Zadyszka na chińskim motorynku nie jest tylko chwilową oznaką słabości. Roczna sprzedaż może zmaleć po raz pierwszy od 17 lat
W 2010 r. Chiny wyprzedziły USA i stały się największym samochodowym rynkiem świata. Po czterech latach stabilizacji w sektorze rozpoczął się prawdziwy kryzys. Państwo Środka z niepokojem śledzi nerwowe ruchy największych koncernów, które z coraz większym pesymizmem szacują tegoroczne wyniki na lokalnym rynku.
Tydzień temu prognozy sprzedaży skorygował Ford, który jeszcze na początku roku zakładał, że chiński rynek wchłonie 24,5, a może nawet 26 mln pojazdów. To byłby spory wzrost w stosunku do 23,5 mln z ubiegłego roku. Ale dziś jest już niemal pewne, że do takich rezultatów się nawet nie zbliżą. – Chiński rynek jest dla nas nadal bardzo ważny, ale spowolnienie widać gołym okiem – ubolewa szef Forda Mark Fields. Amerykański koncern zakłada, że ten rok może się zakończyć pierwszym spadkiem od 1998 r.
Z drugiej strony Chińskie Stowarzyszenie Producentów Pojazdów (CAAM) wciąż wierzy we wzrost, choć również obniża prognozy – ostatnio z 7 proc. do zaledwie 3 proc. Steve Man, analityk Bloomberg Intelligence z Hongkongu, przekonuje z kolei, że w najbliższym czasie można spodziewać się kolejnych złych wiadomości. – także 2016 r. może nie przynieść poprawy sytuacji – ostrzega Man. W pierwszym półroczu 2015 r. na zakup nowego auta zdecydowało się 11,8 mln Chińczyków. To niemal dokładnie 50 proc. ubiegłorocznej sprzedaży (23,5 mln).
Spowolnienie na chińskim rynku może okazać się brzemienne w skutki nie tylko w kontekście lokalnym. Ruch w tamtejszych salonach zadecyduje także o prymacie w globalnym rankingu sprzedaży nowych aut. Pod koniec zeszłego roku Toyota minimalnie wyprzedziła w tym zestawieniu Volkswagena (odpowiednio 10,2 mln i 10,1 mln sprzedanych pojazdów). Na półmetku tegorocznej rywalizacji walka jest jeszcze bardziej zacięta. Od stycznia do czerwca producent z Wolfsburga sprzedał 5 mln aut, pokonując japońskiego konkurenta o zaledwie 18 tys. egzemplarzy.
Druga część roku może jednak należeć do Toyoty, która jest zdecydowanie mniej uzależniona od kondycji chińskich finansów. Niemiecki koncern sprzedaje tam ponad 30 proc. swoich samochodów, co generuje ponad połowę jego zysku netto. Złą informacją dla VW jest także to, że spowolnienie odbiło się przede wszystkim na wynikach sprzedaży w segmencie premium, który w znacznym stopniu wpływa na wyniki finansowe zachodnich koncernów motoryzacyjnych w tej części świata.
Na razie jednak Volkswagen nie wycofuje się z wcześniejszych zapowiedzi dalszych inwestycji w Chinach. Spółka wielokrotnie deklarowała, że do 2019 r. chce zdetronizować aktualnego lidera chińskiego rynku, koncern General Motors. Aby urzeczywistnić te plany, w ciągu najbliższych czterech lat Niemcy zainwestują w nowe fabryki i infrastrukturę 22 mld euro. Amerykanie nie pozostają jednak dłużni i także zapowiadają wielkie inwestycje w Chinach.
W ubiegłym tygodniu władze GM ogłosiły, że wspólnie z chińskim partnerem SAIC Motor zaprojektują nowe modele samochodów, które będą sprzedawać na rynkach wschodzących, przede wszystkim w Brazylii, Chinach, Indiach i Meksyku. 5 mld dol. inwestycji, bo tyle ma kosztować amerykańsko-chiński projekt, ma przynieść pierwsze efekty w 2019 r. GM spodziewa się, że już w debiucie sprzeda na całym świecie 2 mln egzemplarzy nowego modelu. Potrzebę dalszych inwestycji tłumaczą statystyki. Chiński rynek, pomimo załamania, trudno nazwać przesyconym. Na 1000 mieszkańców przypada tutaj ok. 60 pojazdów. Dla porównania w krajach Europy Zachodniej jest ich ok. 500.