Obawy o nasz budżet zbiegły się w czasie z pogorszeniem nastrojów na rynkach wschodzących
Rentowność obligacji dwuletnich i pięcioletnich jest najwyższa od końca września, w piątek po południu wynosiła (odpowiednio) 1,788 proc. i 2,461 proc. W przypadku papierów dziesięcioletnich jest gorzej, bo tu tak słabych notowań nie było od początku lipca. Dochodowość dziesięciolatek to 3,12 proc. Wzrost rentowności oznacza spadek cen obligacji.
Wyprzedaż zaczęła się w ubiegłym tygodniu po rozczarowującej dla rynku decyzji Europejskiego Banku Centralnego. EBC nie zwiększył skali skupu aktywów, nadal miesięcznie przeznacza na to 60 mld euro. Wydłużenie trwania programu nie pomogło – inwestorzy zareagowali wyprzedażą obligacji krajów strefy euro i umocnieniem euro.
– Był wzrost rentowności obligacji w Niemczech i w USA. Tak sobie tłumaczyliśmy osłabienie na naszym rynku w pierwszym tygodniu grudnia. Ale potem wyprzedaż u nas przyspieszyła. Teraz różnica między dochodowością polskich obligacji i niemieckich, do których się porównujemy, wynosi 260 pkt bazowych. Tak dużej nie było od połowy 2014 r. – mówi Arkadiusz Urbański, analityk rynku obligacji w Banku Pekao.
– Osłabienie to wypadkowa kilku czynników: EBC i obawy przed skutkami spodziewanej podwyżki stóp przez Fed to niektóre z nich. Ale ostatnio pojawiło się kilka raportów, które prognozują wzrost rentowności polskich obligacji, są mniej optymistyczne dla wycen naszego długu – dodaje Marek Kaczor, diler obligacji w PKO BP. Wskazuje, że zachodnich analityków zaniepokoiły budżetowe plany rządu, choćby zamiar poluzowania reguły wydatkowej czy zapowiedzi zwiększenia deficytu budżetowego już w tym roku.
– Ich zdaniem plany nie bilansują się, nie ma pokrycia wydatków dochodami. I to budzi niepokój, że deficyt wzrośnie bardziej, niż się zakłada, a przez to zwiększą się potrzeby pożyczkowe. Co oznacza większą podaż obligacji. Te analizy trafiły na podatny grunt, gdy nastrój na wszystkich rynkach wschodzących jest nie najlepszy z powodu spekulacji na temat podwyżek stóp przez amerykański Fed – ocenia Marek Kaczor.
Arkadiusz Urbański zwraca uwagę, że kłopotów na rynku długu oczekiwał już poprzedni rząd – bo tak należy rozumieć zapowiedź powrotu do emisji krótkoterminowych bonów skarbowych. Wzrost stóp procentowych w USA może oznaczać odpływ kapitału za ocean. I bez zwiększenia potrzeb pożyczkowych na krajowym rynku może to oznaczać problemy ze sprzedażą nowych długoterminowych obligacji, bo inwestorzy niechętnie podejmują ryzyko na np. 10 lat przy tak dużej niepewności co do kształtu polityki fiskalnej.
– Pojawia się coraz więcej rekomendacji w zagranicznych raportach, by z ostrożnością podchodzić do inwestycji w polski dług. Wierzę, że decyzje gospodarcze rządu przekonają inwestorów, że deficyt będzie pod kontrolą. To by uspokoiło nastroje. Ale przed końcem roku raczej trudno będzie oczekiwać zatrzymania się tej negatywnej tendencji – mówi Urbański. Jego zdaniem spadki wartości obligacji zobaczymy jeszcze w przyszłym roku, ale impet tego ruchu będzie wygasał.