Właściciele małych firm chcieliby, żeby urosły one na tyle, żeby przenieść się do kategorii średnich, te aspirują do bycia dużymi, a duzi chcą być najwięksi. Dlaczego?
Ze względu na przekonanie, że duży może więcej. Że efekty skali pozwolą osiągnąć wyższą rentowność i dadzą wyższą stopę zwrotu właścicielom. Że im większa firma, tym łatwiej będzie jej radzić sobie z konkurencją. Z tego punktu widzenia podejście Skarbu Państwa, który dąży do konsolidacji swoich aktywów, nie budzi więc specjalnego zdziwienia. Zresztą chociaż dziś mamy nową falę połączeń, to samej koncepcji nie wymyślono tam rok czy dwa lata temu. W końcu np. Orlen to też efekt połączenia, tyle że jeszcze z lat 90.
Problem w tym, że o ile w przypadku konsolidacji „prywatnej” głównym motywem jest zwykle perspektywa większych zysków (nawet jeśli z czasem miałaby się okazać iluzoryczna), to przy łączeniu firm pod skrzydłami państwowego właściciela powody mogą być często zupełnie inne. Bywa, że silniejszy musi dopłacić do słabszego. W dużych państwowych koncernach też mamy oczywiście efekty skali. Na przykład więcej pracowników i duże szanse na mocniejsze związki zawodowe. Albo dużych prezesów (tym większych, im dalej są ulokowani od Warszawy). Warto, by pasjonaci konsolidacji to również brali pod uwagę.