To nie zastrzyk gotówki pchnie do przodu polskie innowacje. Kluczowa będzie zmiana mentalności i zrozumienie, że najwięcej korzyści przynoszą... porażki.
Na XI Międzynarodowe Sympozjum „Własność przemysłowa w innowacyjnej gospodarce” do Krakowa zjechali goście z kilkunastu krajów świata. Tematem przewodnim tegorocznego forum była budowa efektywnego ekosystemu innowacji, w którym nauka i biznes staną się dla siebie efektywnymi partnerami.
W opinii Rona Marchanta, przewodniczącego sympozjum i byłego dyrektora generalnego urzędu patentowego w Wielkiej Brytanii, już sama tematyka spotkania niesie za sobą ogromne przesłanie. – Jedenaście lat temu zaczynaliśmy w ogóle rozmawiać o pojęciu własności intelektualnej. Dziś mówimy o ekosystemie. Postęp dokonuje się na naszych oczach – stwierdził Marchant. Zdaniem Virag Halgand Dani ze Światowej Organizacji Własności Intelektualnej temat patentów i wynalazków, zwłaszcza w tak dużych krajach jak Polska, z roku na rok ma coraz większe znaczenie. – Ostatnie lata pokazały nam, że rynki są bardzo niepewne. Zmienia się krajobraz gospodarczy i dla wielu krajów innowacje będą jedyną szansą na podtrzymanie konkurencyjności i wzrostu gospodarczego – przekonywała Dani.
O niepewności w Krakowie mówili niemal wszyscy. Najwięcej goście z Izraela, który zgodnie został określony najbardziej perspektywicznym regionem innowacyjnym na świecie. – System izraelski jest bardzo silny i niezwykle wydajny. Obecnie to jedyny rynek innowacji, który można porównywać z Doliną Krzemową. A trzeba pamiętać, że Izrael jest kilkadziesiąt razy mniejszy od USA – podkreślał Ron Marchant.
Przykładów na efektywność izraelskiego sektora innowacji jest wiele. W 2014 r. 52 innowacyjne projekty z tego kraju zostały kupione za 5 mld dol. W tym samym czasie 18 izraelskich start-upów, które zadebiutowały na giełdach całego świata, zarobiło 9,8 mld dol.
Nava Swersky Sofer, prezes Międzynarodowego Porozumienia ds. Komercjalizacji (ICA), tłumaczyła, że ogromny wkład w rozwój izraelskich innowacji ma kapitał zagraniczny. – W ubiegłym roku firmy z całego świata zainwestowały w 688 start-upów 3,4 mld dol. Przez spółki zagraniczne zasilane było 83 proc. wszystkich inwestycji – wyliczała Sofer. Dodała przy tym, że mała efektywność w pozyskiwaniu kapitału zewnętrznego to słaba strona polskiego rynku start-upów. – Ważne jest to, by w Polsce ludzie nie ograniczali się do poszukiwania inwestorów wewnątrz kraju. Na kapitale krajowym nie da się zrobić kroku do przodu – przekonuje Sofer.
Jak na tle najlepszych wypada Polska? Udział wydatków na badania i rozwój w PKB w Izraelu jest największy na świecie i wynosi 4,34 proc. Druga w zestawieniu Finlandia na R&D wydaje 3,88 proc. Dla porównania w Polsce w 2012 r. ten odsetek wynosił zaledwie 0,89 proc., a według zapowiedzi Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju poziom 2 proc. osiągniemy dopiero w 2023 r.
Nava Swersky Sofer uważa, że prognozy niczego nie zmienią, jeśli w polskim biznesie nie dojdzie do zmiany mentalności. – Polska zaczyna iść w bardzo dobrym kierunku. Musicie nauczyć się tylko jednej, ale kluczowej rzeczy – przegrywać i dawać firmom upadać. Jeśli nie przestaniecie demonizować biznesowych niepowodzeń, to przedsiębiorcy będą się bali w ogóle zaczynać biznes albo uciekną na Zachód – przekonywała Sofer i podkreśliła, że osoby, które mają za sobą duże biznesowe wpadki, są wbrew pozorom bardzo atrakcyjne na globalnym rynku pracy. – Tacy ludzie wiedzą, gdzie zrobili błąd, i wiedzą, co zrobić, by ponownie do niego nie dopuścić. Nie ma lepszej nauki – stwierdziła prezes ICA.
Podczas krakowskiego sympozjum nie zabrakło głosu biznesowych praktyków. Zdaniem Ryszarda Florka, założyciela firmy Fakro, aktualnie badania i rozwój nie powinny być już traktowane jako zachcianka, ale jako konieczność. W jego firmie opatentowano już 130 wynalazków, a nad kolejnymi pomysłami pracuje grupa ponad 100 inżynierów.
Florek przyznaje jednak, że on, podobnie jak inne duże firmy, nie liczy na instytucjonalne programy wsparcia. – One mają sens tylko w przypadku małych i średnich firm. Duże firmy takie jak nasza nie mają czasu na ich pozyskiwanie. Otrzymany kapitał i tak stanowiłby zaledwie ułamek naszych całkowitych nakładów. U nas najważniejszy jest czas, a w tym biznesie minimalne opóźnienie może być bardzo kosztowne – przekonywał szef Fakro. Florek tłumaczył także, że od pewnego czasu stosuje praktykę patentowania „awansem”. – Kiedyś bywało z tym różnie, ale teraz zabezpieczamy każdy pomysł. Zdarzały się bowiem sytuacje, gdy ktoś kopiował nasz produkt i sam go patentował. Takie sprawy ciągną się potem przez lata w sądzie, a to też niepotrzebna strata czasu – skwitował przedsiębiorca.
Organizatorami krakowskiego sympozjum były Urząd Patentowy Rzeczypospolitej Polskiej i Światowa Organizacja Własności Intelektualnej (WIPO).