Co nam się kojarzy z Japonią? Manga, sushi oraz korporacje, które wymagają bezwzględnego posłuszeństwa. Do tego filmy o jakuzie, nagradzane epopeje Akiry Kurosawy i kłanianie się przy powitaniu. Uniformizacja życia, która równała wszystkich do jednego wzoru. Bo w końcu, zgodnie ze starym tamtejszym powiedzeniem, każdy wystający gwóźdź zostanie wbity. Ale Japonia wpadła we własne sidła. Kraj uchodzący za symbol postępu od ponad 20 lat nie może poradzić sobie z recesją. Wyników nie dają nawet najbardziej śmiałe reformy. Dlaczego azjatycki tygrys ostatnimi czasy zdążył przerobić już praktycznie każdy rodzaj ekonomicznego dołka?
Największą japońską wadą jest niemożność szybkiego podejmowania decyzji. Żeby wprowadzić w firmie innowacje, trzeba przekonać do nich kierowników. Nie jednego szefa działu lub głównego prezesa, ale każdego z dyrektorów na wszystkich stopniach w strukturze przedsiębiorstwa. Zbiera się ich podpisy w formie pieczątek na swoim wniosku – przypomina to zdawanie karty obiegowej do studenckiej biblioteki. Po drodze każdy z posiadaczy pieczątek może pomysł utrącić, zresztą i tak innowacja zgłaszana oddolnie ma w Japonii pod górę, bo tu wszystko musi toczyć się zgodnie z konfucjańskimi zasadami posłuszeństwa. A jedną z nich jest szacunek wobec swojego szefa. Zgłaszanie własnego pomysłu graniczy z niesubordynacją.
Także walka o swoje nie jest mile widziana. Jeden z japońskich noblistów z fizyki z 2014 r., nagrodzony za wynalezienie diody LED emitującej niebieskie światło, od własnej firmy dostał w nagrodę równowartość 200 dolarów. Gdy wyjechał na amerykańską uczelnię, odkrył świat, w którym innowacja może przynieść wynalazcy ogromny majątek. Wytoczył macierzystej firmie proces o odszkodowanie. Na początku usłyszał, że najwyższą dla niego nagrodą powinna być sama możliwość pracy dla korporacji. Jednak sprawa zakończyła się po jego myśli: w 2005 r. sąd nakazał firmie Nichia zapłacić Shujiemu Nakamurze 8,1 mln dol.

Lekcja bez wniosków

W sierpniu minie 30 lat od najtragiczniejszej w historii lotnictwa pojedynczej katastrofy samolotu pasażerskiego. Maszyna Japan Airlines rozbiła się w górzystym terenie prefektury Gunma kilkanaście minut po starcie. Zginęło 520 osób, jednak według późniejszych raportów okazało się, że tak dużej liczby ofiar można było uniknąć. Wystarczyło szybciej podjąć akcję ratunkową, jednak ta została przez władze odłożona na poranek następnego dnia. Tokio odmówiło też przyjęcia pomocy oferowanej przez amerykańskich żołnierzy. Noc spędzona w górzystym terenie nazywanym przez Japończyków „Tybetem” skończyła się śmiercią wielu osób.
Z tej katastrofy należało wyciągnąć wnioski. Gdyby władze zastanowiły się nad skostniałymi metodami działania zastosowanymi po katastrofie samolotu, być może udałoby się uniknąć awarii w elektrowni atomowej w Fukushimie w 2011 r. W obu przypadkach komisje badające wypadki jako winnego wskazały japońską mentalność. Winnymi stali się nie Japończycy jako pojedyncze osoby, które nie dopilnowały swoich obowiązków, ale jako twory wyprodukowane przez kulturę. Jako ci, którym prawie nic w życiu nie wypada zrobić, którzy nie mówią otwarcie tego, co myślą, którzy świadomość wszelkich nieprawidłowości w firmach muszą zostawić dla siebie samych.
To z tych powodów traci impet tamtejsza gospodarka. Japońskie towary od kilku lat przestały wieść prym na świecie. Innowacje w koncernach, które po II wojnie dyktowały trendy, były spychane na dalszy plan, a szefowie woleli utrzymywać na etatach niepotrzebnych specjalistów i trwać przy skostniałej strukturze zależności niż dostosowywać się do rynku. W efekcie teraz takie marki jak Panasonic, Sony czy Olympus muszą na nowo szukać pomysłu na siebie. Fabryki telewizorów trzeba zamykać, bo bardziej opłacalne okazuje się robienie inteligentnych umywalek.

Młodzi bez szans

Japonia to kraj, w którym młodzi częściej wybierają się po zachodni chleb niż po ryż. Choć cena noworocznego tuńczyka sprzedawanego na tradycyjnej pierwszej aukcji po 1 stycznia na targu rybnym Tsukiji w Tokio osiągnęła niewidziane od lat doły, młodzi i tak chętniej pójdą do lokalu fast food. Nie przejmują się niską ceną ryby, ważniejsze są dla nich przerwy w dostawach frytek w McDonaldzie i kawałki plastiku znajdowane ostatnio w porcjach tamtejszych nuggetsów. I tak nie ma się co przejmować sprawami dorosłego życia, bo o pracę coraz trudniej, a zatrudnienie na całe życie, oferowane w japońskich korporacjach, przestało w praktyce istnieć.
Premier Shinzo Abe ma przed sobą trudne zadanie, ale nie można mu odmówić ambicji. Przed kilkoma laty napisał książkę „Na drodze do pięknego kraju”, nie ustaje zatem w reformach. Dwoi się i troi, podróżując po świecie, by pokazać, że z Japonią należy się liczyć i że jest to kraj, który oferuje znakomite możliwości zagranicznym inwestorom. Jednak w związku z podróżami nie było go w kraju w momencie, gdy ogłoszono dane dotyczące gospodarki w trzecim kwartale 2014 r. Niestety okazały się one dużo gorsze od prognoz. Szacunki analityków zderzyły się z rzeczywistością – Etsuro Honda, jeden z doradców ekonomicznych premiera, przewidywał, że PKB wzrośnie o 3,8 proc. Ale ponownie spadło, o ponad 1,5 proc.
Te informacje pokrzyżowały plany wprowadzenia kolejnej podwyżki podatku od konsumpcji, by mieć czym załatać dziurę w budżecie. Abe odsunął podwyżkę na wiosnę 2017 r., zdecydował się jednak na przyspieszenie wyborów parlamentarnych. Wrócił z zagranicznych szczytów i ogłosił wszystkie decyzje na konferencji. Okazało się, że była to jedna z ostatnich przeznaczonych dla dziennikarzy zagranicznych, ponieważ rządząca Partia Liberalno-Demokratyczna (LDP) oświadczyła, że podczas kampanii nie będzie miała czasu na spotkania z przedstawicielami mediów spoza Japonii. Bano się, że pod adresem polityków padną zbyt trudne pytania.
Okazało się jednak, że przyjezdni dziennikarze nie są warunkiem koniecznym, by stawiać premiera w niekorzystnym świetle. Udało się to młodemu japońskiemu blogerowi, który prowadził stronę ośmieszającą obecną politykę rządu. Yamato Aoki udawał chłopca i przy pomocy naiwnego języka zadawał pytania podważające sens wszystkich „strzał”, czyli reform szumnie nazywanych tak przez doradców Abe. Aoki pytał, dlaczego jego kieszonkowe nie rośnie, skoro bank centralny drukuje jeny. Zastanawiał się, czy powód organizacji przyspieszonych wyborów jest kolejną tajemnicą państwową w myśl nowej ustawy o sekretach (weszła w życie 10 grudnia, zapowiadając nowoczesną wersję cenzury w Japonii).
Premier odniósł się do tych działań na Facebooku i w nietypowych jak na Japończyka ostrych słowach wyraził pogardę dla działań młodego człowieka. Opozycja nazwała młodzieńca cudownym dzieckiem i dołożyła starań, by jego bloga wypromować. Aoki przeprosił za swoje działania (nawet dla niepokornego internauty krytyka ze strony władzy była zbyt trudna do przyjęcia) i zrezygnował z przewodniczenia organizacji non profit, której celem było zachęcanie japońskiej młodzieży do działalności politycznej.
Grudniowe wybory nie przyniosły jednak zmiany w japońskim parlamencie i LDP, partia premiera, mogła ogłosić zwycięstwo. Abe cieszy się i mówi, że Japonia jeszcze będzie przewodzić światu. Minister finansów Taro Aso, znany z kontrowersyjnych wypowiedzi, twierdzi, że obecna wygrana świadczy o poparciu reform z ostatnich dwóch lat przez społeczeństwo. Opozycja wciąż jest zbyt słaba, by cokolwiek zmienić.
Zmiany z kolei zapowiada Shinzo Abe. Do 2018 r., który chwilowo określa horyzont jego kadencji, Japonia ma mieć zmienioną konstytucję (nie określono planu zmian), umocnione poczucie bezpieczeństwa w regionie (japońskie wojsko być może zyska prawo działania poza granicami kraju) oraz zreformowaną gospodarkę. Z kolei jednym z celów na nadchodzące 12 miesięcy jest rewitalizacja prowincji, na którą mają być wysiedlani starsi mieszkańcy kraju. Japońskich staruszków jest już zbyt wielu w miastach i dochodzi do coraz częstszych sytuacji, gdy nie ma się kto nimi opiekować. Im dalej od aglomeracji, tym większa szansa, że znajdą się pracownicy zdolni poprowadzić placówki opieki. Japonia najbliższych lat ma zyskać także wiele miast nowego typu, z limitami wieku, w których będą mogły mieszkać jedynie osoby starsze.

Szanse dla starszych

Podniesienie jakości życia seniorów i wyprowadzenie ich z miast ma jednocześnie stworzyć większe możliwości dla młodszych Japończyków. Gdy znajdzie się dla nich miejsce, ich życie ma także ulec poprawie. Rodzina i dzieci nie będą dla Japonek przeszkodą w planowaniu kariery, po urlopie macierzyńskim będzie można wracać do firm, bo stanowisko poczeka na młodą mamę. Przynajmniej tak zakłada premier. Ujemny przyrost naturalny ma zostać zahamowany, a japońskie społeczeństwo uratowane przed zniknięciem. Ta wyliczanka problemów stojących przed całym narodem jest długa. Można się jedynie domyślać, co musi dziać się w głowach ludzi, którzy tkwią w tej kulturze od dziecka i którzy są świadomi, jak wiele rzeczy jest im od zawsze zakazywanych. Z jednej strony każdy odbiera rzeczywistość po swojemu i przejmuje się problemami, z drugiej nie może dać tego po sobie poznać i musi zachować kamienną twarz.
Japonia od zawsze wykazuje skłonność do dwubiegunowości. Noblista Kenzaburo Oe, odbierając nagrodę z literatury, mówił o jej niejednoznaczności wykazywanej pod każdym względem. Kraj nowoczesny, ojczyzna robotów, która nie czerpie korzyści z własnych innowacji. Ogromne poszanowanie tradycji trzymające w szachu każdego, kto ma jakikolwiek inny pomysł, niż wymaga tego konfucjańskie społeczeństwo. Jeden z pierwszych azjatyckich tygrysów, który poprzerastany jest zależnościami rodzinno-polityczno-samurajskimi, z którymi nie da się tak łatwo wygrać. Możemy w większości przypadków nie rozumieć decyzji japońskiego szefa rządu, ale jedno jest pewne – kierowanie społeczeństwem o tak skomplikowanych zależnościach to jedno z najtrudniejszych zadań świata. Choć wydaje się, że nic gorszego od samego bycia Japończykiem nie może się przytrafić...