W przyszłym roku świat powinien rozwijać się nieco szybciej. Pod warunkiem że Europa poradzi sobie z deflacją, kraje arabskie – z tanią ropą, USA wyczują dobry moment na podniesienie stóp, a chiński juan się nie zdewaluuje
Cena ropy brent w 2014 r. / Dziennik Gazeta Prawna
Według prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego w nowym roku światowy wzrost gospodarczy wyniesie 3,8 proc., co byłoby zauważalnie lepszym wynikiem niż tegoroczne 3,3 proc. Na dodatek duży spadek cen ropy naftowej w ostatnich kilkunastu tygodniach, którego MFW jeszcze nie uwzględnił w swojej sporządzanej co pół roku prognozie, może – zakładając, że wartość baryłki się ustabilizuje na obecnym poziomie – podnieść globalny wzrost o kolejne 0,8 pkt proc. Zapowiada się zatem dobry gospodarczo rok. Nie oznacza to jednak, że możemy patrzeć na niego bez obaw, bo czynniki ryzyka – zarówno te w miarę przewidywalne, jak i zupełnie nieprzewidywalne – pozostały. Poniżej prezentujemy najważniejsze z nich.
Polityczna niestabilność w Europie
Zgodnie z obawami greckiemu parlamentowi nie udało się wczoraj wybrać prezydenta, co powoduje konieczność przeprowadzenia przedterminowych wyborów parlamentarnych. A w tych faworytem jest skrajnie lewicowa Syriza, która chce zaprzestania bolesnej, ale przynoszącej pierwsze efekty polityki oszczędnościowej. – Aleksis Cipras może nie być takim radykałem, jakim był jeszcze niedawno, ale wkrótce będzie premierem, co spowoduje nowy kryzys zadłużeniowy w Grecji – uważa Stephen Pope, analityk ze Spotlight Ideas. Taki scenariusz niepokoi zarówno Brukselę, jak i inwestorów, a obawy są tym większe, że na Grecji może się nie skończyć. Sukces Syrizy byłby impulsem dla niezadowolonych z cięć mieszkańców Hiszpanii i Portugalii, którzy też w 2015 r. będą głosować. Innego rodzaju czynnikiem niestabilności politycznej w Europie będą majowe wybory w Wielkiej Brytanii, gdzie dobry wynik może uzyskać Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), która chce wyjścia kraju z Unii Europejskiej.
Deflacja grozi nawrotem recesji
Choć z punktu widzenia indywidualnego konsumenta spadające ceny wydają się korzystne, to dla gospodarki deflacja jest bardzo niebezpieczna, bo zazwyczaj prowadzi do recesji. Groźba deflacji dotyczy w największym stopniu strefy euro, w której już teraz wzrost cen jest minimalny, ale inflacja jest poniżej zakładanego celu także w Stanach Zjednoczonych i Chinach. – Presja deflacyjna jest najsilniejsza w rozwiniętym świecie w związku ze spadkiem cen surowców i anemicznym globalnym wzrostem gospodarczym – podkreśla firma analityczna IHS. Ryzyko deflacji szczególnie zwiększyło się wraz ze spadkiem cen ropy.
Zbyt wczesne podniesienie stóp procentowych przez Fed
Według powszechnych oczekiwań – i sugestii członków Rezerwy Federalnej – amerykański bank centralny podniesie stopy procentowe – po raz pierwszy od początku kryzysu – około połowy 2015 r. Wyczucie właściwego momentu – tak, aby z jednej strony zwalczyć ryzyko deflacji, a z drugiej nie zaszkodzić wzrostowi gospodarczemu – nie będzie jednak proste. – Kiedy cykl podwyżek stóp się zacznie, tempo wzrostu będzie prawdopodobnie jeszcze bardziej stopniowe, niż było to w poprzednich takich przypadkach – ostrzegają analitycy z TD Economics. Niektórzy eksperci przewidują nawet, że w tej sytuacji Fed zachowa się bardzo ostrożnie i w ogóle nie zdecyduje się na podniesienie stóp w 2015 r.
Słabości rynków wschodzących
– Kraje rozwijające się zmierzają w kierunku trzeciego kolejnego roku z rozczarowującym wzrostem gospodarczym poniżej 5 proc. – napisał Bank Światowy. Rynki wschodzące, które jeszcze dwa, trzy lata temu miały być motorem światowej gospodarki, mają coraz większe problemy, co wynika m.in. z tego, że większość z nich opiera swój wzrost na eksporcie surowców lub taniej produkcji. Ewentualna podwyżka stóp procentowych w USA jeszcze umocni rosnący w ostatnich miesiącach kurs dolara, co odbije się przede wszystkim na walutach krajów z rynków wschodzących. W konsekwencji importowane przez nich towary będą coraz droższe.
Problemy eksporterów ropy naftowej
W szczególności te problemy dotyczyć będą krajów, dla których eksport ropy naftowej jest głównym źródłem dochodów budżetowych. O ile bankructwo Rosji jest mało prawdopodobne, o tyle niewypłacalność Wenezueli jest jak najbardziej realna, a to wystarczy, by wywołać lokalny wstrząs. Niemal wszystkie państwa naftowe będą musiały ograniczyć kosztowe projekty infrastrukturalne, co spowolni ich wzrost gospodarczy, albo wycofać się z równie kosztownego subsydiowania cen podstawowych produktów. W skrajnym przypadku grozi to wybuchem niepokojów społecznych porównywalnych do arabskiej wiosny.
Spowolnienie w Chinach
Choć Chiny korzystają na spadku cen ropy, nie wystarczy to, by zapobiec spowolnieniu wzrostu gospodarczego. Celem władz w Pekinie na przyszły rok będzie wzrost w wysokości 7 proc. PKB, co byłoby najgorszym wynikiem od 2004 r., ale według przewidywań analityków wyniesie on między 6 a 7 proc. PKB. Świadczą o tym spadające ceny nieruchomości i mniejszy popyt wewnętrzny. Tymczasem, aby zapewnić zatrudnienie dla wszystkich nowo wchodzących na rynek pracy, Chiny potrzebują, by ich gospodarka rosła w tempie 7,2 proc. rocznie.
Czynniki geopolityczne
Wpływ wojny w Donbasie czy ekspansji Państwa Islamskiego na światową gospodarkę zależeć będzie od intensywności obydwu konfliktów. To samo dotyczy też innych czynników geopolitycznych, jak potencjalne ataki terrorystyczne, cyberataki na dużą skalę czy zaostrzenie się stosunków między Chinami a Japonią.
Czynniki nieprzewidywalne
W prognozowaniu wydarzeń mało prawdopodobnych, lecz potencjalnie mających ogromny wpływ na gospodarkę, specjalizuje się Saxo Bank. Jako tego typu zdarzenia na przyszły rok jego analitycy wytypowali m.in. bankructwo Rosji, odejście Mario Draghiego ze stanowiska szefa europejskiego Banku Centralnego, dewaluację chińskiego juana o 20 proc. czy ataki hakerskie na dużą skalę, które doprowadzą do załamania się handlu internetowego. Na szczęście tego typu szokujące prognozy rzadko się sprawdzają. Mało realne jest zresztą też to, że wszystkie te bardziej prawdopodobne czynniki ryzyka wystąpią jednocześnie.
Taniejąca ropa nie wszystkich zaskoczyła
Pięćdziesięcioprocentowy spadek cen ropy naftowej w ciągu ostatniego półrocza był jednym z najbardziej zaskakujących wydarzeń na świecie w 2014 r. Nieprzyjemną niespodzianką był on zwłaszcza dla państw eksporterów, które kalkulując budżety, zakładały, że średnia cena baryłki będzie na poziomie ok. 140 dol. (np. Wenezuela czy Iran). Ale okazuje się, że byli analitycy, którzy przewidzieli załamanie się cen surowca.
Na taką ewentualność wskazywał opublikowany na wiosnę raport Międzynarodowej Agencji Energii (IEA), który zwracał uwagę, że w ciągu najbliższego roku wolne moce produkcyjne wzrosną ponaddwukrotnie – z poziomu trzech do siedmiu milionów baryłek dziennie. Raport nie zajmował się samymi cenami, ale na podstawie tej przesłanki można było się spodziewać ich spadku.
– Byłoby błędem przypuszczać, że po naftowej euforii z lat 2007–2008 nie nastąpi w pewnym momencie długoterminowa korekta podobna do załamania się cen z lat 80. – napisała na początku lipca na swoim blogu Amy Myers Jaffe, ekspertka energetyczna z University of California-Davis. Przewidywała ona, że w ciągu najbliższych trzech – pięciu lat normą stanie się cena baryłki na poziomie 50–70 dol., zaś okazjonalnie może ona nawet spadać w okolice 30 dol.
Bardziej konserwatywny w swoich prognozach był Jeremy Warner, publicysta ekonomiczny brytyjskiego dziennika „Daily Telegraph”, który w grudniu 2013 r. w prognozach na nowy rok przewidywał cenę 80 dol. za baryłkę, co też oznaczało spory spadek wobec ówczesnych cen.
Nad możliwością spadku cen zastanawiali się też Rosjanie. W grudniu zeszłego roku „Prawda” przepytała pod tym kątem rosyjskich analityków. Żaden wprawdzie nie dopuścił wersji, że cena może dojść do 20–30 dol. za baryłkę, ale 80 dol. – jak najbardziej tak.
Kraje rozwijające się rozczarują wzrostem PKB poniżej 5 proc.