym, że po pewnym czasie mało kto traktował jego oficjalne wypowiedzi poważnie – nie udało mu się dotrzymać chyba żadnego z deklarowanych terminów, a często powtarzanym sformułowaniem było „za kilka tygodni”.
Podobnie jak z tarczą wygląda sytuacja w kwestii zakupu śmigłowców wielozadaniowych. Jeszcze we wrześniu Antoni Macierewicz zapowiedział, że PiS „na caracale się nie zgodzi”. Ale to było przed wyborami. Najwyraźniej po objęciu urzędu nowy minister przekonał się, że rzeczywistość jest nieco bardziej złożona, niż to wyglądało z ław opozycji. Gdy PiS tworzył rząd, negocjacje offsetowe z producentem caracali koncernem Airbus toczyły się w Ministerstwie Gospodarki. Teraz dalej toczą się w gmachu przy warszawskim placu Trzech Krzyży, tyle że nazywa się to Ministerstwem Rozwoju. MON regularnie odpowiada, że nie ma na to wpływu i należy się kontaktować z MR.
Ale to zasłona dymna. Bo gdyby minister Macierewicz naprawdę miał w tej kwestii „parcie na bramkę” i chciał sprawę przeciąć, to negocjacje zakończyłyby się w ciągu kilku tygodni. On jako jeden z nielicznych w tym rządzie ministrów ma pewną podmiotowość polityczną – może sam decydować o niektórych rzeczach. Tymczasem kilka miesięcy później widać jedno: nowa ekipa nie chce kontynuować drogi, którą wybrali poprzednicy – zakupu 50 caracali. Ale też nie za bardzo wie, jak zrobić coś innego.
Bo choć w środowisku krążą pogłoski o tym, że ten zakup zostanie jakoś podzielony, że pewnie wcześniej doczekamy się decyzji w sprawie śmigłowców uderzeniowych, to jednak na razie konkretów brak. Poza deklaracjami, jak np. ta obecnego wiceministra Bartosza Kownackiego, że „decyzja o caracalach to pewnie początek przyszłego roku”. Dla porządku: chodziło o rok 2016.
Brak decyzyjności wydaje się przekładać także na inne poważne działania zakupowe dla polskiej armii. Nowej ekipie udało się domknąć dwa poważne kontrakty: na modernizację leopardów i zestawów przeciwlotniczych Poprad. Obydwa na koniec roku, zapewne główną motywacją było to, by nie zwracać niewydanych pieniędzy z MON do budżetu centralnego. Tymczasem inne działania są wciąż w zawieszeniu. Pracuje nad nimi bardzo wąskie grono zaufanych ministra, wszelkie głosy z zewnątrz są traktowane bardzo podejrzliwie. Przy tak skomplikowanej materii musi to oznaczać, że wszelkie decyzje będą podejmowane w tempie ślimaka. Obawiam się, że w kolejnych latach urodziny córki będą miały dla mnie smak słodko-gorzki. Będę się radował, patrząc, jak dziewczyna rośnie. I jednocześnie smucił, myśląc, że to kolejna rocznica ogłoszenia decyzji o zakupach dla polskiej armii, które wciąż nie zostały zrealizowane.
Gdyby Macierewicz chciał, negocjacje zakończyłyby się w ciągu kilku tygodni. On jako jeden z nielicznych w rządzie może sam decydować