Dochód rozporządzalny w przeliczeniu na osobę wzrósł w ubiegłym roku o 3,2 proc. Statystycznie żyje się więc nam lepiej, ale wciąż w porównaniu do europejskiej czołówki wyglądamy niczym ubodzy krewni
Sumę wszystkich dochodów gospodarstwa domowego pomniejszonych o obciążenia podatkowe oraz składki na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne ekonomiści nazywają dochodem rozporządzalnym. Wlicza się do niego dochody pieniężne i niepieniężne (np. produkty rolne z własnej działki) oraz towary i usługi otrzymane bezpłatnie. Według Głównego Urzędu Statystycznego tak liczony miesięczny dochód na osobę wyniósł w ubiegłym roku 1340 zł. Był więc realnie (po uwzględnieniu inflacji) o 3,2 proc. wyższy niż w roku poprzednim. Tymczasem w 2013 r. zwiększył się zaledwie o 0,7 proc. a w latach 2011–2012 nawet się skurczył (o 1,4 proc. i o 0,1 proc.).
– Wzrost dochodu rozporządzalnego może oznaczać, że zwiększyły się też oszczędności Polaków – ocenia Piotr Dmitrowski, analityk BGK. Głównie dlatego, że wydatki liczone na osobę mogły być na tym samym poziomie jak w roku poprzednim, ponieważ nie zwiększył się przeciętny wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych.
– Dzięki rosnącym oszczędnościom możemy się spodziewać, że gospodarstwa domowe będą w przyszłości robiły większe zakupy, między innymi towarów i usług wyższego rzędu. Możemy na przykład kupować więcej markowych ubrań czy nawet samochodów – twierdzi Karolina Sędzimir, ekonomistka PKO BP.
Jej zdaniem jest to prawdopodobne, tym bardziej że dochody rodzin wciąż rosną. Jako potwierdzenie ekonomistka podaje m.in. wzrost funduszu płac, czyli sumy zarobków wszystkich zatrudnionych w sektorze przedsiębiorstw – w lutym był on realnie o 6,1 proc. większy niż przed rokiem.
– W rezultacie rosnąca konsumpcja będzie głównym motorem wzrostu gospodarczego – uważa Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium. Przy zwiększającym się zapotrzebowaniu na towary i usługi będzie rosło także zatrudnienie w przedsiębiorstwach. Ograniczy to wciąż jeszcze wysokie bezrobocie w naszym kraju. Jak oczekują analitycy, z wartości 12 proc. w lutym, w końcu roku może ono spaść nawet do poziomu jednocyfrowego.
Nie wiadomo jeszcze, jaki był wzrost dochodów w poszczególnych typach gospodarstw domowych – GUS poda te informacje dopiero za dwa miesiące. Jedno jest jednak pewne: utrzymało się wśród nich, tak jak w poprzednich latach, zróżnicowanie. To jest oczywiste, że tradycyjnie największy dochód mają gospodarstwa domowe osób pracujących na własny rachunek – w 2013 r. był on per capita o 21,7 proc. większy od przeciętnego. Na drugim miejscu są pod tym względem emeryci (w 2013 r. dochody o 9 proc. wyższe od średnich). A najmniejszy dochód rozporządzalny na osobę przypada jak zwykle w gospodarstwach domowych rencistów (w 2013 r. był on o 22,5 proc. mniejszy od przeciętnego).
Ubiegłoroczny wzrost dochodu rozporządzalnego mógł się przyczynić do ograniczenia biedy w naszym kraju, której jest stosunkowo dużo – w 2013 r. w skrajnym ubóstwie żyli członkowie 7,4 proc. gospodarstw domowych. Do tej kategorii zalicza się osoby, które na zaspokojenie swoich potrzeb wydawały nawet mniej, niż wynosiło minimum egzystencji obejmujące m.in. wydatki na bardzo skromne jedzenie i małe mieszkanie (bez kosztów dojazdów do pracy czy związanych z kulturą).
W ubiegłym roku prawdopodobnie poprawiliśmy swoją pozycję na tle innych krajów Unii Europejskiej pod względem zamożności, choć nadal jesteśmy biedniejsi w porównaniu z najbardziej rozwiniętymi krajami Wspólnoty. Z danych Eurostatu wynika bowiem, że w 2004 r. dochód rozporządzalny per capita liczony w PPS (sztucznej walucie przyjmowanej w badaniach, za którą można kupić tę samą ilość dóbr i usług w poszczególnych państwach) był u nas aż o 53 proc. mniejszy niż w strefie euro, a w 2012 r. mniejszy o 39 proc. Nieco bogatsi jesteśmy od Węgrów, ale trochę biedniejsi od Czechów i Słowaków.
3,7 proc. wyniósł wzrost przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce w 2014 r. w porównaniu z rokiem poprzednim
0,0 proc. wyniósł średnioroczny wzrost cen towarów i usług konsumpcyjnych (inflacja) w 2014 r.;od lipca 2014 r. w Polsce mamy do czynienia z deflacją, czyli spadkiem cen w ujęciu rocznym