Sprzedawcy zbuntowali się przeciwko umowie wydawcy z Empikiem i poskarżyli do UOKiK. To nie pierwszy raz, gdy książka trafia do Empiku wcześniej. Ale teraz, zdaniem księgarzy, sytuacja jest tragiczna.
„Izba Księgarstwa Polskiego stanowczo protestuje przeciwko praktykom stosowanym przy wprowadzeniu na rynek księgarski książki „To nie książka” przez Wydawnictwo K.E. Liber polegających na:
1. Sprzedaży na wyłączność w sieci Empik ww. książki z dniem 4 lutego 2015 r.
2. Zaoferowanie pozostałym odbiorcom, w tym księgarzom, sprzedaży ww. tytułu po 23 lutego 2015 r. (ostatnio od 18 lutego 2015 r.).
Działanie takie uważamy za nagannie sprzeczne z ustawą o ochronie konkurencji i konsumentów, ustawą o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji i ustawą o zwalczaniu oraz o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym zagrażające interesom księgarzy niezależnych, w tym zrzeszonych w naszej Izbie”.
Takie pismo przed kilkoma dniami trafiło nie tylko do wspomnianego w nim wydawnictwa i do sieci Empik, ale także do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Książka, czy raczej publikacja, bo jak sama jej nazwa mówi „To nie książka”, o którą wybuchła awantura, to kontynuacja „Zniszcz ten dziennik” autorstwa Keri Smith. Oba wydawnictwa to specyficzne utwory, które właściwie ma zapisywać i uzupełniać sam czytelnik i oba ewidentnie skierowane są raczej do nastolatków. „Zniszcz ten dziennik”, który miał premierę kilka miesięcy temu, świetnie się sprzedawał, a więc na podobny los kontynuacji i spory wokół niej ruch liczyli księgarze.
– Niestety gdy pojawiła się zapowiedź, okazało się, że możemy ją od wydawnictwa kupić dopiero od 23 lutego, potem zmieniono datę na 18 lutego. Do empików zaś trafiła dwa tygodnie wcześniej. Czyli niestety pierwsza fala zainteresowania zwykłych księgarzy ominęła – Henryk Tokarz, prezes Izby, tłumaczy nam, dlaczego księgarze zdecydowali się na wysłanie protestacyjnego pisma. – Pewnie, że podobne sytuacje miały już wcześniej miejsce i że o nich wiedzieliśmy, ale dziś sytuacja naszej branży jest już tak zła, że postanowiliśmy powiedzieć: dość – dodaje i mówi, że do tej pory tylko raz na podobną praktykę skarżono się do UOKiK i wtedy opinia urzędu była wymijająca.

Kwiatkowski zareklamuje pozycję

Tym razem odpowiedzi z UOKIK jeszcze nie ma, za to nie trzeba było długo czekać na odpowiedź ze strony wydawnictwa. Na nasze pytania, czym spowodowana była decyzja o wcześniejszej sprzedaży w sieci Empik, odpowiedziało pismem prawniczym, jakie skierowało do Izby Księgarstwa Polskiego. A w nim żąda usunięcia treści protestu ze strony internetowej Izby, jej profilu na Facebooku i innych miejscach, gdzie się pojawiły, oraz przeprosin, uzasadniając to tym, że faktycznym wydawcą nie jest Wydawnictwo K.E. Lieber, tylko „wspólnicy spółki cywilnej działający jako Grupa Wydawnicza K.E. Liber S.C.”.
Choć brzmi to jak masło maślane, to więcej światła na sprawę rzuca odpowiedź Empiku, który przyznaje, że to z jego strony wyszła propozycja krótkoterminowej wyłączności na „To nie książka”. – Empik uwierzył w sukces tytułu i wśród licznych działań promocyjnych postawił między innymi na reklamę telewizyjną z udziałem Dawida Kwiatkowskiego, który idealnie trafia do grupy docelowej – młodzieży – tłumaczy nam Katarzyna Stokłosa, specjalista ds. PR z Empiku, i dodaje, że drobni księgarze nie powinni na tym stracić, bo tak szeroko zakrojone działania wpłyną pozytywnie na sprzedaż tytułu również u nich.

Koniec świata małych księgarni

Tyle że małe księgarnie widzą to inaczej i ogarnia je coraz większa panika. W ciągu ostatnich 5 lat ich liczba zmniejszyła się o 700, czyli o jedną trzecią – z ponad 2500 do 1850 i wszystkie analizy rynkowe pokazują, że to nie koniec upadłości. Według danych z Biblioteki Analiz w tym czasie udział drobnych, niezależnych księgarni w sprzedaży zmniejszył się z 40 do 36 proc. wszystkich kupionych w Polsce książek. Niby to niezbyt duży spadek, ale w sytuacji gdy księgarze mają mniejsze upusty od wydawców, a więc i mniejsze marże niż sieci, to rzeczywiście coraz więcej z nich staje na granicy bankructwa.
– Dodatkowo rząd wprowadził reformę podręcznikową. W zeszłym roku odpadły nam książki do klas pierwszych, w tym roku także do klas drugich, czwartych i pierwszych gimnazjum – wzdycha Tokarz i dodaje: – Pamiętajmy, dla wielu księgarni podręczniki to nawet połowa rocznych obrotów. Jeżeli nic się nie poprawi w funkcjonowaniu rynku książki, niezależne księgarnie będą masowo znikać albo zamieniać się w sklepy wielobranżowe z zabawkami, artykułami szkolnymi i sportowymi – mówi.
I rzeczywiście znikają z polskich miast nawet księgarnie z tradycjami. W ubiegłym roku po 58 latach działalności zamknięta została najstarsza nowohucka księgarnia Skarbnica, po blisko pół wieku zamknięto też księgarnię we Wrocławiu przy ul. Grabiszyńskiej, w Lublinie z początkiem tego roku zniknął najstarszy w mieście antykwariat Peregrynus.
Tyle że choć księgarze może i mają trudną sytuację, to raczej nie mają szansy na ochronę swoich interesów. Zgodnie z opinią prawną, jaką w 2009 r. dla Instytutu Książki przygotował profesor Michał du Vall, przedsiębiorca, a więc i wydawca „może swobodnie decydować o tym, kto będzie jego kontrahentem oraz jak długo będzie utrzymywał z tym podmiotem stosunki handlowe. Może też swobodnie wybrać kanał dystrybucji swoich produktów, może więc w określonym czasie zaopatrywać w produkty jednego wybranego kontrahenta, nawet jeśli prowadzi to do wykluczenia z rynku innych przedsiębiorców”.
– Na umowach z sieciami Empik czy Matras wydawcy nie zbijają kokosów. Niestety jednak rynek jest taki, że bez obecności w sieciach nie da się mieć bestselleru. Aby w tych sieciach być, by mieć dobrze wypozycjonowaną książkę i jej promocję, trzeba zawierać różne umowy, w tym te na krótkookresową wyłączność. Takie są dla nas wymogi – tłumaczy nam szefowa jednej z dużych oficyn i dodaje, że zdarzają się nawet tytuły udostępniane do sprzedaży wyłącznie dla dużych sieci.