Wydawać by się mogło, że wydarzenia sprzed trzech lat w związku z ACTA będą dla Komisji Europejskiej ważną lekcją. Niestety, kolejne porozumienie, którego konsekwencje odczuwać będą wszyscy obywatele, negocjowane jest za zamkniętymi drzwiami. Trudno się więc dziwić, że w sprawie Transatlantyckiego Partnerstwa w dziedzinie Handlu i Inwestycji (TTIP) zrodziło się wiele wątpliwości. Tam gdzie nie ma informacji i dialogu rodzą się obawy.

Zwolennicy umowy pomiędzy UE a USA bronią prawa do poufności negocjacji handlowych, zapewniając o spodziewanych korzyściach z TTIP dla małych i średnich przedsiębiorstw. Przeciwnicy wskazują na tajność rozmów jako na zamach na demokratyczną debatę i wskazują, że wygranymi po negocjacjach mogą być tylko wielkie korporacje ponadnarodowe.

Grzechy negocjacji mogą przekładać się na jakość umowy.

Grzech pierwszy – Tajność i jednostronność przekazu

- Gdyby była to zwykła umowa handlowa, to poufność negocjacji nie wywoływałaby wielkich kontrowersji. Jeśli negocjowane byłyby wyłącznie stawki celne, a umowa dotyczyłaby wybranych gałęzi gospodarki , to brak dostępu do informacji byłby problemem tylko dla nielicznych grup - tłumaczy Marcin Wojtalik z Instytutu Globalnej Odpowiedzialności (IGO). Wojtalik przyznaje, że choć w wielu kontrowersyjnych kwestiach nie ma twardych dowodów, to są poszlaki, które pozwalają sądzić, że TTIP ma obejmować swoim zakresem bezpośrednio lub pośrednio większość gospodarki, a więc w konsekwencji wpływać na społeczeństwo. - Tajność negocjacji wyklucza obywateli z demokratycznej kontroli nad decyzjami podejmowanymi przez negocjatorów – dodaje.

Jak podkreśla Jędrzej Niklas z Fundacji Panoptykon, historia z ACTA pokazuje, że negocjacje międzynarodowe prowadzone w tajemnicy, nie mogą skutkować niczym dobrym. Niestety, na obecnym etapie, do dokumentów negocjacyjnych nie mają dostępu nawet europarlamentarzyści, wybrani w demokratycznych wyborach.

Oficjalnie TTIP to umowa handlowa budowaną z myślą o małych i średnich firmach po obu stronach Atlantyku. Zniesienie barier regulacyjnych oraz obniżenie ceł ma otworzyć przed nimi nowe rynki zbytu. Przedmiotem negocjacji są m.in.: zamówienia publiczne, inwestycje, usługi, tekstylia, energetyka i surowce, regulacje sanitarne i fitosanitarne, e-gospodarka. I jak zapewniała podczas styczniowej debaty w Warszawie Danuta Hübner, negocjatorzy, wbrew temu co podejrzewa opinia publiczna, nie otrzymali mandatów do rozmów na tematy wrażliwe jak GMO, ochrona środowiska, służba zdrowia, kwestia płacy minimalnej itp.

To mogłoby uspokoić wątpiących, ale diabeł tkwi w szczegółach . Jak zgodnie podkreślają przedstawiciele organizacji pozarządowych, dla osób znających zasady konstruowania umów takich jak TTIP, oczywistym jest, że jeśli jakiś sektor ma być faktycznie wyłączony z negocjacji, to musi to regulować jasny i czytelny zapis. - Kwestia płacy minimalnej nie jest może tematem explicite w umowie , ale może być podstawą do skarżenia państwa przez firmy ponadnarodowe tak jak to miało miejsce w Egipcie – wyjaśniała podczas spotkania w Warszawie Maria Świetlik z Uwaga TTIP. Tam firma transnarodowa zaskarżyła państwo za wprowadzenie płacy minimalnej i narażenie jej przez to na szkodę. - W języku liberalizacji handlu jest takie określenie jak „bariera pozataryfowa” - mówi Marcin Wojtalik. - Może być ona podstawą do zakwestionowania przez firmę praktycznie każdej państwowej czy unijnej regulacji prawnej i żądania odszkodowania.

To dlatego oponentom oficjalnych komunikatów tak trudno uwierzyć w szczerość zapewnień. Podobnie rzecz ma się z przepływem danych osobowych. - Komisja Europejska zapewnia, że nie zamierza negocjować z USA kwestii ochrony prywatności, jednak ze strony amerykańskiej pojawiają się odmienne oczekiwania, a trzeba pamiętać, że Stany Zjednoczone oferują znacznie niższy standard ochrony danych osobowych niż Unia Europejska – mówi Jędrzej Niklas z Fundacji Panoptykon. I tłumaczy, że transfer danych na drugą stronę Atlantyku jest obecnie możliwy tylko w określonych sytuacjach i po spełnieniu odpowiednich warunków przez podmioty amerykańskie. - Jakiekolwiek rozwodnienie tych regulacji może mieć przykre konsekwencje dla obywateli Unii Europejskiej, bo Europejczykom nie przysługuje w USA m.in. prawo do usunięcia czy poprawienia swoich danych. W sytuacjach spornych nie mogą też zwrócić się do niezależnego sądu - wyjaśnia przedstawiciel Panoptykonu.

Zbliżenia stanowisk nie ułatwia też jednostronność przekazu. - W sprawie TTIP prowadzone są systematyczne konsultacje, organizowane zarówno przez stronę amerykańską, jak i KE – zapewnia Ministerstwo Gospodarki. – Liczba konferencji i seminariów, które odbyły się w sprawie TTIP jest znacząca, strona KE dedykowana wyłącznie TTIP rozrasta się z każdą nową rundą negocjacyjną. Dodatkowo prezentowane są liczne publikacje tworzone przez niezależne ośrodki badawcze, które są ogólnie i bezpłatnie dostępne w internecie - informuje w odpowiedzi na zapytanie Biuro Prasowe MG.

Organizacje pozarządowe nie podzielają tego optymizmu, wskazując, że aż do 22 stycznia, do debaty w Warszawie, wszystkie wcześniejsze spotkania były przeznaczone na prezentację jednego, oficjalnego poglądu. Nie znajdziemy zresztą na stronach KE czy polskiego Ministerstwa Gospodarki raportów, które byłyby sprzeczne z oficjalną tezą. A takie raporty są i wskazuje je Marcin Wojtalik. M. in. raport prognozujący utratę 600 tys. miejsc pracy w Europie w wyniku TTIP czy raport krytycznie oceniający metodologię i interpretację zestawień, które służą Komisji Europejskiej do promowania TTIP (raport ten pokazuje, że KE przekazuje dane w sposób uproszczony, a nawet wprowadzający w błąd - vide: pierwszy akapit na stronie 9.)

Nadzieję na bardziej demokratyczne działania w kwestii TTIP daje po wielu miesiącach głos Emily O’Reilly, europejskiej rzeczniczki praw obywatelskich, która stawia sprawę jasno: „Tajne może być tylko to, co absolutnie musi być tajne, a wszystkie inne dokumenty muszą być jawne” . Wg Marcina Wojtalika, po tej wypowiedzi Komisja Europejska powinna odtajnić zdecydowaną większość dokumentów, a utajnianie uczynić wyjątkiem. I nie może nim być wyłącznie sprzeciw USA wobec publikacji jakiegoś dokumentu jak to ma miejsce obecnie.

Sukcesem demokracji są też konsultacje społeczne, które odbyły się pod koniec 2014 roku. Wyniki zmuszają do refleksji. Wzięło w nich udział ok. 150 tys. uczestników. Zdecydowaną większość odpowiedzi w ramach konsultacji przysłano z Wielkiej Brytanii (34,8 proc.), Austrii (22,6 proc.) oraz Niemiec (21,8 proc.). Z Francji, Belgii, Holandii i Hiszpanii skierowano po kilka procent odpowiedzi. Z pozostałych państw UE spłynęło łącznie 3 proc. opinii. Aż 97 proc. uczestników głosowała przeciwko mechanizmowi ISDS w TTIP, czego efektem jest wielomiesięczne opóźnienie prac nad tym punktem umowy.

Grzech drugi – negocjowanie ISDS w ramach TTIP

Inwestor-state dispute settlement (ISDS) to jedno z największych zagrożeń umowy. Ten mechanizm rozstrzygania sporów na linii państwo-inwestor, pozwala firmom ponadnarodowym zaskarżać rządy państw do arbitrażu (nie do sądu!) przy każdym wprowadzeniu przepisów, które ograniczałyby zyski tychże (nawet jeśli z perspektywy obywateli danego kraju byłyby działaniem pożądanym).

Sędziami w procesach arbitrażowych są prawnicy korporacyjni, a od ich decyzji nie można się odwołać. „Stoją ponad suwerennością parlamentów i wyroków sądów najwyższych. To sprywatyzowany system wymiaru sprawiedliwości, który powstał dla globalnych korporacji” – pisał w listopadzie 2013 roku „The Guardian”.

- Usilnie starałem się poznać racjonalne argumenty za prywatnymi trybunałami w arbitrażu inwestycyjnym. Przewertowałem całą dokumentację na ten temat na stronach dyrekcji generalnej ds. handlu w KE. Znajdziemy tam selektywnie zaprezentowane dane i statystki - argumenty za ISDS, przemilczane są natomiast argumenty i statystki przeciwne. Podczas wizyty studyjnej o TTIP w Brukseli zadawałem negocjatorom dociekliwe pytania. Również nie otrzymałem przekonujących odpowiedzi – mówi Marcin Wojtalik. - Dlatego mam pewność, że prosta, znana już konstatacja jest niestety prawdziwa: ISDS w TTIP ma służyć wielkim korporacjom jako jeszcze jeden sposób na wyciąganie pieniędzy z budżetów, a groźba ISDS ma służyć tzw. regulatory chill, tzn. dyscyplinowaniu państwa na rzecz ograniczenia regulacji niekorzystnych dla wielkich korporacji.

Trybunały wykazują ogromną kreatywność w rozszerzaniu interpretacji zapisów w ten sposób, aby inwestorzy mogli powołać na zasady ochrony inwestorów, które nie zostały nawet zapisane w danej umowie.

Przykład? Kanada zaskarżyła państwo Salwador, ponieważ odmówił zgody na otwarcie kopalni złota, bo groziło to skażeniem wody, z której korzysta lokalna społeczność. Firma domaga się 315 mln dolarów rekompensaty za to, że nie osiągnie planowanych zysków. Vattenfall skarży Niemcy, bo dążyły do ograniczenia energetyki atomowej. Tych przykładów jest znacznie więcej, co istotne także w krajach Globalnego Południa.

Przykładów działania ISDS nie musimy jednak szukać daleko w świecie. Polska zna te praktyki z autopsji, ponieważ mechanizm arbitrażu funkcjonuje w ramach naszej umowy z USA i krajami Europy Zachodniej od początku lat 90. Konsekwencje? Najbardziej znana sprawa dotyczy Eureko, które zaskarżyło Polskę. Koszt odszkodowania 9 mld zł.

Jak informuje Ministerstwo Gospodarki, obecnie Prokuratoria Generalna Skarbu Państwa prowadzi 3 postępowania arbitrażowe, w których stroną postępowania jest Rzeczpospolita Polska a pozywającym jest inwestor amerykański. Wszystkie postępowania objęte są klauzulą tajności.

Najświeższy przykład z tego gatunku: Abris Capital Partners zapowiada pozew przeciw Polsce. Będzie domagał się odszkodowania w wysokości 2 mld złotych, uzasadniając skargę utraconymi planowanymi korzyściami. Marcin Wojtalik przypomina, że pikanterii dodaje fakt, że jest to jedna z 14 firm związanych z Polską, która ma specjalne porozumienie podatkowe z Luksemburgiem w ramach afery Lux Leaks.

Powyższe fakty nie są jednak wystarczającym argumentem dla polskiego Ministerstwa Gospodarki, które uważa, że obecność ISDS w TTIP będzie dobrym rozwiązaniem.

Biuro prasowe Ministerstwa Gospodarki, w odpowiedzi na zapytanie wyjaśnia, że ISDS w TTIP zastąpi umowę o ochronie inwestycji, którą Polska zawarła z USA na początku lat 90. XX wieku. Umowa przewidywała o wiele szerszy zakres ochrony inwestycji poprzez wprowadzenie ogólnych klauzul (np. niezdefiniowana klauzula uczciwego i sprawiedliwego traktowania), których interpretacje powierzono niezależnym od żadnej ze stron arbitrom”. Nowa umowa, jak zapewnia ministerstwo, z punktu widzenia defensywnych interesów Polski, tj. ochrony Skarbu Państwa przed nieuprawnionymi roszczeniami, w większym stopniu zabezpieczy możliwość wygrania sprawy w postępowaniu arbitrażowym, w którym skarżącym będzie inwestor zagranicznym. Jak twierdzi MG, pomimo obowiązywania tej umowy już od początku lat 90. XX wieku, stosowanie mechanizmu nie było często używanym narzędziem.

Z informacji uzyskanych od IGO, w Polsce prowadzonych było już 16 spraw, co do których można mieć pewność, że się odbyły (klauzula tajności). Warto też pamiętać, że przez 20 lat obowiązywania umowy ze Stanami Zjednoczonymi żadna polska firma nie spróbowała nawet korzystać z ISDS w stosunku do USA. - I zapewne nigdy nie spróbuje, bo USA nigdy nie przegrały sprawy w ISDS (z żadnym inwestorem) – dodaje Marcin Wojtalik.

Jeśli chodzi o kraje zaskarżane przez inwestorów amerykańskich, Polska jest na 8. miejscu tego rankingu.

Zdaniem Ministerstwa Gospodarki, z punktu widzenia inwestora arbitraż jest atrakcyjny, ponieważ zapewnia poufność postępowania, elastyczność, wybór arbitrów i mediatorów, oraz wybór języka arbitrażu.

Żadnych wątpliwości w kwestii szkodliwości ISDS nie mają natomiast sławy ekonomiczne, m. in. nobliści Joseph Eugene Stiglitz i Paul Robin Krugman.

Nie godzą się obecnością arbitrażu inwestycyjnego w TTIP także niektóre rządy państw europejskich. Francja, Niemcy czy Austria nie widzą powodu, by spory inwestycyjne nie miały trafiać pod jurysdykcję istniejących niezawisłych sądów. Kanclerz Austrii zapowiedział sprzeciw wobec arbitrażu inwestycyjnego w TTIP, jeśli będzie trzeba, to nawet w Europejskim Trybunale Sprawiedliwości, a parlament Austrii uchwalił, że ISDS nie jest potrzebny w TTIP i CETA.

Marcin Wojtalik przypomina, że niemiecki minister sprawiedliwości Heiko Mass wysłał list do swoich odpowiedników w UE, zwracający uwagę na zagrożenia dla wymiaru sprawiedliwości wynikające z ISDS. Powołuje się on na fakt, że USA mają już umowy handlowo-inwestycyjne nie zawierające ISDS z Australią, Singapurem i Izraelem. Także niemieckie stowarzyszenie sędziów pod nazwą Neue Richtervereinigung opublikowało jasne stanowisko przeciw ISDS w TTIP i CETA (umowa z Kanadą), a nowa przewodnicząca niemieckiego sądu najwyższego Bettina Limperg zgłosiła zastrzeżenia dotyczące ISDS w TTIP jako przykład "prywatnego równoległego wymiaru sprawiedliwości", który obejmuje obszary zarezerwowane dla państwa.

13 stycznia KE opublikowała wyniki konsultacji w sprawie klauzuli rozstrzygania sporów państwo-inwestor (ISDS) Pokazały one bardzo duży sceptycyzm społeczeństwa w tej sprawie. Unijna komisarz ds. handlu Cecilia Malmstroem przyznała, że kwestia ochrony inwestycji w umowie TTIP od początku była "toksycznym tematem". "Musimy przeprowadzić teraz szczerą i otwartą dyskusję na temat ochrony inwestycji (...) Musimy działać z rozwagą" - dodała.

22 stycznia Danuta Hübner, podczas debaty Warszawie podkreśliła, że TTIP ma długofalowe znaczenie strategiczne, więc byłoby szkoda go zmarnować przez tę jedną klauzulę. - Jeśli go nie ustalimy to Chińczycy i Hindusi za chwilę ustalą za nas standardy. A ponieważ dla USA ogromnie ważna jest klauzula ISDS i jest to wręcz warunek negocjacji, więc teraz mamy problem – powiedziała Pani Europoseł.

Grzech trzeci – bagatelizowanie zagrożeń czyhających na rolnictwo w UE

18 stycznia br. 50 tys. rolników i konsumentów protestowało w Berlinie przeciwko TTIP. Wg nich, negocjowana umowa „przyczyni się do globalnych problemów, odbierając środki do życia wielu farmom tutaj i na całym świecie” . Jej organizatorzy uzasadniali, że każdą decyzję o zakupie produktów żywnościowych, konsument powinien uzależniać od wiedzy na temat chowu zwierząt i prowadzenia upraw. „Mamy prawo mieć pewność, że wspieramy lokalnych rolników, a nie wielkie korporacje”.

Europejscy rolnicy obawiają się amerykańskich molochów, które po zniesieniu barier handlowych mogą im zagrozić. Le Monde Diplomatique już kilka miesięcy temu alarmował, że amerykańskie Monsanto, lider innowacji w dziedzinie modyfikacji żywności, lobbuje w tej sprawie, a American Fried Chicken „wyraził ubolewanie z powodu nieuzasadnionego odrzucenia przez Brukselę mięsa z betaagonistami w rodzaju chlorowodorku raktopaminy” .

Podczas gdy niemiecki minister rolnictwa, Christian Schmidt, obiecał w Berlinie, że „rząd odniesie się do kwestii podjętych przez demonstrantów i wyraził zadowolenie z publicznej prezentacji opinii”, polskie Ministerstwo Gospodarki uspokaja, że mandat, który otrzymała KE od państw członkowskich do negocjowania umowy TTIP nie obejmuje kwestii GMO. - Jest to istotna kwestia dla wielu państw członkowskich UE, nie tylko Polski, co tym bardziej wzmacnia przekaz stanowiska do KE stanowczego sprzeciwu uwzględnienia GMO w negocjacjach TTIP. Rolnictwo i dziedzictwo naturalne to elementy istotne dla wielu państw członkowskich UE i KE nie dąży do zmiany ich statusu” - wyjaśnia Biuro Prasowe.

Problem polega jednak na tym, że w USA nie ma obowiązku oznaczania żywności wyprodukowanej przy użyciu GMO. Krytycy TTIP przestrzegają, że wejście wielkich amerykańskich firm byłoby katastrofą dla europejskiego rolnictwa i jego standardów. Kurczaki czyszczone po zabiciu chlorem mogłyby nie być czymś wyjątkowym. Także koszty produkcji w Europie, z racji rożnego rodzaju ograniczeń dotyczących np. stosowania określonych środków ochrony roślin, są zdecydowanie większe.

Ministerstwo Gospodarki nie podziela tych obaw, twierdząc, że umowa TTIP dzięki swym postanowieniom, w tym dotyczących ułatwień w handlu może być szansą dla małych i średnich przedsiębiorstw, które dotychczas obawiały się ekspansji na rynek amerykański. - Obniżenie ceł, implementacja przepisów ułatwiających handel (w tym m.in. w kontekście skomplikowanych procedur celnych) oraz przejrzystość informacji w wielu aspektach handlu np. w odniesieniu do środków sanitarnych i fitosanitarnych istotnych dla eksportu artykułów rolno- spożywczych, liberalizacja przepisów dot. świadczenia usług (w tym poprzez handel transgranicznych) wszystkie te elementy w naszej ocenie będą na korzyść dla polskich eksporterów bez obaw „zalania” przez towary pochodzące z USA.

Takich spornych kwestii w otoczeniu TTIP jest zdecydowanie więcej, tymczasem temat ten jest w Polsce traktowany marginalnie. Warto, by aktywność obywateli krajów Europy Zachodniej i ich rządów stała się wzorem do naśladowania.