Do zamówienia publicznego na śmigłowce dla wojska włączają się związki zawodowe z zatrudniających tysiące osób firm w Świdniku i Mielcu. Ich zdaniem warunki przetargu preferują przedsiębiorstwa nieprodukujące w Polsce
W ciągu roku Ministerstwo Obrony Narodowej wybierze dostawcę 70 helikopterów wsparcia bojowego i zabezpieczenia dla polskiej armii.
Szacunkowa wartość opóźnionego już o co najmniej pół roku kontraktu to ponad 11 mld zł. Termin składania ofert został niedawno wydłużony do końca listopada. W grze jest trzech globalnych graczy. PZL Świdnik wykupione przez koncern włoski Agusta Westland (oferuje helikopter AW 149), PZL Mielec przejęte przez amerykański koncern Sikorsky (proponuje blackhawki) oraz konsorcjum pod wodzą francuskiego Eurocoptera (śmigłowiec EC 725 Caracal), które obiecuje, że po wygraniu przetargu otworzy zakład w Polsce. – Postępowanie na śmigłowce jest bardzo trudne, ponieważ jest trzech wielkich, ostrych konkurentów, jest kontrolująca nas Komisja Europejska. Tutaj wszyscy na wszystko patrzą – mówił w rozmowie z DGP wicepremier i minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak.
Teraz do gry o wielkie zamówienie dołączyły także związki zawodowe z zatrudniających tysiące ludzi zakładów w Świdniku i Mielcu. Na Krajowym Zjeździe Delegatów NSZZ „Solidarność” w ubiegłym tygodniu przyjęto następującą uchwałę: „KZD NSZZ z niepokojem obserwuje działania Rządu RP związane z rozstrzygnięciem przetargu na zakup śmigłowców dla polskiej armii. Z przetargiem tym wiążą nadzieje i oczekiwania polskie firmy PZL Mielec, PZL Świdnik i inne, w które zainwestowali potentaci światowego przemysłu lotniczego, firmy Sikorsky i Agusta Westland. Tymczasem podejmowane działania mogą wpłynąć negatywnie na ich szanse, a wręcz uniemożliwić złożenie ostatecznej oferty”. Związkowcy mają obawy, że „warunki przetargu preferują producentów nieposiadających dotychczas produkcji w Polsce”.
Ta uchwała to kolejny sposób nacisku związkowców. Nieoficjalnie udało nam się dowiedzieć, że delegacja związkowców ze Świdnika odwiedziła ministra skarbu i poinformowała bez ogródek: to my powinniśmy wygrać ten przetarg. – Uchwała „S” oznacza, że związki zawodowe najwyraźniej są zaniepokojone przebiegiem postępowania przetargowego – mówi Janusz Zakręcki, prezes PZL Mielec. – Związkowcy obawiają się o miejsca pracy w Polsce. Rzeczywiście byłoby dziwne, gdyby komisja przetargowa nie uwzględniła potencjału produkcyjnego już istniejącego w Polsce.
Co o przetargu sądzą w MON? – Najważniejsze jest to, by polska armia miała dobry śmigłowiec. Jak my zaczniemy dzielić ciastka, bo Świdnik, bo Mielec, to nie uda nam się niczego zmodernizować. Trzeci oferent deklaruje, że zbuduje u nas fabrykę, a my od tych, którzy już tu są, oczekujemy pewnych rzeczy. Nie jest tak, że jeśli ktoś już u nas zainwestował, to automatycznie dostanie zlecenie. Oczywiście wokół tego rodzą się napięcia – wyjaśnia Tomasz Siemoniak. – Chcemy wybrać najlepszy śmigłowiec, jakiego potrzebujemy, a nie taki, który dana firma chce akurat produkować. Oczywiście ważne są także miejsca pracy. Mając pieniądze na 70 śmigłowców, możemy oczekiwać więcej, niż oferują zakłady, które obecnie działają w Polsce. Nie możemy dać sobie wmówić złego rozwiązania – dodaje.

6 miesięcy co najmniej tyle opóźnienia ma przetarg na śmigłowce

70 śmigłowców wielozadaniowych chce kupić polska armia

11,56 mld zł to szacunkowa wartość kontraktu na śmigłowce