Dopóki trwają wzrosty, spółki debiutują na dużych plusach, kredyty oferowane na zakupy akcji przewyższają wielokrotnie wartość emisji. Niemal wszyscy są zadowoleni.
Ceny akcji notowanych na giełdach zmieniają się niemal co sesję. Nikt się specjalnie temu nie dziwi. Czasem rosną, czasem spadają. Czasami jest znaczący wzrost, czasami spadek. Choć z dnia na dzień cena akcji pojedynczej spółki może zmienić się kilka, a nawet kilkanaście procent, nikt nie próbuje wyjaśniać tej zmiany faktem znaczących fundamentalnych lub makroekonomicznych zmian w samym przedsiębiorstwie, branży czy wreszcie całej gospodarce.
Cena akcji na giełdzie to pochodna kondycji firmy, sektora, kraju, oczekiwań inwestorów, ich chciwości i strachu oraz setki innych mniej lub bardziej znaczących czynników. W piątek prezes GPW na konferencji próbował wyjaśnić gwałtowne załamanie cen akcji na warszawskiej giełdzie.
- Chcę powiedzieć dość oczywistą prawdę, że żyjemy w świecie, w którym coraz mniej jest czasu na analizę i zrozumienie informacji, które docierają do nas ze wszystkich stron. Ale są takie informacje i wnioski, które są jasne i przejrzyste jak ten byk, który stoi na tej sali, i który jest symbolem sukcesu giełdowego. Taką prawdą jest fakt, że dziś między godziną 9.30 rano, kiedy WIG20 był na poziomie +3,5 proc., a godziną 14.36, kiedy odnotowaliśmy największy spadek WIG20, do poziomu - 9,6 proc., nie stało się nic niepokojącego ani w polskiej gospodarce, ani w przedsiębiorstwach notowanych na GPW - powiedział.
Dziwne to słowa. Jakoś nie przypominam sobie konferencji przy okazji znaczących jedno- lub kilkudniowych wzrostów, by ktokolwiek apelował o rozwagę do inwestorów. 22 stycznia 2008 r. indeks WIG20 wzrósł o blisko 200 punktów. Półtora roku wcześniej 27 czerwca 2006 r. wzrósł 130 pkt, zaś w ciągu kolejnych czterech tygodni 20 proc. Czy PKB wzrósł wówczas 20 proc., a może zyski albo przychody spółek wchodzących w skład indeksu? Prawdę mówiąc, wątpliwe. Dopóki trwają wzrosty, spółki debiutują kilkadziesiąt (a bywa że i kilkaset) procent wyżej, kredyty oferowane na zakupy akcji przewyższają wielokrotnie wartość emisji, niemal wszyscy są zadowoleni. Zachowują się jak pijani w amoku, szczęśliwi zyskami i obecnymi, i wyimaginowanymi. Przychodzi czas zapłaty i rozpoczyna się szukanie winnych.
W styczniu 2008 r. podczas jednego z największych spadków prezes GPW oskarżył analityków o wywołanie paniki. To naprawdę musi być wielka siła - dzięki ich wypowiedziom zadrżał cały świat finansowy w kolejnych kilku miesiącach. Dziś oskarżonymi są inwestorzy zagraniczni. Jak już zabraknie konkretnych grup, trzeba będzie mówić, że za spadkami stoją Oni.