Niedawna dyskusja o funduszach emerytalnych może skłonić nas do bardziej systematycznego odkładania pieniędzy. Edukacja ekonomiczna przekłada się na zachowania ludzi – z korzyścią dla całej gospodarki.
Posiadacze depozytów w krajowych bankach / Dziennik Gazeta Prawna
Kryzys przewartościował myślenie o oszczędnościach – twierdzi Leszek Pawłowicz, szef Gdańskiej Akademii Bankowej i organizator zaczynającego się w środę Kongresu Bankowości Detalicznej. – Wcześniej rozwój często opierano na przyciąganiu inwestycji zagranicznej. Ale po wybuchu kryzysu wszyscy zdali sobie sprawę z tego, że one powodują większą chwiejność gospodarki w trudnych momentach. Z tego punktu widzenia opieranie się na oszczędnościach krajowych jest bardzo ważne – i dla gospodarki, i dla krajowego systemu finansowego, bo zwiększa jego bezpieczeństwo – uważa Pawłowicz.
Od tego, jak będą rosły krajowe oszczędności, w głównej mierze zależeć będzie możliwość pobudzania inwestycji i zwiększania potencjału naszej gospodarki. W Polsce największy udział w kumulowaniu oszczędności mają banki. Nie bez powodu otwierający kongres panel został zatytułowany: „Jak wzmocnić wkład sektora bankowego w rozwój gospodarczy i społeczny?”.
Zdaniem Piotra Bielskiego, ekonomisty Banku Zachodniego WBK, wzrost oszczędności będzie zależał przede wszystkim od tego, jak będą się kształtowały dochody Polaków. – Jeśli one nie będą rosły, trudno będzie i o oszczędności – mówi krótko. Ale poziom dochodów to niejedyny czynnik. Jego zdaniem warto popatrzeć, jak zmieniła się sytuacja po kryzysie. – Zanim do niego doszło, Polacy po prostu za dużo konsumowali w relacji do osiąganych dochodów. Świadczy o tym wysoka dynamika kredytów, zarówno konsumpcyjnych, jak i mieszkaniowych. W ostatnich latach tu nastąpiła duża zmiana – zauważa analityk.
Co oprócz czynników makroekonomicznych mogłoby zachęcać Polaków do oszczędzania?
– Paradoksalnie mogą do tego doprowadzić dyskusja na temat otwartych funduszy emerytalnych i przeprowadzone zmiany w OFE. Dyskusja pokazała, że dość rozpowszechnione przekonanie o „emeryturze pod palmami” nie ma podstaw. Wzrosła świadomość, że oszczędzać trzeba i że każdy z nas potrzebuje długoterminowych oszczędności – wskazuje Piotr Bielski. Jego zdaniem edukacja ekonomiczna to kluczowy czynnik, którzy będzie służył skłonności od odkładania pieniędzy.
Leszek Pawłowicz zwraca natomiast uwagę na znaczenie zwiększania długoterminowych oszczędności z punktu widzenia banków. – Nie można przecież opierać długoterminowych, np. 30-letnich kredytów na depozytach bieżących czy krótkoterminowych – mówi.
Według niego z tego punktu widzenia istotny jest rozwój banków hipotecznych, które mogą emitować listy zastawne, bezpieczne papiery o kilkuletnim terminie wykupu. Ich emitowanie pozwala bankom na większą stabilność źródeł finansowania. Skutkuje więc wzrostem bezpieczeństwa instytucji finansowych. Ustawa o listach zastawnych i bankach hipotecznych obowiązuje w Polsce od kilkunastu lat. Takie instytucje mają jednak znikomy udział w finansowaniu inwestycji w nieruchomości. Specjaliści mają nadzieję, że rozwój banków hipotecznych przyśpieszy dzięki wprowadzanym właśnie zmianom w przepisach.
Dyrektor Gdańskiej Akademii Bankowej przypomina, że banki hipoteczne nie są jedynym sposobem na wydłużanie horyzontu oszczędzania. Według niego służyć do tego mogłyby również kasy budowlane. To instytucje rozpowszechnione w Niemczech, ale też w takich krajach, jak Czechy czy Słowacja, gdzie klienci najpierw przez kilka lat oszczędzają (dodatkową zachętą jest dopłata z budżetu państwa), by później nabyć prawo do korzystnie oprocentowanego kredytu – zwykle na cele mieszkaniowe. Pod koniec lat 90. ustawa o kasach budowlanych została uchwalona i w Polsce, jednak żadna z takich instytucji nie wystartowała, bo resort finansów nie wydał potrzebnych aktów wykonawczych.
– To była zaprzepaszczona szansa. To wynikało ze strachu przed krótkoterminowymi negatywnymi konsekwencjami dla budżetu, które przecież można było ograniczyć. W długim terminie ten system byłby korzystny – ocenia Pawłowicz.
Z punktu widzenia całej gospodarki zwiększaniu możliwości inwestycji służyłoby nie tylko zachęcanie do oszczędzania gospodarstw domowych. Mogą to robić również inne sektory. – Raczej nie firmy, bo one właśnie powinny zaciągać kredyty na nowe projekty, tym bardziej że nasze przedsiębiorstwa nie są mocno zadłużone. Powinniśmy natomiast liczyć na oszczędności budżetowe przejawiające się niższym deficytem – zaznacza Piotr Bielski.
Banki powinny poradzić sobie z niskimi stopami procentowymi
Gdy oprocentowanie depozytów w bankach rośnie, klienci chętniej przynoszą do nich pieniądze. Gdy spada, dzieje się odwrotnie. Obecnie stopy procentowe w Polsce są rekordowo niskie. Eksperci spodziewają się, że w ciągu kilku miesięcy do niskich stóp oficjalnych ofertę depozytową dostosują także banki. W największych nie dziwią już stawki depozytów terminowych nieprzekraczające 1 proc. w skali roku. Czy takie oprocentowanie nie będzie zniechęcało do oszczędzania?
– Jest zbieżność w czasie między spadkiem lub wzrostem oszczędności i spadkiem lub wzrostem stóp procentowych. Ale udowodnić związek przyczynowo-skutkowy nie byłoby już tak łatwo. Obecnie stopy są bardzo niskie, a mimo to w pierwszych trzech kwartałach depozyty gospodarstw domowych wyraźnie się zwiększyły – podkreśla Piotr Bielski z BZ WBK. Od stycznia do września tego roku gospodarstwa domowe zwiększyły depozyty w bankach o niemal 27 mld zł, wynika z danych NBP. W takim samym okresie ubiegłego roku był wzrost o nieco ponad 20 mld zł.
Eksperci zwykle powtarzają, że znaczenie ma nie tylko nominalne oprocentowanie lokat, ale także zysk z nich uwzględniający inflację. Ta zaś jest obecnie niska (w ostatnich miesiącach ceny w ujęciu rocznym pierwszy raz od kilkudziesięciu lat spadały, a nie rosły), więc w ujęciu realnym dochodowość lokat nie wypada źle.
Na korzyść krajowych instytucji finansowych przemawia jeszcze jeden czynnik. – Niedawny przegląd aktywów w bankach pokazał, że bezpieczeństwo polskich banków jest znacząco wyższe niż banków z innych krajów europejskich – przypomina Leszek Pawłowicz z GAB. Jak podała niedawno Komisja Nadzoru Finansowego, przeglądu jakości aktywów i stress testów nie zdały tylko dwa nasze banki. A badania były prowadzone na podstawie danych za 2013 r. Obie instytucje uzupełniły już braki kapitału. W strefie euro identycznego badania Europejskiego Banku Centralnego nie przeszło ponad 20 instytucji. Zdaniem Pawłowicza to porównanie wskazuje, że nie należy obawiać się, że klienci banków będą przenosić pieniądze np. na rynek kapitałowy. – Teoretycznie Kowalski może kupić akcje albo obligacje. Ale tu ryzyko jest znacznie wyższe. Niewiele jest choćby emisji z oceną ratingową – wskazuje Pawłowicz.
Jak dotąd, banki zdecydowanie wygrywają z innymi formami lokowania oszczędności, przynajmniej jeśli chodzi o gospodarstwa domowe. W postaci depozytów zgromadziły one niemal 600 mld zł. W akcjach notowanych na giełdzie Polacy mają ulokowane niecałe 45 mld zł (takie są dane NBP według stanu na koniec czerwca). Nawet jeśli do tej kwoty dodać niespełna 93 mld zł w funduszach inwestycyjnych, udział akcji i obligacji pozostaje niewielki. Więcej – niemal 117 mld zł – mamy odłożone w gotówce.
Leszek Pawłowicz zauważa, że środowisko niskich stóp procentowych może być groźne dla oszczędności z innego powodu. – Kilka dużych banków centralnych prowadzi ilościowe luzowanie polityki pieniężnej. Nieco upraszczając: jeśli europejski bank może bez problemu pozyskać tanie finansowanie z Europejskiego Banku Centralnego, to po co miałby walczyć o pieniądze zwykłych deponentów? – pyta. Według niego właśnie z tego powodu niestandardowe podejście w polityce pieniężnej nie służy długoterminowemu wzrostowi gospodarczemu.