Rok w rok w naszych rękach pojawia się 10 tys. sztuk strzelb, dubeltówek i pistoletów
Coraz więcej broni w rękach Polaków / Dziennik Gazeta Prawna
Ponad 340 tys. osób ma pozwolenie na używanie broni i co roku ta liczba zwiększa się o blisko 5 tys. 44 proc. dotyczy broni myśliwskiej. Dziesięć lat temu było w Polsce 213 tys. sztuk legalnej palnej broni myśliwskiej, dziś według najnowszych danych Komendy Głównej Policji w użyciu jest ponad 292 tys. dubeltówek, strzelb i sztucerów, a pozwolenia na ich użytkowanie ma aż 150 tys. osób, czyli o niemal jedną trzecią więcej niż przed dekadą. To właśnie ta broń odpowiada za wzrost ogólnej liczby broni zarejestrowanej w Polsce. Średnio rocznie jej liczba wzrasta o blisko 10 tys. sztuk. Większość z tego stanowi broń do polowań – 7–8 tys. Za resztę wzrostu odpowiada głównie palna broń sportowa i po dosłownie kilkaset sztuk palna broń bojowa. Liczba gazowej, elektrycznej i sygnałowej oraz alarmowej jest praktycznie stabilna.
Łączna liczba broni po drastycznym spadku z ok. 540 tys. w 2005 r. do 469 tys. w 2006 r., gdy weszła w życie ustawa zaostrzająca zasady wydawania pozwoleń, szybko zaczęła rosnąć, co można wiązać z odradzającą się modą na polowania. – Kobiety, pracownicy korporacji, menedżerowie w dużej części młodzi, 30-letni – Agnieszka Miklas, dyrektor organizowanych już od 5 lat targów ExpoHunting, wymienia, kto coraz częściej zaczyna się interesować tym sposobem spędzania wolnego czasu, i dodaje, że doskonale widać to na jej targach, które z roku na rok przyciągają nie tylko coraz więcej wystawców, ale także zwiedzających. W tegorocznej imprezie uczestniczyło już 8 tys. osób.
Tę opinię potwierdza dr Izabela Kamińska, wykładowca na kierunku administrowanie i zarządzanie zasobami łowieckimi i środowiskiem na Wszechnicy Polskiej w Warszawie prowadząca zajęcia z zakresu kulturotwórczej roli łowiectwa. – Wśród studentów, poza osobami z dekadami doświadczeń, jest wielu młodych myśliwych, zainteresowanych nie tylko pragmatyczną rolą łowiectwa, ale również jego tradycjami – opowiada i dodaje, że myślistwo to zajęcie prestiżowe, które w pewnych środowiskach, niektórych branżach jest wręcz dobrze widziane. – Z drugiej strony mamy coraz więcej dian, czyli kobiet, które także zajmują się łowiectwem. Panie również wyruszają w knieje, a także mają duży udział w pielęgnowaniu myśliwskich tradycji.
Członków kół łowieckich jest dziś już ponad 116 tys., podczas gdy pięć lat temu było ich o 10 tys. mniej. Wokół myślistwa zaczyna rozwijać się coraz większy rynek. Nie tylko broni palnej, ale także noży, ubrań, butów, sprzętu takiego jak lornetki, okulary, lokalizatory. Pojawia się też coraz więcej usług dla myśliwych – od warsztatów gotowania dziczyzny przez tworzenie desek na trofea aż po specjalne ubezpieczenia.
Największy jednak ruch jest na rynku myśliwskiej turystyki. – Kiedyś więcej przyjeżdżało do nas Niemców i Austriaków. Dziś jesteśmy modniejsi wśród Skandynawów, szczególnie Duńczyków – mówi nam Ewa Płomińska, menedżer z biura polowań Lux, które działa od ponad dekady. I tu także widać odmładzanie się klientów. – Sporo przyjeżdża do nas ojców z synami. Widać, że kolejne pokolenia zaczynają się interesować tym sportem i Polską jako miejscem tradycyjnego łowiectwa – dodaje Płomińska.
– Łącznie działa u nas już ok. 200 biur podróży zajmujących się myślistwem dewizowym, czyli konkurencja jest spora – dodaje Anna Grabowska z Hummel Travel. Tylko za ich pośrednictwem rocznie przyjeżdża do nas ponad 700 myśliwych zagranicznych, także głównie z Danii. Dla duńskich myśliwych Polska jest w ostatnim czasie naprawdę pożądanym kierunkiem. Jak kilka miesięcy temu Henning Olsen z firmy Buhl Jagtrejsers, organizującej wyprawy łowieckie, stwierdził w rozmowie z duńskim serwisem internetowym SN.dk, że już ponad połowa jego klientów wybiera właśnie nasz kraj.
Drugim powodem szybkiego rozwoju tego rynku jest internet. – Łatwo jest stworzyć sklep z pełnym myśliwskim wyposażeniem, a myśliwi mogą się łatwo i wygodnie zaopatrywać w sprzęt i akcesoria – dodaje Płomińska.