Po pięciu latach prowadzonego dochodzenia Komisja Europejska wytoczyła działa przeciwko Google’owi. Zarzuca mu, że nadużywa swojej dominującej pozycji w internecie. Pretekstem do takiego stwierdzenia ma być polityka rzekomego dyskryminowania konkurencyjnych dla jego produktu Google Shopping porównywarek cenowych. Wyniki z linkami odsyłającymi do stron konkurencji mają być wyświetlane niżej niż te odnoszące się do usługi Google’a.
Bruksela wszczęła także postępowanie, które ma wyjaśnić, czy Amerykanie nie zawarli porozumień antykonkurencyjnych w przypadku systemów operacyjnych stosowanych na urządzeniach mobilnych. Chodzi oczywiście o Androida, który posiada zdecydowana większość używanych na świecie smartfonów.
Z Google’a na świecie korzysta blisko 70 proc. internautów. To bardzo dużo, bo konkurencyjne produkty Bing czy Yahoo przyciągają niewielki ułamek tej grupy. W Europie Środkowo-Wschodniej przewaga amerykańskiej firmy jest wręcz miażdżąca – odsetek użytkowników Google’a w niektórych krajach naszego regionu sięga blisko 97 proc.
Nie ulega wątpliwości, że żadna forma monopolu nie jest korzystna dla rynku i konsumentów. Liczne przykłady w historii pokazują, że jego zniesienie znacznie poprawia jakość dostępnych produktów i usług, a także wpływa na obniżenie cen. Tak było w Polsce po uwolnieniu rynków telekomunikacyjnego i pocztowego. Z benefitów liberalizacji tych segmentów gospodarki korzystamy do dziś – w przypadku Telco mamy jedne z najniższych cen w Europie.
Czy jednak Google jest monopolistą? Czy ogranicza swobodę wyboru? Trudno to będzie udowodnić. Przecież o tym, z jakiej wyszukiwarki korzystać w sieci, decyduje sam internauta. Ma do dyspozycji całą paletę rozwiązań od Microsoftowego Binga, poprzez Yahoo aż po Siri na urządzeniach Apple’a. Może też bezpośrednio wejść na strony największych sklepów Amazona, Idealo czy eBay.
Na pewno nie zaszkodzi, jeśli KE sprawdzi, czy kierowane pod adresem amerykańskiego giganta zarzuty są słuszne. Jednak dotychczasowe działania Brukseli każą się zastanowić, na ile ogłoszone właśnie postępowanie to efekt lobbingu europejskiej konkurencji Google’a, a na ile wynik prowadzonego od kilku lat dochodzenia. Unijni urzędnicy nieraz też potwierdzili zasadę, że dobrymi chęciami piekło wybrukowane. Wystarczy przypomnieć, jak irytujący jest wprowadzony przez nich obowiązek zamieszczania na stronach WWW informacji o ciasteczkach. Dzięki temu niemal codziennie przeglądając internet, męczymy się, zamykając niepotrzebne okienka zasłaniające interesującą nas treść.