Od ponad pół roku obowiązuje ustawa antykryzysowa przewidująca pomoc dla firm, które ucierpiały na skutek rosyjskich sankcji. Do 30 września skorzystało z niej tylko 31 zakładów
Jaka pomoc jest przewidziana w ustawie antykryzysowej / Dziennik Gazeta Prawna
Zgodnie z ustawą z 11 października 2013 r. o szczególnych rozwiązaniach związanych z ochroną miejsc pracy (Dz.U. z 2013 r. poz. 1291 ze zm.) firmy z branży handlowej, przetwórczej, rolniczej i transportowej, które poniosły straty z powodu ograniczeń w obrocie handlowym wynikających z embarga, mogą przez dwa lata ubiegać się o wsparcie. Na pomoc w Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych przewidziano 500 mln zł, po 250 mln na lata 2015 i 2016. Pieniądze mają być przeznaczane na dopłaty do wynagrodzeń pracowników zagrożonych zwolnieniem, szkolenia i opłacenie składek na ZUS.
– Do 30 września 2015 r. do wojewódzkich urzędów pracy realizujących w imieniu marszałków województw zadania z zakresu FGŚP wpłynęło 31 wniosków o przyznanie limitów na wypłaty świadczeń – informuje Janusz Sejmej, rzecznik prasowy Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Tym samym wsparcie otrzyma 31 przedsiębiorców dla w sumie 915 pracowników. Łączna kwota pomocy to 5,278 mln zł.
– Większa część pieniędzy zostanie rozdysponowana w tym roku. Najwięcej środków firmy otrzymały z tytułu obniżenia wymiaru czasu pracy (łącznie 3,611 mln zł dla 808 pracowników). Kolejne 408,1 tys. zł zostało przyznane z tytułu przestoju ekonomicznego dla 107 pracowników, a 714,4 tys. zł na składki na ubezpieczenie społeczne od wypłaconych świadczeń – wyjaśnia Sejmej.
Skąd taka mała popularność ustawy antykryzysowej wśród polskich przedsiębiorstw? Zwłaszcza że przepisy nie są skomplikowane – wystarczy wykazać spadek obrotów przynajmniej o 15 proc. w ciągu dowolnie wskazanych 3 miesięcy kalendarzowych przypadających po 6 sierpnia 2014 r. w porównaniu do 3 miesięcy roku poprzedniego.
Otóż zdaniem ekspertów przepisy weszły zbyt późno – 10 miesięcy po wprowadzeniu przez Rosję zakazu importu wieprzowiny z naszego kraju i sześć miesięcy po zablokowaniu sprowadzania owoców i warzyw.
– Firmy od razu zaczęły szukać rynków zbytu, a nie czekać na rozwiązania płynące z góry. Gra toczyła się przecież o ich przetrwanie – zauważa przedstawiciel Stowarzyszenia Przetwórców Owoców i Warzyw, w skład którego wchodzi około 50 firm. – Z informacji, które mam, wynika, że żaden z naszych członków nie wystąpił o pomoc – dodaje.
Dowodem na skuteczność działań podjętych przez polskich przedsiębiorców mogą być dane dotyczące eksportu. W 2014 r. wartość jego sprzedaży wzrosła do 163,1 mld euro (ze 155 mld euro w 2013 r). Pierwsze półrocze tego roku przyniosło dalsze umocnienie – eksport wzrósł do 87,2 mld euro (w analogicznym okresie 2013 r. 81,2 mld euro). Wzrosty są też widoczne w sektorze spożywczym, czyli produktów, które w największym stopniu zostały objęte embargiem.
– Potrzeba po raz kolejny okazała się matką wynalazku. Rosyjska blokada handlu tylko zmobilizowała firmy do działania. Do tego z dużym efektem. Dziś słychać, że polskie owoce podbijają już nie tylko europejskie, ale też tak dalekie kraje jak Chiny czy Wietnam – komentuje Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan.
Poza tym przedsiębiorcy dodają, że decydujące były trzy miesiące po wprowadzeniu sankcji. Ten, kto je przetrwał, nie potrzebował już sięgać po zewnętrzne wsparcie.
– Zwłaszcza że nie było ono wcale takie wysokie. Do tego wiązało się z koniecznością zebrania kompletu dokumentów świadczących o spadku obrotów. Sprostanie temu wymogowi oznaczało poświęcenie czasu na biurokrację. Przedsiębiorcy woleli go spożytkować na zdobywanie nowych odbiorców – komentuje Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.
Tymczasem dane Bisnode Polska z maja tego roku na temat kondycji polskich przedsiębiorców tylko potwierdzają, że embargo, choć odbiło się na wynikach firm, to nie tak bardzo, jak pierwotnie tego się spodziewano.
– Rok do roku nasze wyniki finansowe pozostały bez zmian. Z powodu embarga straciliśmy jednak szansę na pozyskanie kontraktu, który zapewniłby nam 3–4-proc. wzrost w przychodach – informuje Tomasz Kubik, prezes zarządu Zakładu Przemysłu Mięsnego Biernacki.