Z terrorystami się nie negocjuje. Żelazna zasada, której złamanie często oznacza uruchomienie spirali terroru, pasuje też do świata dyplomacji. Tak jak nie należy ulegać terrorowi przestępców, tak nie można się poddawać terrorowi państwowemu. W tym przypadku greckiemu.
Nowy rząd w Atenach zaczął ostro – od wyrażenia sprzeciwu wobec mocniejszych sankcji wobec Rosji. Sankcji, przypomnijmy, które mają być uruchomione po zbrodniczym zbombardowaniu rakietami Mariupola. O prorosyjskich ciągotach premiera Tsiprasa sporo już w Dzienniku Gazecie Prawnej pisaliśmy. Wczoraj o tym, że może on zawetować wspólną unijną deklarację, z euforią rozpisywały się z kolei rosyjskie media, które nie marzą o niczym innym jak tylko o tym, żeby rozerwać europejską solidarność. Solidarność, która jest jedynym gwarantem tego, że wobec wschodniego olbrzyma występujemy nie jako ławica płotek, ale jako potężny europejski organizm.
Teraz, być może po to, aby przekonać Berlin i Brukselę do tego, żeby darowały resztę długów, Grecy straszą wetem w sprawie polityki wobec Rosji. Uważam, że gospodarczy interes Europy przemawia za tym, by Grecji pomóc, zmienić program spłaty długów, dać nadzieję młodym Grekom. Klucz do rozwiązania gospodarczych problemów strefy euro leży w Berlinie i warto ustąpić prośbom Madrytu, Lizbony czy Rzymu. W Europie należy wyzwolić wzrost gospodarczy. Ale nie można tego zrobić pod dyktando politycznego pistoletu.