Resort finansów do Standard & Poor’s: obniżka naszego ratingu to błąd, spodziewamy się zmiany decyzji. Rząd ostro odniósł się do piątkowej decyzji agencji Standard & Poor’s o obniżeniu ratingu Polski – z A- do BBB+. Pierwszy komunikat resortu finansów określał ją jako nieporozumienie, potem minister Paweł Szałamacha mówił już o błędzie czy wręcz nierzetelności. – Zamierzamy w oficjalnym piśmie do analityków S&P odnieść się do ich oceny, gdyż uważamy, że ich podejście było nierzetelne – powiedział DGP szef MF.
Zapowiedział, że rząd zaproponuje przedstawicielom S&P wizytę w Warszawie i zbadanie sytuacji na miejscu. Nie krył, że chce zmiany stanowiska agencji. – Traktuję decyzję S&P jako pomyłkę intelektualną i spodziewam się, że będą się z tego wycofywać. Dwie pozostałe duże agencje Fitch i Moody’s nie zmieniły oceny Polski.
Szanse na zmianę decyzji S&P są iluzoryczne, ale reakcja MF nie dziwi, biorąc pod uwagę konsekwencje rynkowe oraz wizerunkowe dla kraju. Była to pierwsza obniżka ratingu w najnowszej historii Polski. Jej skutki zobaczymy pewnie we wzroście rentowności obligacji skarbowych. W piątek rynek długu nie zdążył zareagować na komunikat S&P.
– Reakcja będzie negatywna. Choć zapewne mniej gwałtowna i płytsza niż na rynku walutowym. Inwestorzy zdążyli się wczytać w uzasadnienie decyzji. Mają dodatkowo opinię Fitcha, który nie zmienił oceny – uważa Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium. Według niego reakcja rynku nie powinna być nadmierna, bo za obniżką ratingu nie kryją się fundamentalne kłopoty polskiej gospodarki. Inwestorzy w pierwszej kolejności oceniają sposób prowadzenia polityki fiskalnej i pieniężnej – a w obu tych przypadkach nic złego się nie dzieje.
Niepewność polityczna może dotyczyć np. tego, czy jeśli pojawią się kłopoty budżetowe, rząd nie zacznie się zadłużać, szukując rozwiązań kolidujących z konstytucyjną barierą wzrostu długu, których osłabiony Trybunał Konstytucyjny nie będzie mógł zastopować. Ale ryzyko polityczne częściowo było już uwzględnione w cenach aktywów. Gwałtowne osłabienie złotego z piątku wynikało raczej z zaskoczenia i z faktu, że dotarła ona na rynek pod koniec notowań, gdy płynność była już mniejsza, a inwestorzy nie mieli czasu na zapoznanie się z uzasadnieniem.
Negatywnie może też zareagować giełda. Obniżka ratingu dla Polski oznacza automatyczny spadek ocen dla kilku spółek (np. PZU). Rating może więc być jednym z impulsów do sprzedaży, bo inwestorzy giełdowi mają całą listę powodów, by pozbywać się papierów. Jeden z ważniejszych to choćby piątkowa wyprzedaż akcji w USA, która też będzie miała wpływ na pogorszenie nastrojów na świecie.
Pozarynkowe skutki obniżenia ratingu to wzrost kosztów finansowania w kilku segmentach gospodarki. Poza gorszymi ocenami firm pogorszą się też te wystawiane samorządom. Przykład: Warszawa, której rating też musi zostać obniżony. Efektem będzie zapewne wzrost tzw. premii za ryzyko przy emisji obligacji komunalnych.
– Efekt jest taki, że Polska jest w centrum uwagi inwestorów. Będą się uważnie przyglądać temu, co się tu dzieje. Dla rządzących to sygnał, że nie mogą abstrahować od oceny zagranicznych inwestorów – tłumaczy Grzegorz Maliszewski.
W piątek złoty błyskawicznie się osłabił i zbliżył się do poziomu 4,50 za euro, a frank zdrożał do 4,10 zł. Reakcja była tak nagła, gdyż decyzja S&P była nieoczekiwana i nie została poprzedzona zmianą perspektywy ratingu, jak to zwykle się dzieje. Oznaczała nagłe odwrócenie trendu, bo jeszcze kilka miesięcy temu spodziewano się raczej podwyżki ratingów. Gospodarcza ocena Polski wystawiona przez S&P była dobra. W zasadzie jedynym znakiem zapytania był deficyt sektora finansów publicznych, który według agencji miałby nieco wzrosnąć – do 3 proc. A dług publiczny ma nie przekroczyć 52 proc. Agencja uzasadniała obniżkę ratingu kwestiami politycznymi, które mogą w dłuższej perspektywie przełożyć się na warunki gospodarcze, zwłaszcza finanse publiczne. S&P punktuje zmiany dokonane przez Prawo i Sprawiedliwość w Trybunale Konstytucyjnym, mediach publicznych czy służbie cywilnej jako osłabiające ład instytucjonalny. „Zmiana perspektywy ratingu na negatywną odzwierciedla nasz pogląd, że istnieje potencjał do dalszego ograniczania niezależności, wiarygodności i skuteczności kluczowych instytucji, zwłaszcza NBP. Co więcej, nie można już liczyć na spodziewaną wcześniej poprawę wskaźników fiskalnych” – napisała agencja w uzasadnieniu.
To rozpętało polityczną burzę. Z jednej strony komentarze, że to efekt polityki PiS, a z drugiej zarzuty części komentatorów, że S&P wykracza poza swoją rolę lub wręcz, że działa w obronie instytucji finansowych, na które w Polsce został nałożony nowy podatek.
– Agencja nie zajmuje się oceną sytuacji politycznej, ale oceną wpływu zmian na perspektywy wzrostu gospodarczego i perspektywy fiskalne. W komunikacie brakuje pokazania zależności między jednym i drugim. Gdy w 2011 r. obniżała rating USA, tłumaczyła, że wynika to z tego, iż republikanie i demokraci nie mogą się dogadać, jak zmniejszać deficyt i dług – podkreśla Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole.