To już koniec budżetowych dopłat do wydobywanego surowca – zdecydowano w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Także inne państwa w regionie pójdą tą drogą, twierdzą eksperci
Zjednoczone Emiraty Arabskie jako pierwsze z bogatych naftowych krajów Zatoki Perskiej wycofują się z subsydiowania cen paliwa. Cele są dwa: poprawa stanu finansów publicznych oraz skłonienie kierowców do ograniczenia się w korzystaniu z najbardziej paliwożernych i zatruwających środowisko samochodów. Zdaniem ekspertów takie same decyzje są nieuniknione także w innych krajach. Obowiązujące od początku sierpnia w ZEA zasady nie oznaczają jednak całkowitego przejścia na mechanizmy rynkowe. Ceny paliw na stacjach ustalać będzie raz w miesiącu komitet składający się z przedstawicieli ministerstw energetyki i finansów oraz szefów państwowych firm naftowych ADNOC i ENOC, uzależniając ich poziom od aktualnych notowań ropy na giełdach. Ale to i tak ogromna zmiana, biorąc pod uwagę, że do tej pory regulowano je raz na kilka lat – poprzednia podwyżka cen paliwa miała miejsce w lipcu 2010 r. Na dodatek zupełnie nie odzwierciedlała kosztów – firmy naftowe skarżyły się wówczas, że na sprzedaży paliwa poniżej ceny rynkowej tracą 16,5 mln dirhamów (4,5 mln dol.) dziennie, a do każdego sprzedanego galonu (3,78 l) dokładają ok. 1,75 dol. Firmy naftowe są własnością państwa, ostatecznie więc te straty i tak były finansowane z budżetu, ale to tylko potwierdza, że funkcjonujący od 1980 r. system subsydiów był z ekonomicznego punktu widzenia nieracjonalny.
Szczególnie odczuwalne zaczęło to być w ciągu minionych 12 miesięcy, gdy giełdowa cena ropy spadła o ponad połowę – jak podaje radio RMF FM – ze 115 dol. za baryłkę ropy Brent w czerwcu zeszłego roku do 50 dol. obecnie. Tymczasem Zjednoczone Emiraty Arabskie, dla których – mimo prób zdywersyfikowania gospodarki – eksport ropy wciąż jest głównym źródłem dochodów, potrzebują ceny w okolicach 75 dol. za baryłkę, by zrównoważyć budżet. Efekt jest taki, że w tym roku, po raz pierwszy od sześciu lat, będą one miały deficyt budżetowy. Według Międzynarodowego Funduszu Walutowego wyniesie on 3 proc. PKB. Nie jest to odosobniony przypadek, bo w związku ze spadkiem cen ropy deficyty będą miały także Oman (14,8 proc.), Arabia Saudyjska (14,2 proc.) i Bahrajn (9,9 proc.), a w przypadku Kuwejtu i Kataru dwucyfrowe nadwyżki spadną do 5–6 proc. PKB. Oczywiście wszystkie te kraje są na tyle bogate i mają na tyle duże rezerwy, że przetrzymają nawet kilka lat z takimi deficytami, ale nie znaczy to, że mogą je finansować w nieskończoność.
Najbardziej sensownym rozwiązaniem w tej sytuacji jest właśnie rezygnacja z dopłacania przez władze do paliwa, co kosztuje miliardy dolarów. MFW szacuje, że rząd ZEA na samo subsydiowanie cen paliwa wydaje 7 mld dol. rocznie, zaś na cały pakiet dopłat energetycznych, czyli także do gazu i prądu – 29 mld dol. To odpowiada 6,6 proc. PKB tego kraju. W liczbach bezwzględnych rekordzistą w regionie jest Arabia Saudyjska, którą dopłaty paliwowe kosztują 86 mld dol., zaś energetyczne łącznie – 107 mld, co stanowi 12,2 proc. PKB. Dzięki temu cena litra benzyny wynosi tam 15 centów. Dla porównania – tegoroczne wydatki na edukację to 58 mld dol.
– Nie ma żadnego powodu, by utrzymywać subsydia w kraju tak bogatym jak ZEA. To bardzo dobra decyzja, a zarazem przykład dla innych państw Zatoki Perskiej – mówi Nasser Saidi, ekonomista z Dubaju, który od lat wzywał do takiego kroku.
Zjednoczone Emiraty Arabskie postanowiły wykorzystać niskie aktualnie rynkowe ceny ropy, by odejść od systemu subsydiów, dzięki czemu podwyżki będą stosunkowo niewielkie. Cena benzyny wprawdzie podskoczyła o 24 proc. – z 1,72 do 2,14 dirhamów (z 47 do 58 centów) za litr, ale to nadal jest znacznie mniej niż w większości krajów świata, poza tym równocześnie o 29 proc. potaniał olej napędowy.
Według wyliczeń agencji ratingowej Moody’s urynkowienie cen paliwa przełoży się na wzrost kosztów życia o 387 dol. na osobę rocznie. To nie spowoduje znaczącego uszczerbku w dochodach, choć władze mają nadzieję, że skłonią w ten sposób mieszkańców do zmiany zachowań. Niskie koszty paliwa w połączeniu z wysokimi dochodami powodują, że najchętniej kupowanymi samochodami są albo duże SUV-y, albo równie nieekonomiczne limuzyny. Od 2009 r. zużycie ropy naftowej w ZEA wzrosło dwukrotnie – do 400 tys. baryłek dziennie. Jednym z efektów jest siódme miejsce na świecie pod względem emisji dwutlenku węgla na jednego mieszkańca. W ścisłej czołówce mieszczą się zresztą także wszystkie pozostałe kraje Rady Współpracy Zatoki Perskiej – na pierwszym miejscu jest Katar, na 3. – Kuwejt, na 4. – Bahrajn, na 5. – Oman, a dziesiątkę zamyka Arabia Saudyjska.
Wszystkie pozostałe kraje będą się przyglądać eksperymentowi w ZEA i zdaniem analityków prędzej czy później będą musiały pójść w tym samym kierunku. – Likwidacja subsydiów paliwowych w Zjednoczonych Emiratach Arabskich może stać się przykładem dla innych państw w regionie, zwłaszcza dla tych, których finanse publiczne znajdują się pod coraz większą presją – oświadczyła agencja ratingowa Fitch. W Bahrajnie i Omanie idea już zaczyna nabierać kształtów.