Organizacja piłkarskich mistrzostw świata miała się stać impulsem dla gospodarki, tymczasem pogłębiła recesję, która z kolei może pogrzebać szansę na reelekcję urzędującej prezydent
Zamiast mistrzostwa świata – kompromitująca porażka 1:7 w półfinałowym meczu z Niemcami. Zamiast boomu gospodarczego będącego efektem wielkich inwestycji infrastrukturalnych i przyjazdu tysięcy turystów – recesja. Niecałe dwa miesiące po zakończeniu mundialu Brazylia nie ma zbyt wielu powodów do zadowolenia z powodu jego organizacji.
Pod sam koniec sierpnia brazylijski instytut statystyczny IBGE podał, że w II kw. tego roku PKB skurczył się o 0,6 proc., a ponieważ po zweryfikowaniu danych za pierwsze trzy miesiące wyszło, że jego wartość spadła wówczas o 0,2 proc., oznacza to, że Brazylia – siódma co do wielkości gospodarka świata – jest w recesji. Wprawdzie minister finansów Guido Mantega pokrętnie tłumaczył, że dwa kolejne kwartały ze spadkiem PKB wcale nie oznaczają recesji, bo przecież bezrobocie nie rośnie, ale następne dni tylko potwierdzały, że kondycja gospodarki nie jest dobra. W miniony czwartek np. konfederacja przemysłowców podała, że w lipcu przychody przemysłu zmniejszyły się o 5,1 proc. w porównaniu z lipcem 2013 r., zaś za cały bieżący rok spodziewa się spadku produkcji o 1,7 proc., a nie jak do tej pory wyliczała – o 0,5 proc.
Jedną z przyczyn tego stanu jest mundial, a dokładniej niedociągnięcia organizacyjne. Brazylijski Itaú Unibanco wyliczył, że co najmniej połowa z 0,6-proc. spadku PKB to efekt większej liczby dni wolnych. W czasie mistrzostw władze federalne, stanowe i lokalne ustanawiały dni wolne od pracy nie tylko po to, by Brazylijczycy mogli oglądać mecze swojej reprezentacji, ale i dlatego, by zmniejszyć ilość pasażerów transportu publicznego. Ten nie wytrzymywał obciążenia, bo z wieloma inwestycjami, takimi jak dworce czy linie kolejowe, nie zdążono na czas.
Dlatego też nie należy wierzyć w zapewnienia ministra Mantegi, że dane za lipiec będą już lepsze. Przez pierwsze dwa tygodnie miesiąca wciąż przecież trwały mistrzostwa, zaś katastrofalny występ brazylijskiej reprezentacji spowodował, że zamiast zwiększonej konsumpcji towarzyszącej zwykle sukcesom sportowym, ochota Brazylijczyków na wydawanie pieniędzy jeszcze spadła. W efekcie najbardziej optymistyczne prognozy na ten rok mówią o wzroście gospodarczym na poziomie 0,5 proc., choć spora część ekonomistów przewiduje, że nie będzie go wcale. Szczytem marzeń na przyszły rok jest zaś 1,5 proc., a nie przewidywane przed mistrzostwami 1,8 do 2,6 proc.
– Recesja pokazuje, że model wzrostu oparty na konsumpcji wewnętrznej się wyczerpał. Dobrze widać, co dolega gospodarce: spowolnienie produkcji przemysłowej, spadek inwestycji, wzrost liczby towarów w magazynach. Wydobycie się z tego stanu będzie długotrwałe – uważa Eduardo Velho, główny ekonomista firmy inwestycyjnej INVX Global.
Skutkiem sytuacji gospodarczej może być polityczne trzęsienie ziemi; za cztery tygodnie odbędą się tu bowiem wybory prezydenckie i parlamentarne. Jeszcze pół roku temu wydawało się, że lewicowa prezydent Dilma Rousseff – mimo pojawiających się słabszych sygnałów z gospodarki – może być pewna pozostania na drugą kadencję. Szczególnie że miał jej pomóc sukces piłkarzy. Tymczasem katastrofa sportowa, niedociągnięcia organizacyjne i brak spodziewanych zysków finansowych powodują, że Brazylijczycy postrzegają mundial, na który wydano rekordową kwotę 14 mld dol., jako imprezę straconych szans.
A ponieważ w brazylijskim systemie politycznym prezydent sprawuje realną władzę, obarczanie odpowiedzialnością pani Rousseff nie jest nieuzasadnione. Zresztą lista jej błędów jest dłuższa – oprócz tego, że nie zrobiła nic z problemem strukturalnym, czyli uzależnieniem brazylijskiej gospodarki od sprzedaży surowców, chodzi przede wszystkim o inflację, która od kilku lat oscyluje wokół 6 proc. Konsekwencją jest spadek kursu reala, który od początku jej kadencji stracił w stosunku do dolara połowę swojej wartości. Rousseff i Mantega bronią się wprawdzie stopą bezrobocia, które zbliżając się do poziomu 4 proc., faktycznie jest rekordowo niskie, ale ta liczba nie oddaje całej prawdy. Rekordowa liczba młodych ludzi wciąż się uczy i nie weszła jeszcze na rynek pracy.
Efekt jest taki, że Rousseff przegrywa w sondażach z wystawioną przez partię socjalistyczną działaczką ekologiczną Mariną Silvą. Co ciekawe Silvę popiera także część przedsiębiorców, choć jest to bardziej głos przeciwko urzędującej prezydent. Silva ma wprawdzie skłonności reformatorskie, ale jej program gospodarczy nie jest jasny, poza tym trudno przypuszczać, by było jej po drodze z wpływowymi sektorami rolnym i energetycznym.
– Kluczem do zwycięstwa w tych wyborach będzie gospodarka. Brazylijczycy, w wyniku zmniejszającej się siły nabywczej reala, coraz mocniej odczuwają inflację, więc kandydat, który przedstawi najlepsze propozycje w tej sprawie, będzie miał przewagę – mówi Ricardo Guedes z ośrodka sondażowego Sensus.
Ewentualne zwycięstwo Silvy byłoby też wielką rewolucją społeczną. Kandydatka pochodzi z Amazonii, gdzie jej rodzina utrzymywała się ze zbierania kauczuku, a ona sama do 16. roku życia nie umiała czytać ani pisać.

Spada siła nabywcza reala, a niskie bezrobocie to trochę fikcja