Czy przyszłość da się konkretnie przewidzieć? Oczywiście, że nie. Ale tak się składa, że jednym wychodzi to lepiej, a innym gorzej. Wystarczy tylko ustalić którym, a wtedy...

Mniej więcej takiego zdania są Philip Tetlock i Dan Gardner. Obaj panowie to absolutne i niekwestionowane ikony w temacie przewidywania przyszłości. Nie, nie chodzi o przewidywanie za pomocą szklanej kuli. Tylko o przewidywanie noszące posmak naukowości. Tetlock wykłada psychologię na Wharton School, czyli renomowanej szkole biznesu przy Uniwersytecie Pensylwańskim. Sławę zdobył dzięki badaniom, które dowiodły, że większość prognoz autorstwa świetnie opłacanych i certyfikowanych dyplomami najlepszych uczelni ekspertów można wyrzucić do kosza. Tetlock badał ich długo, bo aż 15 lat. W eksperymencie wzięło udział prawie 300 ekonomistów, politologów i znawców problematyki międzynarodowej, którzy zazwyczaj mieli przynajmniej doktorat i zawodowo zajmowali się doradztwem strategicznym w swoich dziedzinach. Ich zadanie polegało na oszacowaniu prawdopodobieństwa rozlicznych przyszłych wydarzeń. „Czy Michaił Gorbaczow padnie ofiarą puczu?”, „Czy Quebec odłączy się od Kanady?”, „Za rok amerykańskie PKB będzie: A. na tym samym poziomie co dziś, B. wzrośnie albo C. spadnie”. Wynik był bolesny. Bo zawodowi analitycy wypadli trochę lepiej niż szympansy, którym Tetlock kazał rzucać do tarczy z kilkoma kolorowymi polami i potem zestawił małpie przepowiednie z tymi eksperckimi.
Mniej więcej w tym samym czasie podobnym tropem szedł kanadyjski dziennikarz i pisarz Dan Gardner. I w książce „Future Babble” (Następna bańka) niemiłosiernie szydził z analityków giełdowych. A właściwie ich klientów, którzy regularnie i wbrew zdrowemu rozsądkowi powierzają pieniądze ludziom i instytucjom, które mają bardzo słabe wyniki w trafnym przewidywaniu przyszłości.
A teraz (wrzesień 2015) obaj panowie połączyli siły. I wydali wspólnie książkę „Superforcasters” (Superprzewidywacze). A najciekawsze jest to, że ich książka idzie dokładnie na przekór temu wszystkiemu, co wynikało z ich poprzednich badań.
Materiałem do „Superprzewidywaczy” był kolejny długofalowy eksperyment Tetlocka prowadzony od 2011 r. jako „The Good Judgement Project” (można to luźno przetłumaczyć jako „Program Dobrego Nosa”). Tetlock znowu testuje w nim ludzi według podobnej zasady co poprzednio. Tym razem jego celem nie było jednak to, by pokazać, jak zawodne jest przewidywanie przyszłości. Badacz skupił się na obserwacji, która powtarzała się już przy okazji poprzednich badań. Chodzi o to, że w każdej grupie istnieje podgrupa – licząca około 30 proc. próbki – która osiąga ewidentnie lepsze wyniki od pozostałych. I to nie raz czy dwa razy z rzędu. Jej przewaga utrzymuje się przez cały czas. To właśnie owi superprzewidywacze .
I to ich opisują Tetlock i Gardner. Snując przy okazji ambitny plan czegoś w rodzaju przemysłowej produkcji prawdziwych i mniej omylnych od reszty ekspertów. Zdaniem Tetlocka i Gardnera wystarczy do tego celu przeprowadzanie regularnych i zakrojonych na szeroką skalę testów eksperckich. W ten sposób powstaną rankingi. A każdy będzie mógł sprawdzić, jak dobrym przewidywaczem jest ekspert oferujący nam swoje usługi. Niezależnie, czy będzie to analityk finansowy, konsultant ds. strategicznych, czy politolog.
Brzmi trochę nieludzko? Tetlock i Gardner mówią, żeby się nie bać. W końcu przełom we współczesnej medycynie przyszedł wówczas, gdy paru wariatów zaczęło zbierać i porównywać ze sobą dane dotyczące skutków użycia różnego rodzaju leków. Może czas na podobny zabieg w biznesie przewidywania przyszłości? ©?
Tetlock i Gardner snują ambitny plan przemysłowej produkcji prawdziwych i mniej omylnych od reszty ekspertów. Ich zdaniem wystarczy do tego celu przeprowadzanie regularnych i zakrojonych na szeroką skalę testów eksperckich. W ten sposób powstaną rankingi. I każdy będzie mógł sprawdzić, jak dobrym przewidywaczem jest znawca oferujący nam swoje usługi